[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwycięży... a może wewnętrzną wolność, nawet w tych przeklętych szarych murach. Rodzaj
wewnętrznego światła, które nosił w sobie. Wiem, że to światło zgasło tylko raz, i to również
jest częścią tej opowieści.
Do Pucharu Zwiata w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym  pamiętacie, wtedy Whiz
Kids z Filadelfii wygrali cztery do zera  skończyły się kłopoty Andy'ego z siostrami.
Stammas i Hadley powiedzieli swoje. Jeśli Andy Dufresne przyjdzie do któregoś z nich albo
jakiegokolwiek innego strażnika z ich paczki i pokaże choć kropelkę krwi na siedzeniu
spodni, każda siostra w Shawshank pójdzie tej nocy spać z bólem głowy. Siostry zrozumiały.
Jak już mówiłem, zawsze znalazł się jakiś osiemnastoletni złodziej samochodów, podpalacz
lub facet czerpiący przyjemność z molestowania dzieci. Po tamtym dniu na dachu wytwórni
tablic Andy i siostry poszli własnymi drogami.
Pracował wtedy w bibliotece, którą kierował twardy stary więzień, Brooks Hatlen.
Hatlen dostał tę pracę w póznych latach dwudziestych, ponieważ miał wyższe wykształcenie.
Co prawda, stary Brooksie mógł się wykazać dyplomem z gospodarki rolnej, ale w takich
instytucjach jak The Shank rzadko spotyka się ludzi z wyższym wykształceniem, a nędznicy
nie mają wyboru.
W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym drugim Brooksie, który zabił żonę i córkę po
przegranej partii pokera w czasach prezydentury Coolidge'a, został warunkowo zwolniony.
Jak zwykle, władze, w swej mądrości, wypuściły go na wolność długo po tym, jak zniknęły
jakiekolwiek szansę na to, by mógł się stać użytecznym członkiem społeczeństwa. Miał
sześćdziesiąt osiem lat i artretyzm, gdy wychodził przez główną bramę w swoim polskim
garniturze i francuskich butach, z zaświadczeniem o zwolnieniu w jednej, a biletem na
autobus w drugiej ręce. Płakał. Shawshank było całym jego światem. To, co leżało za jego
murami, wydawało mu się równie przerażające jak Pacyfik zabobonnym piętnastowiecznym
marynarzom. W więzieniu Brooksie był ważną osobą, bibliotekarzem, wykształconym
człowiekiem. Gdyby wszedł do biblioteki w Kittery i zapytał o pracę, nie daliby mu nawet
karty bibliotecznej. Słyszałem, że pod koniec tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego
umarł w przytułku we Freeport  i tak przeżył sześć miesięcy dłużej, niż mu dawałem. Tak,
myślę, że władze ukarały surowo. Przyzwyczaili go do życia w mamrze, a potem wyrzucili na
bruk.
Andy objął posadę Brooksiego i był bibliotekarzem przez dwadzieścia trzy lata.
Wykazywał taką samą siłę woli, z jaką stawił czoło Byronowi Hadleyowi, żeby zdobyć do
biblioteki to czego chciał, i widziałem, jak stopniowo zmieniał jeden niewielki pokoik (który
wciąż śmierdział terpentyną, ponieważ do tysiąc dziewięćset dwudziestego drugiego roku był
magazynkiem farb i nigdy nie został dobrze wywietrzony) zapełniony skróconymi wersjami
książek w serii  Reader's Digest" i egzemplarzami  National Geographics" w najlepszą
bibliotekę więzienną w Nowej Anglii.
Robił to stopniowo. Przy drzwiach umieścił skrzynkę życzeń i cierpliwie wyciągał z niej
takie humorystyczne teksty jak  Wiencej pornosów, proszem" albo  Jak uciec. Samouczek w
dziesięciu lekcjach". Zdobywał pozycje, na których więzniom szczególnie zależało. Napisał
do największych księgarń wysyłkowych w Nowym Jorku i namówił dwie z nich, The Literary
Guild i The Book-of-the-Month Club, by przysyłały nam najważniejsze pozycje po specjalnie
obniżonej cenie. Odkrył głód informacji dotyczących różnych niewinnych koników, takich
jak rzezbienia w mydle, drzewiarstwa, wróżenia z ręki czy pasjansów. Sprowadzał wszystkie
dostępne książki z takich dziedzin. Ponadto dwóch więziennych ulubieńców  Erle'a
Stanleya Gardnera oraz Louisa L'Amoura. Skazańcy nigdy nie mieli dość sal sądowych i
otwartych przestrzeni. I owszem, pod biurkiem trzymał pudło dość pieprznych czytadeł,
wypożyczając je rozważnie i pilnując, aby zawsze je zwracano. Mimo to każda taka nowa
pozycja szybko zostawała zaczytywana na strzępy.
W sierpniu tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego czwartego zaczął pisać do Senatu.
Dyrektorem był wtedy Stammas, który traktował Andy'ego jak swoją maskotkę. Wciąż
przesiadywał w bibliotece, żartował z Andym i czasem nawet ojcowskim gestem kładł mu
rękę na ramieniu albo klepał po plecach. Nikogo nie oszukał. Andy Dufresne nie był niczyją
maskotką.
Powiedział Andy'emu, że mógł być bankierem na wolności, lecz ta część jego życia
szybko odchodzi w przeszłość, więc lepiej niech przyzwyczaja się do rzeczywistości
więziennej. Z punktu widzenia tej bandy nawiedzonych republikańskich rotarian z Augusty
istnieją tylko trzy rodzaje uzasadnionego wydatkowania pieniędzy podatników na zakłady
karne i poprawcze. Po pierwsze na mury, po drugie na grubsze kraty, a po trzecie na
zwiększenie liczby strażników. O ile chodzi o Senat Stanowy, wyjaśniał Stammas,
pensjonariusze Thoma-stan, Shawshank, Pittsfield i South Portland to zwykłe łajno. Siedzą
tam za karę i  na Boga i dobrego Jezusa  poniosą ją. A jeśli czasem w chlebie trafią się
robaki, to po prostu cholerna szkoda!
Andy uśmiechnął się po swojemu i zapytał Stammasa, co się stanie z blokiem betonu, na
który co roku przez milion lat spadnie kropla wody. Stammas roześmiał się i klepnął
Andy'ego w plecy.
 Ty nie masz miliona lat, stary, ale gdybyś miał, założę się, że zrobiłbyś to z tym
samym uśmieszkiem na twarzy. Idz i pisz swoje listy. Nawet wyślę ci je, jeśli zapłacisz za
znaczki.
Co też Andy zrobił. I to on śmiał się ostatni, chociaż Stammas i Hadley już tego nie
zobaczyli. Prośby Andy'ego o zwiększenie funduszu bibliotecznego były regularnie
odrzucane aż do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego, kiedy otrzymał czek na dwieście
dolarów  Senat zapewne przyznał je, licząc, że zamknie się i da im spokój. Próżne nadzieje.
Andy poczuł, że wreszcie włożył nogę w drzwi i jeszcze podwoił wysiłki; dwa listy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony