[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu pokazuję tyłek, on mi brzuch. W jednej z gazet mam oczy zasłonięte czarnym
prostokątem, \eby mnie nikt nie rozpoznał  tak jak na rozebranych zdjęciach.
Pod zdjęciem biegnie napis:  Prezydent Johnson i bohater wojenny odpoczywają w
Ogrodzie Ró\anym".
 Gump, ty idioto!  woła pułkownik Gooch.  Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?
Jestem zrujnowany! Moja kariera jest skończona! Jak mogłeś?
 Chciałem dobrze  mówię.  Zresztą prezydent mi kazał!
Po tym zajściu trochę mi się oberwało, ale nie na tyle \eby mnie wyrzucono do cywila.
Przeciwnie, wojsko uznało, \e wyśle mnie w objazd po Stanach, \ebym rekurtował
chłopaków na wojnę. Ktoś napisał przemówienie, które niby miałem wygłaszać. Było długie i
miało pełno takich trudnych zdań jak:  W czasach kryzysu ka\dy Amerykanin powinien
przyjąć na siebie szlachetny patriotyczny obowiązek słu\enia ojczyznie i wstąpić do Armii
Stanów Zjednoczonych". Wszystko pięknie tylko za cholerę nie mogłem się tego nauczyć na
pamięć. To znaczy miałem wszystkie słowa w głowie, ale jak otwierałem usta, nic mi nie
wychodziło. Pułkownik Gooch starał się jak mógł. Codziennie trzymał mnie na nogach
prawie do północy i ćwiczył ze mną, ale wreszcie się poddał.
 To się nigdy nie uda  powiedział. Wkrótce jednak wpadł na nowy pomysł.
 Gump  mówi do mnie  powiem ci co zrobimy. Powyrzucam trochę tekstu i
wtedy będziesz miał mniej do zapamiętania. Spróbujmy, dobrze?
No więc wyrzucił trochę, potem jeszcze trochę i jeszcze trochę a\ w końcu uznał, \e
resztę zapamiętam i nie wyjdę na idiotę. Do zapamiętania zostało mi jedno zdanie:  Wstę-
pujcie do wojska i walczcie o wolność".
Najpierw odwiedzamy jakąś uczelnię. Czeka tam na nas pełno dziennikarzy i
fotografów. Wchodzimy do du\ego autotorium i siadamy przy stole na scenie. Po chwili puł-
kownik Gooch wstaje i wygłasza przemówienie, które ja miałem wygłosić, a na koniec mówi:
 Teraz kilka słów powie szeregowy Forrest Gump, którego prezydent nagrodził za
odwagę najwy\szym odznaczeniem wojskowym Stanów Zjednoczonych.
Macha do mnie, \ebym podszedł do mikrofonu. Niektórzy na sali klaszczą. Kiedy
zapada cisza pochylam się i mówię:
 Wstępujcie do wojska i walczcie o wolność.
Mo\e spodziewali się, \e powiem coś więcej, ale powiedziałem tyle co mi kazano
powiedzieć. W ka\dem razie stoję na środku sceny, oni się na mnie gapią, ja na nich i nagle
ktoś w drugim rzędzie woła:
 Co pan myśli o tej wojnie?
Mówię pierszą rzecz jaka mi przychodzi do łba:
- To jedno wielkie gówno.
Pułkownik Gooch przylatuje, wyrywa mi mikrofon i ciągnie mnie z powrotem na
miejsce przy stole, ale wszyscy dziennikarze ju\ coś bazgrolą w swoich notesach, fotografy
pstrykają zdjęcia, a wszyscy na widowni szaleją, skaczą w górę i w dół jak skwarki na patelni,
krzyczą z radości. Więc pułkownik szybko wyprowadza mnie z sali, wpycha do samochodu i
po chwili ju\ nas nie ma. Przez całą drogę nic do mnie nie mówi, za to rozmawia sam z sobą i
rechocze jak wariat.
Rano jesteśmy w hotelu i szykujemy się do następnego spotkania kiedy dzwoni telefon.
Człowiek na drugim końcu telefonu gada i gada, a pułkownik Gooch słucha i słucha. Co jakiś
czas wtrąca jedynie:  Tak jest!" i posyła mi wściekłe spojrzenie. Wreszcie odkłada słuchawkę
i spuszcza baniak jakby podziwiał swoje buty.
 No, Gump, miarka się przebrała  mówi.  Trasę odwołano, mnie wysyłają do
stacji meteorologicznej w Islandii, a co będzie z tobą, nie wiem i prawdę mówiąc, gówno
41
mnie to obchodzi.
Pytam się pułkownika czy mo\emy teraz wyjść i się napić coca-coli, a on patrzy na
mnie z dobrą minutę, potem znów zaczyna gadać sam do siebie i rechotać jak wariat.
Wysłali mnie do Fort Dix i przydzielili do brygady ogrzewniczej. Codziennie przez cały
dzień i pół nocy macham łopatą i wrzucam węgiel do pieców co ogrzewają baraki. Dowódcą
kompanii jest taki starszy gość, który zachowuje się jakby wszystko miał w nosie. Jak
przyjechałem na miejsce powiedział mi, \e do końca słu\by zostały mi ju\ tylko dwa lata,
więc \ebym trzymał się w ryzach, a wszystko będzie dobrze. I właśnie to robię: trzymam się
w ryzach. Często myślę o mamie, o Bubbie, o hodowli krewetków, o Jenny Curran, a w
przerwach gram sobie trochę w ping-ponga.
Potem nadchodzi wiosna. Któregoś dnia czytam na tablicy ogłoszeń kartkę, \e wojsko
organizuje zawody pingpongowe i zwycięzca pojedzie do Waszyngtonu na mistrzostwa. No
więc zgłaszam się i wygrywam jak po maśle, gównie dlatego \e jedyny facet w bazie co się
jako tako zna na ping-pongu ma trzy palce, bo dwa stracił na wojnie i ciągle upuszcza
rakietkę.
Tydzień pózniej jadę do Waszyngtonu. Zawody odbywają się w szpitalu dla
kombatantów; ranni \ołnierze gromadzą się w sali i nam kibicują. Pierszą rundę wygrywam
bez trudu, drugą te\, ale w trzeciej trafiam na takiego małego knypka co to podkręca piłkę na
ró\ne sposoby i porządnie łoi mi skórę. Wygrał ju\ dwa sety, prowadzi w trzecim i wygląda
na to, \e mnie zaraz wykosi, ale nagle spoglądam na tłum gapiów i zgadnijcie kogo widzę na
wózku? Porucznika Dana ze szpitala w Da Nang!
W trakcie krótkiej przerwy podchodzę do Dana i patrzę, a on nie ma ani jednej nogi.
 Musieli je amputować, Forrest  mówi mi  ale poza tym czuję się dobrze.
Zdjęli mu z twarzy banda\e, ale po tym wypadku ze spalonym czołgiem skórę ma całą
poparzoną i pokrytą bliznami. I wcią\ ma wetkniętą w siebie rurkę tyle \e ju\ tylko jedną.
Rurka idzie od butelki, która wisi z dołu wózka.
 Lekarze twierdzą, \e nie będą jej wyjmować  mówi.  Podobno jest mi z nią do
twarzy.  Potem pochyla się i patrzy mi prosto w oczy.  Słuchaj, Forrest. Musisz w siebie
uwierzyć, wtedy nic nie stanie ci na przeszkodzie. Obserwuję twoją grę i wiem, \e mo\esz
pobić tego kurdupla. Jesteś najlepszy, zwycięstwo jest ci pisane.
Kiwam łepetyną \e kapuję i wracam do stołu i od tej pory nie tracę ani jednego punktu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony