[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zroszonego gniazda.
Zląkł się, \e dobija do brzegu, \e grozi mu falstart... Wziął jednak głęboki oddech,
rozsunął zamek, i wtedy Carrie podniosła wzrok. Poczuł dreszcz, który przeszył jej ciało,
jeszcze raz nabrał powietrza, zamknął oczy i rozpaczliwie zaczął odliczać: dziesięć, dziewięć,
osiem... Umarłby ze wstydu, gdyby skompromitował się właśnie teraz, przed nią!
O, Bo\e! A gdzie ostro\ność?! Nie miał do tego głowy, a przecie\ chodziło o Carrie...
Ona na pewno nie bierze jeszcze pigułek ani niczego takiego...
Miał go w portfelu. Tylko jak to zrobić? Wyjąć i nało\yć, tak, \eby się nie spłoszyła. I
\eby jej nie przeszło. Teraz jest naprawdę jego  gotowa i otwarta. To jasne, \e go pragnie.
 Chwileczkę, kochanie, muszę coś wyjąć z kieszeni.
 Co?  Jej piersi unosiły się i opadały w rytmie uderzeń serca, a Rex nie mógł oderwać
wzroku od tego cudu.
 No, wiesz, dla twojego bezpieczeństwa.
 Jakiego bezpieczeństwa?
Rex odsunął się trochę dalej. Czy ona \artuje? Ka\da naiwność ma swoje granice. Był na
nią wściekły. Zmuszała go do myślenia, a on nie chciał myśleć, tylko sprawić sobie boską
ulgę! Sobie i jej. Był podniecony a\ do bólu, twardy jak kamień, a ona le\ała prosząc go...
Mo\e niezupełnie prosząc, ale całowała się z nim, pozwoliła rozebrać, dotykać całego
ciała. Przecie\ czuł, \e jest wilgotna.
 Carrie, robiłaś to ju\ kiedyś, prawda?
 Robiłam co?
 No wiesz!
 To z chłopakami?
 Jasna cholera!  Natychmiast po\ałował tych słów i przeprosił, ale był wściekły i
za\enowany, bo sądził, \e w sprawach seksu pozjadał wszystkie rozumy. Dziewczyny, z
którymi chodził do łó\ka, bywały wystarczająco doświadczone, \eby go docenić i pochwalić.
I zawsze wracały po jeszcze.
Wiec co, do diabła, robi tu, na tej gołej ziemi, z dzieckiem o wielkich przestraszonych
oczach, które nie wie, do czego słu\y... Nie, ona nie wie, ani do CZEGO, ani CO. I przed
czym powinna się chronić.
 Nie robiłaś tego, prawda?  zapytał z lekkim niesmakiem.
 Jasne \e tak. Często. Wiem, o co ci chodzi, po prostu nie zrozumiałam przez moment. 
Usiadła, znów zasłaniając piersi, z nogami podciągniętymi pod brodę.
Rex podniósł z trawy jakiś patyk i zaczął wybijać nim dziury w ziemi, nie patrząc na
Carrie.
 A teraz powa\nie: nie robiłaś tego nigdy? Mam na myśli seks, rozumiesz? Miałaś
stosunek z chłopakiem?  Spojrzał na nią kątem oka, ale natychmiast odwrócił wzrok. Bo\e,
ale pasztet! Wyglądała, jakby się miała rozpłakać. Z jakiego powodu? Z nich dwojga tylko
jemu groziło rozerwanie na strzępy, wewnętrzna eksplozja.
 Jeszcze nie. Ale miałam zamiar. Powa\nie. Wszystkie dziewczyny, które znam...
 Nie mówmy o nich, tylko o tobie!
Nabrała głęboko powietrza. Rex cisnął gdzieś kijkiem i wstał gwałtownie na równe nogi,
z imponującym dowodem po\ądania przed sobą. Nie miał pojęcia, co z tym zrobić, a
wszystko jej wina, bo wpadła do rzeki!
 Zgodziłabym się... teraz  szepnęła.  Właściwie chciałabym... z tobą.
Po raz pierwszy od wielu lat Rex przypomniał sobie dokładnie, co jej odpowiedział. I
gdyby jakaś złota rybka obiecała mu dzisiaj spełnić jedno \yczenie, wróciłby do tej okropnej
chwili i nie wyładował się na biednej Carrie jak ostatnie bydlę. Zgoda, nie nale\ał do
świętoszków, ale te\ nigdy przedtem nie ranił ludzi rozmyślnie. Tamtego dnia podniecenie i
wściekłość odebrały mu rozum.
 Moje gratulacje, malutka  syknął złowieszczo.  Ale przyjmij do wiadomości, \e nie
jestem w stanie obsłu\yć wszystkich napalonych panienek, które wiszą mi na telefonie. Ustaw
się w kolejce i czekaj.
Otrząsnął się na wspomnienie tamtej sceny. Właściwie miał du\o szczęścia, \e jakiś
uzbrojony tatuś nie poło\ył kresu jego karierze ogiera... i marnie zapowiadającemu się \yciu.
W ka\dym razie nic nie zmieni faktu, \e tak się między nimi zaczęło. Tydzień pózniej Carrie
nale\ała do Rexa, ale on do końca \ycia nie zapomni owego marcowego dnia, kiedy
upokorzył ją tylko za to, \e nie miała doświadczenia.
Czy ona zapomniała? Spory kawałek \ycia mieli za sobą, ale on nadal \ywił irracjonalną
(egoistyczną?)
nadzieję, \e jego mała Carrie pamięta ka\dą minutę, którą spędzili razem.
 Rex, spójrz na niebo, chyba się przejaśnia. Mo\e Pete i Ody zbiorą jednak tę pszenicę.
 Nie liczyłbym na cuda. O tej porze roku pogoda jest kapryśna. Za chwilę mo\e lunąć, a
potem znów się przejaśni.
 Dziękuję za dobre słowo.
Tablica na autostradzie zapowiadała miasteczko. Rex, nic nie mówiąc, włączył
kierunkowskaz.
 Zatrzymujemy się?  spytała Carrie.
 Musisz się ubrać w coś suchego.
 Słuchaj!  wybuchnęła, jakby powiedział jakieś bluznierstwo.  Jeśli wstydzisz się
mojego wyglądu, trzeba było mnie nie zabierać.
 Odpuść sobie, Carrie! Przestań wygadywać te bzdury! Je\eli wyłączę klimatyzację,
ugotujemy się. Ale w mokrych spodniach przeziębisz się i będzie o jeden kłopot więcej.
 Nie mam zamiaru niczego kupować, nawet jeśli się zatrzymasz!
 Carrie  złapał w powietrzu jej lewą rękę, przytrzymał mocno i poło\ył na swoim udzie
 nie bądz taka... spięta. I uparta jak osioł. Jesteś zziębnięta do szpiku kości. Je\eli spędzimy
jeszcze jedną noc w podró\y, będziesz potrzebowała jakichś rzeczy. Oczywiście pokrywam
wszystkie rachunki, bo to przez Billy ego...
 Oczywiście grubo się mylisz! Zresztą w porządku. Jeśli chcesz mnie przebrać, zaparkuj
przy tym sklepie z przecenionymi ciuchami. Znajdę tam coś dla siebie.
 Umówmy się tak. Ty pójdziesz po szczotkę do zębów, nie wiem... aspirynę, a ja
wybiorę ci coś wygodnego na grzbiet.
 Czy zawsze kupujesz swoim kobietom ubrania? To twoje hobby?
 A ty zawsze kłócisz się ze swoimi mę\czyznami z powodu ka\dej czynności, w której
próbują cię wyręczyć?
Szachmat. Rex wjechał na parking, wyłączył silnik i odwrócił się do niej twarzą.
 Umowa stoi?
 Nie odpowiedziałeś do tej pory na moje pytanie.
 Czy ubieram kobiety i czy jestem \onaty?  wybuchnął krótkim śmiechem.  Nie
jestem i nigdy nie byłem. Co nie znaczy, \e \yłem bez kobiet. Kilka z nich rzeczywiście
ubierałem, podobno niezle. O co chodzi  nie masz zaufania do mojego gustu?
 Nie błaznuj  bąknęła pod nosem, byle nie zdradzić się z uczuciem ogromnej ulgi. A
więc nie jest \onaty...
 Sama coś kupię. Cześć.
Kwadrans pózniej wypatrzył właścicielkę rudej głowy zmierzającą do samochodu. Z
wielką plastikową torbą w ręku, w długiej spódnicy w jaskrawe geometryczne wzory: ró\owe,
pomarańczowe i \ółte... Powinno wyglądać obrzydliwie przy jej ognistych włosach, ale
jakimś cudem nie było tak zle. Do tego ró\owe sandały na koturnach i plastikowe klipsy w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony