[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trójki i breny. Myślę, że modlą się, by Siran czy któryś z jego ludzi w sposób podejrzany
westchnął, a natychmiast by mieli niepodważalny powód podziurawienia go jak sito. Siran i
jego kumple doskonale wiedzą, co te chłopaki czują, oddychają więc płytko i mrugają raz
jednym, raz drugim okiem na zmianę.  Podzielam pańskie zaufanie do straży.  Findhorn
zerknął spod oka na swojego pierwszego oficera z żartobliwym wyrazem twarzy.  A jak
wygląda dziś rano nasz nieoceniony kapitan Siran? Pewnie odrobinę podłamany?  Skądże
znowu. Każdy byłby zdania, że spał głębokim, spokojnym snem człowieka o sumieniu
czystym jak u noworodka.  Nicolson patrzył przez chwilę w morze, po czym dodał: 
Cieszyłbym się, gdybym mógł się przydać, kiedy będą go wieszać.  Prawdopodobnie
musiałby się pan ustawić w długiej kolejce  zauważył ponuro Findhorn.  Nie chcę, by
zabrzmiało to melodramatycznie, ale moim zdaniem ten człowiek to wcielony diabeł,
powinno się go zastrzelić jak wściekłego psa.  Pewnie kiedyś do tego dojdzie.  Nicolson
potrząsnął głową.  Nawet jeśli nie jest wściekły, to jakby niespełna rozumu.  To znaczy? 
Jest Anglikiem, przynajmniej w trzech czwartych, założę się o to stawiając ostatniego
pensa. Chodził do jednej z tych dużych szkół prywatnych i samo się przez się rozumie, że
jest o całe niebo lepiej wykształcony niż ja. Co taki człowiek robi jako dowódca takiego
miniaturowego, podejrzanego
stateczku jak "Kerry Dancer"?  Bóg jeden wie.  Findhorn wzruszył ramionami.  Mógłbym
próbować to wyjaśnić na kilkanaście sposobów, z których każdy byłby inny, ale jedno
miałyby wspólne: żaden nie byłby właściwy. W promieniu kilku setek mil wokół Singapuru
działa połowa światowej liczby pasożytów i czarnych owiec, ale jego nie można zaliczyć do
żadnej z tych kategorii, nie będzie to więc odpowiedz na pańskie pytanie. Naprawdę nie
mam pojęcia.  Findhorn zabębnił palcami po ramie osłony.  Zdumiewa mnie, ale na miłość
boską, nie on jeden!  Van Effen też? I nasz nieoceniony generał?  Między innymi. 
Findhorn przytaknął głową.  Nasi pasażerowie to osobliwa gromadka, ale nawet nie w
połowie tak osobliwa jak ich sposób bycia. Na przykład generał i mułła. Rozumieją się jak
para złodziei. Niezwykłe, prawda?  Nieprawdopodobne. Na zawsze zamknęłyby się przed
generałem drzwi Klubu Bengalskiego w Singapurze. yle widziany, wypisano by to dużymi
literami.  Nicolson uśmiechnął się.  Niech pan pomyśli, jak by to wstrząsnęło wyższymi
sferami& to znaczy w kręgach wojskowych& i jak by wzrosła śmiertelność: wszystkie
najlepsze bary na Wschodzie byłyby zapchane ofiarami apopleksji, które by kurczowo
trzymały w sztywniejących rękach złapanych tam włóczęgów. Na generale Farnholmie ciąży
przerażająca odpowiedzialność. Findhorn lekko się uśmiechnął.  Nadal pan uważa, że to
nie oszust?  Nie, nie uważam, zresztą pan też nie. Raz się zachowuje jak pułkownik
wywiadowca, prawdziwy as, raz robi lub mówi coś
zupełnie z innej parafii. Trudno go wyczuć. To bardzo nierozważne z jego strony.  Bardzo 
przytaknął oschle Findhorn.  No i jeszcze ten drugi, jego kumpel, Van Effen. Jakie miał
Siran powody, żeby tak dbać o jego zdrowie?  Trudno powiedzieć  przyznał Nicolson. 
Zwłaszcza że Van Effen nie wykazał szczególnej troski o niego, nawet straszył, że
naszpikuje go kulami, czy też próbował go udusić. Ale ja wierzę Van Effenowi. Podoba mi
się.  Ja też mu ufam. Lecz Farnholme nie tylko mu ufa& on wie, że Van Effen mówi
prawdę. A kiedy pytam go, dlaczego, on szybko kontruje i zaczyna tak bajdurzyć, że nie
uwierzyłoby mu pięcioletnie dziecko.  Findhorn westchnął znużony.  Opowiada takie
wierutne bzdury, jak panna Plenderleith, kiedy chciała ze mną się widzieć. Poszedłem do jej
kabiny zaraz po tym, jak pan z Siranem skończyliście waszą& no& dyskusję.  Ach, więc
poszedł pan?  uśmiechnął się Nicolson.  Szkoda, że nie byłem przy tym.  A wiedział
pan?  Vannier mi powiedział. Właściwie musiałem go zaciągnąć do messy, żeby przekazał
panu jej prośbę. Co mówiła?  Po pierwsze, zaprzeczyła, że mnie w ogóle wzywała, potem
zaczęła mi zadawać jakieś nonsensowne pytania, kiedy zawiniemy do portu i czy będzie
mogła wysłać telegram do siostry w Anglii. Po prostu bzdury wymyślone na poczekaniu.
Coś ją nurtuje i już chciała mi o tym powiedzieć, ale zrezygnowała.  Findhorn wzruszył
ramionami, żeby skończyć z tym tematem.  Czy wie pan, że ona też przybyła z Borneo?
Była tam dyrektorką szkoły żeńskiej, wyczekała do ostatniej chwili.  Wiem o tym.
Odbyliśmy dziś
rano długą rozmowę na pomoście. Przez cały czas zwracała się do mnie per "młody
człowieku" i czułem się przy niej tak, jakbym zapomniał umyć uszu i zaraz miało się to
wydać.  Nicolson spojrzał badawczo na kapitana.  %7łeby miał pan jeszcze więcej
zmartwień, powiem panu o czymś, o czym panu nic nie wiadomo. Otóż panna Plenderleith
przyjmowała w nocy w swojej kabinie gościa. Mężczyznę.  Co takiego? Powiedziała panu
o tym?  Skądże znowu! To Walters mi powiedział. Akurat wyciągnął się na swojej leżance
po zejściu z wachty, kiedy usłyszał pukanie do drzwi panny Plenderleith. Dość ciche, ale je
usłyszał, bo leżanka w kabinie radiowej stoi przy grodzi sąsiadującej z tamtą kabiną.
Walters mówi, że chciał z ciekawości ich podsłuchać przez drzwi między kabinami, ale były
zamknięte i niewiele słyszał. Rozmowa odbyła się szeptem, pełna konspiracja. Jeden głos
był bardzo głęboki, niewątpliwie należał do mężczyzny, który siedział tam prawie dziesięć
minut, po czym wyszedł.  Schadzka o północy w kabinie panny Plenderleith!  Findhorn
jeszcze nie otrząsnął się ze zdumienia.  Myślałbym, że będzie wrzeszczała na całe gardło.
 Skądże znowu!  Nicolson uśmiechnął się i stanowczo pokręcił przecząco głową. 
Owszem, cieszy się powszechnym szacunkiem, żaden nocny gość by jej się nie wywinął.
Dostałby nauczkę, wygłosiłaby mu kazanie wymachując palcem i odesłała go jako człowieka
skruszonego, zdecydowanego prowadzić uczciwsze życie. Ale tym razem myślę, że nie było
kazania, tylko cichusieńka rozmowa.  Walters ma jakiś pomysł, kto to mógł być?
 Nie, nie ma pojęcia. Wie tylko tyle, że głos był męski i że on sam zbyt był zmęczony i
senny, żeby naprawdę się tym przejąć.  No tak. Może i słusznie.  Findhorn zdjął czapkę i
wytarł głowę chusteczką.  Dopiero ósma, a słońce już zaczyna palić.  Mamy inne
zmartwienia. Nie potrafię rozszyfrować tych ludzi. Dziwne towarzystwo& co jeden to
dziwniejszy.  Panna Drachmann też?  spytał Nicolson.  Ależ skądże! Wszystkich ich bym
oddał za tę dziewczynę.  Findhorn włożył czapkę i powoli pokiwał głową patrząc w dal. 
Co za okropna sprawa, Johnny& Jak makabrycznie oszpecili jej twarz ci mali rzeznicy. 
Powrócił wzrokiem na pokład, spojrzał ostro na Nicolsona.  Ile z tego, co jej pan
powiedział wczorajszej nocy, jest prawdą?  Chodzi panu o to, co mówiłem o chirurgach? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony