[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wała mu małżeństwo tylko po to, żeby zatrzymać sklep
ojca. Opowiadała o warunkach umowy, o nadziejach na
szybki zarobek i o tym, że w rzeczywistoÅ›ci nie byli mÄ™­
żem i żoną.
Aż do ostatniej nocy.
Zielone oczy księdza robiły się coraz bardziej okrągłe ze
zdumienia. Kate opowiedziała mu o pierwszej żonie Willa,
o nienarodzonym dziecku, o cholerze i o Å›mierci. Najtrud­
niej byÅ‚o jej mówić o jego uczuciach. O żalu i o tym, że po­
stanowił już więcej się nie żenić. Wreszcie wspomniała
o ogromnym poczuciu obowiÄ…zku, jakie bez wÄ…tpienia przy­
jÄ…Å‚ na siebie po wydarzeniach minionej nocy.
- Sam zatem widzisz, ojcze, że nasz związek należy
anulować. Statek Willa odpływa już za tydzień. Za żadne
skarby świata nie chcę go tu zatrzymywać.
Ojciec Flanagan głęboko wciągnął powietrze i powoli
wypuścił je z powrotem.
- Nie powiedziałaś mi jeszcze wszystkiego, Kate.
- Powiedziałam! - zawołała stanowczo. Przecież była
z nim zupełnie szczera.
- Owszem, dużo mówiłaś o swojej sytuacji i o tym, że
zamierzasz wrócić do Irlandii, a Willa wysłać na daleką
północ.
Skinęła głową, zastanawiając się, co poza tym chciałby
usłyszeć.
- Nie powiedziałaś mi, co czujesz do tego człowieka
i jakie są jego uczucia względem ciebie.
- Och! - Zamrugała gwałtownie. Zastanawiała się
przez chwilę. - A to takie ważne?
Ojciec Flanagan parsknÄ…Å‚ drwiÄ…co.
- Głupiutki brzdącu, to jedyna rzecz, która naprawdę
się liczy w tym całym bałaganie. Jestem księdzem, ale
mam swój rozum i wczorajszej nocy doskonale widzia­
Å‚em, co siÄ™ z wami dzieje.
- Na zabawie?
- Owszem, na zabawie. A gdzieżby indziej?
Popatrzyła na jego gniewną minę i usiłowała dobrać
odpowiednie słowa.
- Tak naprawdÄ™ to sama nie wiem, co czujÄ™.
- Wiesz, wiesz. To jest jasne jak słońce, Kate.
- Ale on mnie w ogóle nie chce, ojcze! Dlaczego mam
być mu kulÄ… u nogi? - Ojciec Flanagan chciaÅ‚ coÅ› powie­
dzieć, ale Kate mu na to nie pozwoliÅ‚a. - A poza tym mu­
szę wracać do domu. Moi bracia na mnie czekają. Mam
dług do spłacenia i...
- Co na to twój mąż?
- Na dług? - Pokręciła głową. - O tym akurat, dzięki
Bogu, mu nie powiedziaÅ‚am. Gdyby wiedziaÅ‚, to tym bar­
dziej czułby się w obowiązku zostać ze mną. Nawet
wbrew swojej woli.
Ojciec Flanagan podniósł się z pieńka, podszedł bliżej,
chwycił Kate za ramiona i bezceremonialnie zmusił ją, by
też wstała. Stali teraz twarzą w twarz. Ksiądz z przejęciem
popatrzył na nią.
- Idz teraz do domu, Kate. Powiedz swojemu mężowi,
że go kochasz i wyznaj mu prawdę o pożyczce.
- Nie zrobiÄ™ tego.
OdwróciÅ‚ jÄ… twarzÄ… w stronÄ™ miasteczka i lekko po­
pchnÄ…Å‚ w plecy.
- I zmów dwanaście pacierzy na kolanach. %7łałuj za
swoje grzechy.
Nakreślił w powietrzu znak krzyża i pobłogosławił ją.
- No dobrze - zgodziła się niechętnie. - Postąpię tak, jak
mi ksiądz radzi. Lecz ciągle pozostaje sprawa unieważnienia
naszego związku. Myślisz, ojcze, że to możliwe?
- Idz do domu, Kate. - Pokręcił głową i chwiejnym
krokiem oddalił się w stronę namiotu.
Zaczęła schodzić ze wzgórza. Po drodze klęła na czym
świat stoi, po irlandzku i po chińsku, tak jak się nauczyła
od Mei Li. Dobrze, dobrze. Najtrudniej będzie przekonać
Willa, że mogą w każdej chwili unieważnić małżeństwo.
%7Å‚e jÄ… to nic nie obchodzi. %7Å‚e ona, że on... A niech to wszy­
scy diabli!
DopilnujÄ™, żebyÅ› trafiÅ‚ na ten przeklÄ™ty statek! - przy­
sięgła sobie w myślach. Przez resztę drogi do miasteczka
wymyślała kolejne kłamstwa, którymi chciała go omamić,
gdyby choć trochę się sprzeciwiał.
Na Main Street było tak samo cicho jak przedtem. Mgła
z lekka zaczęła się podnosić. To dobrze. Aatwiej im będzie
odbyć pierwszą część podróży, czyli dojechać do Sacra-
mento. Floyd Canter wciąż leżał na ziemi. Chrapał na całe
gardło. Zagroda przy kuzni Mustarta nadal była otwarta.
Kate minęła ją i poszła dalej.
MinutÄ™ pózniej dotarÅ‚a do sklepu i weszÅ‚a na tylnÄ… we­
randÄ™. Daisy staÅ‚a w zagrodzie obok konia jej ojca, co zna­
czyło, że Will wrócił już z polowania. Oba wierzchowce
powinny dawno być osiodłane i gotowe do drogi, ale nie
byÅ‚y. Kate przekonaÅ‚a siÄ™, że jej podejrzenia byÅ‚y uzasa­
dnione. Will nie zamierzaÅ‚ wyjeżdżać. Nie po tym, co za­
szło między nimi.
Czekał na nią przy drzwiach.
- Już pora - powiedziała oschle i weszła do sklepu. -
Wszystko spakowane.
- Kate, chciałbym ci coś...
- Jeśli się pospieszymy, to najdalej jutro dotrzemy do
Sacramento. - PodeszÅ‚a do nocnej szafki i wysunęła szu­
fladÄ™.
- Musimy porozmawiać, Kate.
Szeroko otworzyła usta. Błyskawicznie odwróciła się
w stronÄ™ Willa.
- Gdzie to jest? Gdzie to schowałeś?!
- Niby co?
- Słodki Jezu, sakiewkę z pieniędzmi!
- Co takiego? - Will zmarszczyÅ‚ brwi. - Chcesz po­
wiedzieć...
Doskoczył do szafki i jednym szarpnięciem wyrwał całą
szufladę. Była pusta. Kate zrozumiała potworną prawdę.
- Przecież zawsze nosiłaś ją przy sobie! - warknął
Will.
- Ale nie dzisiaj. Za... zapomniałam rano.
Złapał ją za ramiona i potrząsnął.
- Myśl, Kate! Gdzie ją widziałaś ostatnim razem?
- Wieczorem, zaraz po tym, jak uciekłam z zabawy.
Wrzuciłam ją do szuflady tuż przed twoim... - Spojrzała
na roztrzaskane drzwi. - Zanim...
- Wszystko w porządku. To nie ma żadnego znaczenia.
Zawsze możemy...
- Nie, Will. W tym przypadku to ma bardzo wielkie
znaczenie. - Boże, dlaczego wÅ‚aÅ›nie teraz?! - MuszÄ™ je­
chać do domu. ChcÄ™ tam pojechać. NaprawdÄ™ tego nie ro­
zumiesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony