[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którym bezmyślni, podobni do przedmiotów ludzie będą patrzeć w zdumieniu na żywe,
rozmyślające rzeczy. Nie potrzeba mi takiego raju. Jest wstrętny.
 I mnie taki raj nie jest potrzebny.
 Czyżby? Poczekaj, nie zarzekaj się. Zresztą jak popatrzono by na to tam, skąd przy-
byłeś? U was, jak i u nas nosi to nazwę postępu naukowego, rewolucji technicznej. Cała epo-
ka podobna jest do mechanizmu z założonym uprzednio programem. Epoka zmieniła ludz-
kość w uczniów, zmuszając wszystkich do rozwiązywania tego samego zadania. A ludzie
zdążyli już cichaczem zajrzeć na koniec książki i tylko udają, że nie znają rozwiązania.
 Niezupełnie rozumiem, co masz na myśli. Jeżeli porównujesz ludzi, widzących w
perspektywie cel, z uczniakami, którzy zajrzeli na ostatnią stronicę podręcznika, to mówisz
bzdury. Znać rozwiązanie  to jedno, ale osiągnąć je  to coś całkiem innego. Właśnie ty
wzywasz ludzi znających odpowiedz na zadanie, żeby go nie rozwiązywali i zadowolili się
jego irracjonalnym sensem. Ludzkości potrzebna jest zmaterializowana odpowiedz. Ludzie
nie mają powodu chować się przed czymś, czego na razie jeszcze nie rozumieją. Nie są
strusiami. W strusiej ideologii jest tyle wolności, ile w strusiej ekonomice. Wiem, że lubisz
żonglować takimi słówkami jak  nic i  coś . Negując cel, negujesz również środki. Co pozo-
staje? Chyba pójść do lombardu i zostawić własną osobowość? Jesteś dezerterem!
 Masz tobie, znowu wstępniak. Po co obciążać mózg! Wkrótce automat zdejmie z nas
brzemię myślenia. Nieprzypadkowo w swym referacie o istocie pamięci kładłeś taki nacisk na
podobieństwo łączące człowieka i maszynę. Aadne mi podobieństwo!
Nastąpiła pauza. Czas było rozejrzeć się dokoła. Tamarcew rzucił okiem na sąsiednie
stoliki, na estradę.
Lśniący jak mahoń muzykanci o brązowych twarzach i rękach wykonywali na egzoty-
cznych instrumentach jakąś afrykańską symfonię. Jeden z nich podniósł się z miejsca i zaczął
śpiewać. Zpiewał cicho, z przydechem, głosem astmatyka, śpiewał intymnym przygłuszonym
tonem, jak gdyby wczuwając się w coś, co tu w tym nocnym lokalu ujawniało się tylko jemu i
było niedostępne dla innych  jakby wzywając tutaj swe afrykańskie bóstwo i radząc się go
ponad głowami gości.
Zpiewak zamilkł, lecz melodia wciąż jeszcze brzmiała.
 Jesteś nieszczęśliwy, Kola?
Pytanie brzmiało zaskakująco nawet dla tego, kto je zadał, jak gdyby to zrobił nie on,
lecz kto inny.
 A ty jesteś szczęśliwy, Alosza?
 Ja?
 Tak, ty.
 Ja również jestem nieszczęśliwy, Kola.
Arapow roześmiał się.
 Nie wierzę ci. Tam, skąd przybywasz, wszyscy mają rozkaz być szczęśliwymi.
 Nie błaznuj, Mikołaju, bo odejdę.
 Dobrze, już nie będę. Przepraszam. Ale skąd wiesz, że jestem nieszczęśliwy?
 Domyślam się, Kola. Nietrudno jest domyślić się tego po spędzeniu z tobą wieczoru.
 Jestem nieszczęśliwy, Aleksieju, w szczególny sposób, jestem nieszczęśliwym łajda-
kiem. W roku 1941 Niemcy zabrali moją żonę do obozu zagłady.
 Niemcy. Nie ty. Ty poszedłeś do Ruchu Oporu. Biłeś się. Czytałem o tym...
 Tak, biłem się i tonąłem w rozpaczy... Lecz ciągnąłem z niej zyski. Nieszczęście
pomaga mi bardziej intensywnie odczuwać byt i czas. Czym jestem lepszy od Lizy Koch,
która wyrabiała rękawiczki z ludzkiej skóry? Zdradziłem moją żonę. Powinienem był pójść z
nią razem do obozu zagłady.
 Uważam, że postąpiłeś słusznie idąc do partyzantki. W samobójstwie nie ma ani
krztyny heroizmu.
 To znaczy, że jestem niewinny?
 Nie, jesteś winny. Twoja wina polega na tym, że swoją filozofią pomagasz morder-
com swej żony.
 Znowu artykuł wstępny. Jakie oklepane, banalne słowa.
 Prawda nie potrzebuje wspaniałych strojów. W pierwszym lepszym, nawet najpłyt-
szym wstępniaku jest więcej głębokiej treści niż w systemie filozoficznym ofiarującym
ludziom nic  kamień zamiast chleba.
 Nie wierzę. Wstępniak nie może zawierać prawdy.
 Dlaczego?
 Bo prawda nie przychodzi do ludzi wydeptanymi ścieżkami, płaci się za nią krwią,
życiem...
 My zapłaciliśmy tę cenę...
 Znowu gazeta! Replikujesz przeciwnikowi ideowemu? Daj spokój, Alosza. Dość.
Powiedz mi tylko, dlaczego ty jesteś nieszczęśliwy. Tego mi jeszcze nie wytłumaczyłeś.
 Być szczęśliwym to nie taka łatwa rzecz. Dlatego że...
 Nie tłumacz. Rozumiem cię. Nie jesteś automatem, jesteś człowiekiem. Ja też nie
jestem automatem. Ale chyba czas już na nas.
Arapow podniósł się z miejsca. Widać było, że jest znużony.
Wyszli na ulicę.
 Czy miałbyś coś przeciw małemu spacerowi?  Arapow usiadł za kierownicą i
zapuścił silnik swojej hispano-suizy. Wóz ruszył.  Długo zostajesz w Paryżu?
 Jutro odlatuję.
Hispano-suiza bez trudu wyprzedzała inne wozy. Arapow wyraznie nie miał zamiaru
zmniejszyć szybkości. Tamarcewowi zakręciło się w głowie. Mdliło go od zbyt szybkiej
jazdy i niewyspania.
 Zapłacisz karę  powiedział.
 U nas się za to nie płaci... Sprytni reporterzy uważają się za wielkich filozofów,
używając słowa ,,niebyt . Ileż to już razy pisali o mnie, że lubię igrać ze śmiercią. Nazwali
mnie zwariowanym kierowcą. Mają trochę racji, są na dobrym tropie. Istotnie, chciałbym
czasami mieć kraksę.
 Spodziewam się, że nie dziś?
 A dlaczegóżby nie? Nie można wszystkiego odkładać w nieskończoność. Jeszcze
mnie gotowi wziąć za tchórza. Ale cieszę się z naszego dzisiejszego spotkania. Rzecz jasna,
jesteśmy przeciwnikami. Ale jednocześnie braćmi. Z całej mojej rodziny zostałeś tylko ty.
Widzisz, jakie ciasne są ulice Montmartre'u... Tutaj najłatwiej o wypadek. Ale ja to mówię do
siebie. Możesz być spokojny. Odwiozę cię do hotelu. Jestem zbyt doświadczonym kierowcą,
żeby rozbić taki wóz, jeśli sam tego nie zechcę. Pamiętasz, Aleksieju, poszliśmy kiedyś w
górę rzeki Grzmiącej, zboczyliśmy ze ścieżki i zabłądziliśmy w lesie. Zapadła noc. Jakiś ptak
nocny zaczął krzyczeć. Płakał. Jak gdyby pochował kogoś przed chwilą. Alosza, ten ptak
pogrzebał mnie.
 Dość wcześnie zabrał się do grzebania. Bądz co bądz żyłeś potem jeszcze dobrych
czterdzieści lat.
 Pytanie tylko, czy żyłem. On opłakiwał moje ja, moje szanse, to wszystko, co się we
mnie nie zrealizowało, co sam pogrzebałem w swym sercu. Oto twój hotel. Bywaj zdrów,
Alosza.
Arapow nachylił się i pocałował Tamarcewa w usta.
Zwitało.
Wieczorem Tamarcew przeglądając jakiś dziennik przeczytał przerażony, że filozof
Arapow uległ wypadkowi samochodowemu. Wpadł na latarnię uliczną i w ciężkim stanie
przewieziony został do szpitala.
2
Radij Iwanowicz otrzymał oddzielny pokój do pracy oraz dwóch asystentów. Trzeba
było w związku z tym pogwałcić wszelkie przyjęte zwyczaje. Wszak młody Bogatyriew był
na razie tylko aspirantem. Zaś jako asystentów otrzymał dwóch pracowników naukowych z
tytułami kandydatów, ludzi już niemłodych, doświadczonych, z poważnym stażem i dużą
erudycją. A jednak nie oni mieli kierować Radikiem, lecz Radik nimi, bowiem w jego głowie
żyły twórcze pomysły o wielkich perspektywach.
Przydzielono mu również zwierzęta do celów eksperymentalnych. Zwierzęta interesują
go jedynie jako żywe maszyny, mądrze i ekonomicznie skonstruowane przez przyrodę. Ptaki
bez kompasu przelatują nad morzami i nigdy nie zmylą trasy. Nietoperze posługują się ultra-
dzwiękami. Ryby głębinowe  energią elektryczną.
Przed Radijem Iwanowiczem stoi trudne zadanie. Ma wyjaśnić, co należy zapożyczyć
od ptaków do budowy maszyn cybernetycznych. A może nie da sobie rady z tym zagadnie-
niem? Takie pytanie nie raz padało na radzie naukowej. Czy słuszne z każdego punktu widze-
nia (a szczególnie z pedagogicznego), by młody człowiek, aspirant, był zwierzchnikiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony