[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była spokojną, bratu poruczył dom i sklep, a sam nocą przeniósł się do najętego na przedmieściu
domostwa.
Wybrał Twardowski sam nów księżyca na wielkie owe dzieło Naprzód dał jakiś usypiający
napój burmistrzowi, który go całkiem na oko umorzył; to zaś dlatego, aby nie czuł, co się z nim
dziać miało. Potem z wiernym Maćkiem włożyli go do kotła i gotowali długo śpiewając jakieś
tajemnicze wyrazy; wyjęli wreszcie i smarowali zioły i maściami kropiąc wodą cudowną.
Trwało to dni kilkanaście, lecz mistrz niezupełnie rad był ze swej pracy i wśród niej, nie
rozpaczając o skutku, poczynił sobie drugi raz uwagi. Przez cały czas roboty dusza burmistrza,
wyjęta z ciała, siedziała w dobrze zaszpuntowanym słoju. A gdy wreszcie ciało zostało
odmłodzone, świeże i gotowe na jej przyjęcie, wpuścił ją Twardowski ostrożnie w usta trupa, który
natychmiast zwolna ożywać zaczął, poruszać się. rumienić i wreszcie powstawać ze stołu
przecierając oczy.
Maciek, który posłuszny robił wszystko, co mu kazano, ale się nigdy takiego nie spodziewał
skutku, osłupiał na ten widok. Mistrz był uszczęśliwiony i rad swojemu dziełu. Burmistrz
odmłodzony, zdało się tylko, że utracił pamięć i powoli ją dopiero odzyskiwał, gdy się dobrze na
świecie rozpatrzył.
Zapłata już była wyliczona, za czym burmistrz, zabrawszy się z odzieniem swoim, prędko
pośpieszył do domu naliczywszy wprzód tysiąc tysięcy błogosławieństw Twardowskiemu.
Trochę niespokojny, dawszy mu obszerną naukę dalszego postępowania, Twardowski
wysłał za nim na szpiegi wiernego Maćka, który z powrotem przyniósł następującą relację:
 Gdy burmistrz zapukał do swojego domu, już był wieczór. W oknach kamienicy
wszędzie błyskały światła, słychać było huczną muzykę, konie i kolasy, u wrót czekające na panów,
świadczyły, że się liczne zgromadzenie u p. burmistrzowej bawiło.
 A jednak to ani święto, ani imieniny, ani urodziny, spodziewam się, ani zapusty  rzekł
burmistrz pukając zwolna.  Dziwna rzecz, ale czekaj jeno jejmość, będzie tu wszystko inaczej,
jak się ja tylko pokażę!  mruczał pod nosem.
Otworzono mu drzwi wreszcie, ale wierny sługa stary nie poznał pana wchodzącego i pytał:
 Czego miłość wasza potrzebuje?
 Czego? ha! ha! Tadeuszu  odpowiedział burmistrz  widzisz, powróciłem z podróży.
Maciek wcisnął się i ciekawie przysłuchiwał. Tadeusz wyrapiwszy ogromne oczy patrzał,
ale nie rozumiał nic jeszcze ani go poznawał.
 Prowadz mnie naprzód do komnaty, od której u jejmości klucze.
 Co? co? co on gada?  bąkał wpatrując się Tadeusz.  Miałżeby to być nasz pan? Aleć
to jakiś młody, w samej sile wieku człowiek. Gdzieżby on zgubił ten odęty brzuch, co go nosił
przed sobą.
Podstawiwszy świecę mało nie pod sam nos panu począł sobie coś niby przypominać
Tadeusz.
 Takimem żeć go widział, kiedy jeszcze był młody  rzekł  ale skąd mu u licha to
odmłodzenie?
I przecierał oczy mówiąc:
 Albom ja głupi, albom pijany, albo to szatan, albo to czary.
 Ani to, ani to, ani tamto!  odpowiedział burmistrz wstępując na wschody.  Tylkom
ja się odmienił.
 Ale jakimże u licha sposobem?
 A! to tajemnica, Tadeuszu.  Namyśliwszy się nieco szedł pan burmistrz na górę.
Jejmość właśnie strojna i powabna tańczyła gonionego, gdy jegomość wszedł uśmiechając
się do izby. Muzyka grała od ucha, usłyszano przecie otwierające się ciężkie drzwi, obejrzano się
nań. Starsi jęli sobie oczy przecierać i przyszli go pytać:
 Jesteśli waszmość burmistrza Słomki syn czy krewny, że tak do niego podobny?
 Ja to sam jestem burmistrz Słomka  odpowiedział im śmiejąc się  ja sam, tylko
młodszy, niż byłem.
 Waszmość burmistrz Słomka!  zawołali.
 A toć  rzekł jeden  on ze mną w ławie zasiadał lat dwadzieścia, a waszmości ledwie
się wąs sypie! szalony!
 Głos jego, ale twarz i ciało młodsze  rzekli inni.
Aż na hałas zbliżyła się pani burmistrzowa i patrzała mu w oczy.
 Aadny za katy chłopiec  szepnęła do siebie i dodała:  Kto waszmość jesteś, łaskawy
gościu?
 Waścin mąż, moja rybko  odpowiedział burmistrz  ale młody i razny.
 Mój mąż! ha! ha! Daj Boże, aby mój mąż był podobny do waszmości. Widzę na
waszmości jego kontusz podobno i jego głos słyszę, ale nie ta daleko twarz i postawa!
Wszyscy zdumieni kołem stali przy burmistrzu. Muzycy nawet i grajkowie oczy
wytrzeszczali szepcząc między sobą.
 Jeśli się waszmość upieracie, żeście mój mąż  ozwała się po chwilce pani
burmistrzowa  powiedzcież mi przez łaskę swoją, jaki mam znak na lewej ręce?
 Czerwony znak krzyża śgo  odpowiedział nie ująknąwszy się burmistrz  wypieczony
przez matkę, panią Katarzynę, gdy cię uciekając czasu najazdu we wsi na mamkach zostawiła.
Nieprawdaż?
 Prawda! mogłeś się tego jednak dowiedzieć  rzekła figlarnie jejmość  ale powiedz
lepiej, co mi dał mąż na drugi dzień po ślubie?
Burmistrz szepnął jej w ucho ostrożnie nie chcąc niewiasty zawstydzić.
 Dałem ci, pomnę, z dziesięć dobrych razów po grzbiecie. Pani burmistrzowa
zaczerwieniła się cała i zawołała:
 Ale skądże u licha twoja młodość wróciła?
 Posłuchajcie tylko  rzekł Słomka siadając. Wszyscy zgromadzili się koło niego, a on
jął im opowiadać obszernie całą swoją historię zakląwszy ich wprzódy na tajemnice św. Trójcy,
żeby o tym więcej nikomu nie wspominali. Powiedział im, jak się z mistrzem ułożył, jak usnął, jak
wstał młodym, ile za to zapłacił; potem jął czarnoksiężnika pod niebiosa wynosić, zachwalać jego
osobliwą naukę i zręczność. Zdumiewali się przytomni i w głowy zachodzili. Niektórzy mając go
jeszcze za impostora zadawali mu różne pytania, lecz wkrótce przekonali się, że był w istocie nie
kim innym, tylko burmistrzem in persona , odmłodzonym cudowną sprawą mistrza.
Zaraz tedy żwawo wzięli się wszyscy na cześć jego do kielichów i do tańca odprawując
jakby nowe, drugie wesele dwojga małżonków lepiej teraz dobranych. Odprawiono uroczyście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony