[ Pobierz całość w formacie PDF ]

materiał wybuchowy. Banknotów było co najmniej sześć, a
może i więcej. Nie miał ochoty ich liczyć.
- Tak jest lepiej. Dzięki temu ten dzień wryje się w pamięć
każdego z nas. A może od tej pory będziemy się tutaj spotykać
co tydzień o tej samej porze i postawisz nam czasem drinka,
RS
115
jeśli dobrze zainwestujesz pieniądze? W ten sposób będziemy
się mogli lepiej poznać. Co o tym myślisz?
Kev poczuł w ustach smak cytryny.
- Z największą przyjemnością... będę utrzymywał z wami
kontakt... ale naprawdę to zbyt dużo. Czuję się okropnie.
- Zupełnie niepotrzebnie - uśmiechnął się Pelikan i odeszli.
Od tamtej pory spotykał się z nimi w każdy wtorek. Czasami
jedynie wypijali wspólnie drinka. Czasami czekali na niego nie
tylko po to. Kiedyś powierzyli mu funkcję kierowcy. Był
pewien, że nie zapomni tego dnia do końca życia. Weszli do
nowego bloku mieszkaniowego i starannie zwinęli nowiusieńkie
dywany ze schodów. Po południu spodziewano się ekipy
remontowej. Uprzedzili ją i przybyli wcześniej.
Skoordynowanie działań było w tym wypadku najbardziej
istotne. Kosztowne wełniane wykładziny zostały przywiezione
rano i na ich usunięcie mieli zaledwie cztery godziny, a to
oznaczało baczne obserwowanie mieszkań na wypadek
pojawienia się nie w porę jakiegoś wścibskiego lokatora.
Oczywiście akcja zakończyła się całkowitym sukcesem, tak jak
wszystkie ich przedsięwzięcia. W tym dniu Kev wziął wolne,
lecz kradzież ta pochłonęła lata jego życia. Czuł się tak, jak
gdyby został stratowany przez tłum spacerowiczów wylęgający
z Moran Park. Nie pojmował, jak tamci wszyscy mogli
zachować tak niezmącony spokój. Kuternoga Casey opowiadał
o koniu, który przewrócił się na ostatniej przeszkodzie, John i
Ned - miłośnicy psów - rozwodzili się o groznych i fałszywych
chartach, instynktownie pojmujących, kiedy należy zwolnić
bieg. Pelikan snuł długie wywody o nieprzebranych rzeszach
nikomu nie znanych ludzi, a Głupol, który na ogół nie miał zbyt
wiele do powiedzenia, był w pełni odprężony i sprawiał
wrażenie człowieka, który wyszedł w słoneczny dzień na brzeg
po zażyciu morskiej kąpieli, żeby zapalić fajkę.
Nigdy nie powiedzieli Kevinowi, że musi się do nich
przyłączyć ani nie stawiali mu żądań, które skłoniłyby go do
RS
1
ucieczki na drugi kontynent. Najczęściej do jego zadań należało
tak zwane  przepakowywanie" - na przykład przeniesienie do
kontenerów całego ładunku kieliszków Waterforda, który banda
przechwyciła z hotelu, zanim jeszcze rozpakowano skrzynki.
Każdą sztukę trzeba było ostrożnie wyjąć, owinąć w purpurową
bibułkę i umieścić w ozdobnym pudełku mieszczącym sześć
kieliszków - komplet. Kev stał się znawcą zastawy kryształowej
i uznał, że najbardziej podobają mu się produkty firmy Colleen.
Postanowił, że kiedy się ożeni, dwa tuziny kieliszków do brandy
tej marki przeznaczy w domu na codzienny użytek, postawi taki
nawet w łazience zamiast kubka do mycia zębów. Zaraz jednak
uświadomił sobie, czym się aktualnie zajmuje, powrócił z
obłoków na ziemię i czar prysnął. Rozejrzał się po garażu i
podjął pakowanie towaru do ładnych, anonimowych, ozdobnych
pudełek. Nie wiedział, dokąd są potem zawożone ani co się z
nimi dalej dzieje. Nigdy o to nie pytał. Za to go lubili i darzyli
bezgranicznym zaufaniem. Od pierwszego dnia na placu
załadunkowym uznali, że jest jednym z nich. A teraz było już za
pózno na wyprowadzanie ich z błędu. Im dłużej to trwało, tym
bardziej niedorzeczne stawały się wszelkie próby wyzwolenia
się spod ich wpływu.
Czasami, w chwilach większego spokoju wewnętrznego,
starał się zbagatelizować całą sprawę. Akcje szajki nie były
wymierzone przeciwko indywidualnym osobom. Jej członkowie
nigdy nie okradali cudzych mieszkań ani domów. To spółki
musiały zadbać o ponowne nabycie kilometrów czerwonego
wełnianego dywanu, skrzyń ze szkłem znanej firmy czy
kompletnych wyposażeń węzłów sanitarnych. Nie krzywdzili
starych kobiet ani młodych małżeństw, nigdy nie mieli przy
sobie broni czy nawet pałek. Pod wieloma względami nie byli
złymi facetami. Co prawda, nie chodzili do pracy w potocznym
rozumieniu tego słowa i oszukiwali ludzi, nosząc podrobione
identyfikatory oraz stwarzając pozory, że ich obecność w danym
miejscu jest jak najbardziej legalna. Ich wizyty narażały też na
RS
117
kłopoty wiele osób - choćby nieszczęsnego pana Daly'ego, który
musiał się gęsto tłumaczyć i mimo że nikt mu tego otwarcie nie
powiedział, wyczuwało się powszechne przekonanie, iż jest już
do tej pracy za stary. A poza tym kradli. Robili to niemal w
każdym tygodniu, a w tego typu działalność Kev Kennedy z
Rathdoon w żadnym wypadku nie chciał być zamieszany. Albo,
co gorsza, zostać na niej przyłapany. To byłoby nie do
pomyślenia. W miasteczku nie ucichła jeszcze sprawa młodego
kuzyna Fitzgeraldów, który przez jakiś czas pracował w ich
sklepie tekstylnym i dostał trzy lata za napad na pocztę w Cork.
W Rathdoon huczało o tym miesiącami. Pani Fitzgerald, matka
Toma, musiała wszystkim wyjaśniać, że chłopak nie jest ich
kuzynem w pierwszej linii, lecz dalekim krewnym, i że chcieli
mu dać w życiu dobry start, a on im się tak niechlubnie
wywdzięczył. Aż strach pomyśleć, na co byłby narażony
nieszczęsny tata. Nadzieje Reda na zdobycie żony również
zostałyby zaprzepaszczone. A biedny Bart, który zawsze był
bardzo przyzwoity i oddany - czy nie ciążyłoby na nim do końca
życia piętno hańby brata?
Ale jak Kev miał się z tego wyzwolić? Nie mógł przecież
mieszkać w tym samym mieście co Pelikan, Głupol i Kuternoga,
jeśliby uznali, że ich zdradził. Na nic nie zdałyby się próby
udawania przed nimi, że się wyniósł z Dublina. Byli o
wszystkim bardzo dobrze poinformowani; na tym polegała ich
praca - wiedzieli, kiedy ma nastąpić dostawa, o jakiej porze
strażnik wychodzi na kawę, w jakim miesiącu portierzy biorą
urlopy, którzy z dyrektorów są młodzi i nerwowi i kiedy w
sklepach meblowych panuje zbyt duży ruch, by spostrzeżono, że
towar jest załadowywany do prywatnego furgonu. Znali miejsce
zamieszkania i pracy Kevi-na. Okłamywanie ich nie wchodziło
w rachubę.
Zdołał się tylko wymigać od roboty w weekendy. Wtedy
organizowali największe skoki, a on pragnął trzymać się od tego
jak najdalej. Wyjaśnił im mgliście, że przebywa w tym czasie
RS
118
poza miastem. W pierwszy weekend po spotkaniu z nimi
wybierał się do domu, tak więc następne wyjazdy wydawały się
naturalną kontynuacją dotychczasowego trybu życia. Nie
przyznał się, że jezdzi do Rathdoon. Wiedzieli jednak, że ich nie
oszukuje. Kulawy Casey czekał na niego pod domem w pewien
niedzielny wieczór i Kev przypuszczał, że była to rutynowa
inspekcja. Przekonali się, że jest czysty. Także Pelikan, na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony