[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zle zniósł wiadomość o separacji rodziców i decyzję matki
o pozostaniu w Europie odebrał jako kolejny przejaw odrzucenia.
W maju, kilka tygodni przed wielkim powrotem do
Ameryki Południowej, pewien młody attache kulturalny
z Argentyny, Martin Tiempo*, przybył do ambasady w Bernie. Poznał tam Juana Manuela
Argericha, który od razu
zaczął opowiadać mu o tangu i przeczytał wiersze napisane
dla córki. Martin interesował się przede wszystkim jazzem
i nie wiedział, kim jest Martha Argerich. Juan Manuel postanowił niezwłocznie go z nią poznać, a
właśnie nadarzała
się okazja, bo jego córka wróciła z Hiszpanii. Martin był
bardzo podekscytowany, zastanawiał się, czy Martha będzie w dobrym, czy też w złym nastroju.
"Ujrzałem sympatyczną nastolatkę o cudownych czarnych włosach i w okularach z grubymi
szkłami, która ciągnęła za sobą ogromną płócienną walizkę w szkocką kratę",
opowiada Martin.
Zamknęła się w sąsiednim pokoju, by ćwiczyć na pianinie. Jej rodzice byli niezwykle przeczuleni,
czekali na opinię młodego człowieka. Był zdumiony, do jakiego stopnia
wszyscy obawiali się reakcji pianistki. Często zmieniający
się humor Marthy był w rodzinie tematem licznych komentarzy.
Martin Tiempo szybko nawiązał z państwem Argerich
zażyłe stosunki. Ponieważ mieli się wkrótce rozdzielić, a Juanita przenosiła się do konsulatu w
Genewie, by być bliżej
córki, ustalono, że Martin przejmie zwalniane przez nich
mieszkanie w Bernie. Po wyjezdzie ojca i brata Martha zadzwoniła do drzwi młodego attache.
Spytała Martina, czy
może udzielić jej na jakiś czas gościny. Nie wytrzymywała
już z matką. Tydzień pózniej zjawiła się z walizkami. Mar-
Nie był jeszcze ojcem pianisty Sergia Tiempo.
BERNO
tin był oczarowany młodą genialną pianistką, sam czuł się
ignorantem w dziedzinie muzyki klasycznej. Pamiętał tylko, że słyszał Artura Rubinsteina w Teatro
Colón i Dawida
Oj stracha w Koncercie skrzypcowym Brahmsa, w plenerze,
w Buenos Aires, podczas koncertu, na którym obecna była także Martha. Zadawał więc naiwne
pytania, które ją
bawiły:
- Nie masz dość grania w kółko tych samych utworów?
Przypominało to Marcie jednego z wiedeńskich przyjaciół, pasjonata literatury, który powtarzał:
"Zostaw muzykę, to sztuka drugiej kategorii. Zajmij się poezją!".
Martin Tiempo bardzo szybko zakochał się w Marcie: "To
było nieuniknione, była ładna, świeża, szalenie uzdolniona,
ale trudno było o wzajemność, ponieważ Martha nie lubi
relacji, które ograniczają".
Mieszkanie składało się z salonu, jadalni i tylko jednej
sypialni. Mogłoby się świetnie nadawać na gniazdko dla
spokojnej pary, ale trzeba było znać Marthę! Któregoś dnia,
po powrocie z Niemiec, oznajmiła bardzo podekscytowana:
- Spotkałam po latach przyjaciela z Brazylii, sądzisz, że
mógłby tu zamieszkać?
Był to Nelson Freire, który wkrótce się wprowadził.
Liczba lokatorów stale się powiększała. Marthę wciąż urzekali różni "wspaniali" ludzie, którzy
mieli kłopoty: niejaka
Christine, pianistka, Brunhilda Ianneo, skrzypaczka i córka argentyńskiego kompozytora; Sergio
Burcas, rumuński
skrzypek; Yosha Sivo, nadzwyczajny cygański skrzypek.
Wieczorem ciągnęli losy, kto będzie spał na łóżku, a kto na
podłodze.
Już wówczas Martha była bardziej skłonna pomagać innym ludziom, niż interesować się swoją
karierą. Odwołała
jeden koncert, by akompaniować na fortepianie Yoshy Sivie
podczas przesłuchań w konkursie Paganiniego w Genui,
inny zaś, by pomóc Brunhildzie Ianneo podczas konkursu w Monachium. Pianistka uwielbiała
odkrywać u swych
przyjaciół ukryte talenty. Wymyśliła słowo: talentita, co
można tłumaczyć jako "chorobę talentu". Gdy ktoś twierdził, że nie ma uzdolnień, znajdowała w
nim jakieś dotąd
nie rozpoznane albo coś wymyślała. W końcu wszyscy zaczynali w to wierzyć, by zrobić jej
przyjemność, a czasem
nawet rozwijali zdolności, by nie podważać jej sądów.
W ten sposób Martha nie czuła się wyjątkiem w grupie:
"Lubię działać z innymi, ale nie mam duszy przywódcy".
Chciała wierzyć, że sprawność przyjaciela w prowadzeniu samochodu czy biegłość w gotowaniu
spaghetti są równe jej talentowi, który tak bardzo jej ciążył. W głębi duszy
wiedziała, że to nieprawda. Ale czy z punktu widzenia Boga wszystko ma taką samą wartość, jeśli
tylko nasz "talent"
przynosi owoce? Martin Tiempo zaraził się wirusem talentity
dzięki wprawnej dłoni i karykaturom. Pózniej Ivo Pogorelić
będzie przekonywał Marthę, że gdy ktoś ma jakiś talent, to
w istocie ma ich wiele, tyle że zawsze ten jeden przesłania
wszystkie inne. Ta myśl nie będzie jej dawać spokoju. Czy
artysta ćwiczący grę na fortepianie od trzeciego roku życia
ma szansę, by zająć się czymkolwiek innym w swym życiu?
Znajomość z Martinem Tiempo obudziła w niej nową
pasję, zamiłowanie do jazzu. Młody człowiek wydawał całą pensję na płyty: Erroll Garner, Charlie
Parker... Spędzali
długie noce, słuchając muzyki. Dzięki Martinowi poznała
Ellę Fitzgerald, Sarah Vaughan. Martha wprowadzała go
za to w sztukę Horowitza i Glenna Goulda. Sąsiedzi bez
przerwy się skarżyli, a policja przyjeżdżała regularnie
z interwencjami, wystawiając mandaty za zakłócanie ciszy
nocnej.
Martha narzekała na piekielny rytm publicznych występów. Jej pierwszy impresario, pan
Winderstein, był Niemcem i mieszkał w Monachium. Znał możliwości pianistki
i niepokoiło go odwoływanie koncertów. Nikita Magaloff,
który poznał Marthę bliżej, także delikatnie starał się ją pouczać.
Kiedy w roku 1960 po wyjątkowo wyczerpującym występie odwołała całe tournee, biuro
Windersteina wysłało
Reinharda Paulsena, by przemówił jej do rozsądku. Nie odbierała już nawet telefonów, chociaż
całymi nocami tkwiła
przy słuchawce, zwierzając się przyjaciołom ze swych kłopotów i trosk. Martha bardzo lubiła
Paulsena, który zostanie potem jej jedynym agentem. Zaproponował Argerich
nieco więcej swobody i rytm pracy lepiej dostosowany do
jej osobowości, by uchronić ją od "popełniania głupstw".
Spotkanie odbyło się w skandynawskiej restauracji
w Bernie. Pianistka przyszła w towarzystwie Nelsona
Freire i Martina Tiempo. Paulsen był bardzo przekonujący, nadzwyczaj ugodowy. "To Wodnik",
wyjaśnia Martha.
Paulsen nie był biznesmenem, ale melomanem, któremu
w końcu udało się zarabiać na życie dzięki swojej pasji. To
się podobało Marcie: "Wielu artystów twierdziło, że jest do
niczego. Mnie bardzo odpowiadał".
Paulsen miał gust i wyczucie. Odkrył Gidona Kremera.
Jego marzeniem było usłyszeć kiedyś Kremera, Maisky'ego
i Marthę grających trio, lecz nigdy do tego nie doszło. Trójka przyjaciół po raz pierwszy razem
zagrała już po jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony