[ Pobierz całość w formacie PDF ]

migdałowe i mogłoby się wydawać, \e tylko przypadkiem zabłąkały się na tę jasną twarz Europejki - gdyby
nie były tak bardzo zielone! Emmanuelle dostrzega w nich iskierki przywodzące na myśl wirujące światło
latarni morskiej, iskierki ironii, powagi, mądrości, silnego autorytetu, a potem nagle cień troski i
współczucia, i znowu błysk filuterny i naiwny zarazem, pełen fantazji i odurzającego ognia.
Oczy Lilith, myśli Emmanuelle. Oczywiście nie widzi w tej młodej dziewczynie pięknego demona, ani
spotwarzonego ptaka, ale kobietę,
która poprzedziła Ewę w historii początku. Ledwie stworzona, odleciała. Uległy, pobo\ny, chaotyczny
Adam zawiódł. Od tego momentu nie przestawała odradzać się w sercach Zmiertelnych. Równie\ teraz
Emmanuelle odnajduje ją, gdy gromadzi swoje dziecięce marzenia tak bardzo potrzebną siostrę,
uzasadnione zgorszenie, przykład śmiejąc się i poruszając przy tym kanciastymi ramionami. Czy spojrzenie
koloru rodzących się liści sprawiło, \e stał się cud i rozświetlił nagle mroczną przestrzeń? Czy w ten sam
sposób słońce pierwszych poranków zazieleniło drzewo wiadomości dobrego i złego, kiedy nieulękli
przedstawili się zakazowi? Czy szczupłość hermafrodyty i niesforny głos przywrócą na nowo raj utracony?
Czy obietnica nigdy nie spełniona słu\yć jej będzie do usprawiedliwiania pragnień?
- Jestem Marie-Anne.
A poniewa\ Emmanuelle nie odpowiedziała jej jeszcze, nadal pochłaniając ją wzrokiem, powtarza
zaproszenie: - Mo\e napijemy się u mnie?
Emmanuelle uśmiecha się do niej i wstaje. Wyjaśnia, \e dziś niestety nie mo\e, bo Jean ma przyjechać po
nią, a potem zło\ą kilka wizyt, ale byłaby szczęśliwa, gdyby Marie-Anne odwiedziła ją jutro. Czy zna jej
adres?
- Tak - odpowiada krótko Marie-Anne. - A więc do jutra. Emmanuelle wykorzystuje fakt, \e inne nie
zwracają akurat na nią uwagi i wymyka się niepostrze\enie. Pod pretekstem, \e nie chce, aby mą\ czekał na
nią zbyt długo, pędzi do swojej kabiny.
- Czy sądzisz, \e mo\emy wkrótce zacząć urządzać przyjęcia? zapytał ją mą\, kiedy zasiedli do stołu.
Szeroko rozsunięte o tej porze dnia składane ściany pozwalały obrzucić wzrokiem prostokątną powierzchnię
wody i kwiaty lotosu, które rankiem rozkwitają barwami ró\u, malw, bieli albo błękitu, ale teraz,
wieczorem; kołyszą tylko zielonymi kielichami.
- Je\eli trzeba, mo\esz zacząć choćby ju\. Brakuje tylko zasłon i kolorowych poduszek na łó\ko. Acha, no i
jeszcze lampy.
- Chciałbym, aby wszystko było gotowe na następną niedzielę, a więc za osiem dni.
- To się da zrobić. Spodziewasz się kogoś?
- Tak, Christophera. Wiesz... Jego okręg to Malezja, ju\ od miesiąca. Zapraszałem go od dawna, ale dopiero
teraz przyjął zaproszenie. A poniewa\ firma wysyła go w podró\ po Tajlandii, mo\e pozostać u nas przez
kilka tygodni. To miły facet, na pewno ci się spodoba. Nie widziałem go ju\ od trzech lat.
- Czy to ten, który został z tobą w Assuanie, po zakończeniu budowy tamy?
- Tak, on jeden nie uciekł.
- Teraz ju\ sobie przypominam. Mówiłeś wtedy, \e jest taki powa\ny...
Wydęła wargi, a Jean roześmiał się na cały głos.
- Owszem, jest powa\ny, ale nieszkodliwy. Bardzo go lubię. Jestem pewien, \e i tobie się spodoba.
- Ile ma lat?
- Jest młodszy ode mnie o siedem czy osiem miesięcy. Wtedy wrócił akurat z Oxfordu.
- To Anglik?
- Nie. Chocia\ częściowo tak. Ze strony matki. Jego ojciec był jednym z zało\ycieli firmy. Nie myśl jednak,
\e jest tylko synem bogatego ojca. Naprawdę haruje za trzech.
Emmanuelle poczuła lekkie rozczarowanie. Oto ich tak miła samotność we dwoje, którą nie zdą\yła się
jeszcze nacieszyć, miała być zakłócona przez kogoś trzeciego. Jednak była zdecydowana przyjąć gościa jak
najserdeczniej, przecie\ to przyjaciel jej mę\a. Przypomniała sobie zdjęcia z atletycznie zbudowanym,
opalonym Christopherem i doszła do wniosku, \e lepiej ju\ gościć jego ni\ tych starych, brzuchatych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony