X


 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamglony, zaniedbany.  Zamierzam uwolnić moją córkę, niezależ nie od tego, co
będę musiał zrobić. Może będę musiał porozmawiać z ni na osobności.
Kresge długo przypatrywał się Corde'owi, zastanawiał się nad jeg słowami. Potem
spojrzał na dom.  Skąd wiedziałeś, że jest tutaj?
Corde uciszył go. Razem zbliżyli się do budynku. Kresge kucnął za sa�mochodem z
wypożyczalni i położył karabin na maskę. Wskazał na fron�towe i tylne drzwi i
skinął głową, co oznaczało, że oboje ma pod ostrzałem. Corde przytaknął i
skulony podbiegł do domu. Zatrzymał się przed rozpa�dającą się werandą. Nabrał
powietrza do płuc i powoli podszedł do drzwi. Otworzył je wściekłym kopnięciem i
wszedł do pachnącego stęchlizną d mu.
W pokoju panował półmrok, jakby było w nim gęsto od dymu lub mgły. Zwiatło
słoneczne, już i tak rozproszone przez chmury, przedzierało się przez srebrzyste
liście klonu na zewnątrz i wpadało szarym strumieniem do środka. Dywan, ściany,
meble ze sklejki i obrazy wydawały się wybla�kłe w tym słabym oświetleniu.
Przerażenie minęło. Corde przez chwilę myślał, że w domu nikogo nie ma,
Gilchrist znów im uciekł. Jego wzrok przyzwyczaił się do przytłumio�nego światła
i w drugim końcu pokoju zobaczył niewyrazny kształt, kulę, która się poruszyła.
Była rozmyta jak dysk księżyca. Dostrzegł, że to gło�wa mężczyzny, który
spogląda na Corde'a.
Tamten powoli wstał zza zaśmieconego biurka. Około stu osiemdzie�sięciu pięciu
centymetrów wzrostu, siwiejące, dość jasne włosy, schludny, długie chude ręce.
Ubrany był staromodnie w jasnozieloną sportową ma�rynarkę i brązowe spodnie. Na
jego twarzy nie można było zauważyć, że zaskoczyła go ta wizyta. Przyjrzał się
Corde'owi brązowymi oczami.
Wygląda jak ja, mimowolnie pomyślał Corde.
 Gilchrist, gdzie jest moja córka?  spytał spokojnie.
14
Leon Gilchrist przeszedł przez snop zamglonego światła i zatrzymał się trzy
kroki od Corde'a. Założył ręce. Na jego twarzy rysował się radosny uśmiech.  No
cóż, jestem zaskoczony, detektywie Corde.
 Chcę wiedzieć, gdzie ona jest.  Głos Corde'a drżał.  Teraz chcę to
wiedzieć.
 Oczywiście zaraz się dowiesz.
 Sarah!  krzyknął Corde, spoglądając na schody prowadzące na piętro.
 Właśnie myślałem o tobie  rzekł łagodnie Gilchrist.  Będziesz
zaskoczony, gdy się dowiesz, jak często o tobie myślałem. Chyba tak samo często
jak ty o mnie.
Corde zrobił krok do przodu i wymierzył rewolwer w pierś Gilchrista. Profesor
zerknął na broń i wsunął dłonie do kieszeni. Patrzył na Corde'a, jakby detektyw
był owadem robiącym ostatnie kółko nad pojemnikiem z trucizną. Potem zapytał: 
A jak tam czuje się syn?
Błysk niepewności pojawił się w oczach Corde'a, gdy spojrzał na twarz Leona
Gilchrista.
 Wciąż lubi jazdę na rowerze? Mimo niebezpieczeństw?
 O czym ty mówisz?
 Słyszałem, że poszedł sobie popływać. Ta muzyka, której słuchają młodzi
ludzie...
Próbuje wyprowadzić mnie z równowagi. Spokój, zachowaj spokój.
 Samobójstwo przez utopienie. To był wyłącznie jego pomysł. Pio�senka mówi
chyba o brzytwach i sznurach... Obrazy typowe dla młodzień�czej poezji.
 Co miałeś z tym wspólnego?  Corde mocniej zacisnął dłoń na re�wolwerze,
bał się, że za chwilę straci kontrolę nad sobą. W uszach słyszał szum krwi.
Uniósł lufę w kierunku twarzy profesora, na której pojawił się lekki grymas, ale
mimo wszystko pozostała obojętna. Wylot lufy zatrzymał się przed gładką skórą. 
Mógłbym cię zabić...
 Nie sądzę, żebyś słyszał o Paulu Verlainie  wypowiedział powoli. 
Francuskim symboliście. Nie, oczywiście, że nie. Uważam jego wiersze za
olśniewające, ale sądzę też, że cierpiał na to samo co ty. Spokój na ze�wnątrz,
gwałtowność w środku. Usiłował zamordować swego przyjaciela Rimbaud w przypływie
emocji. Skończył jako beznadziejny alkoholik. Jed�nak gdyby nie jego psychozy,
świat nie otrzymałby zadziwiających wierszy. Kompensacja psychiczna jest
zjawiskiem zdumiewającym; kompensacja, którą mała Sarah demonstruje w tak
wyrazny sposób.
Corde gwałtownie oddychał. Czuł, że dusi się od nadmiaru tlenu. Chwycił
Gilchrista za kołnierz i przystawił mu rewolwer do ucha.
 No  jęknął Gilchrist miękkim głosem  pamiętaj o Sarah. Na�szej rozmowy
nie możemy kontaminować z emocjami, bo zapomnimy, że tylko ja wiem, gdzie ona
jest. Kontaminować... Czy ty w ogóle domyślasz się, co to znaczy.
Corde odepchnął Gilchrista i zrobił krok do tyłu. Otarł usta rękawem. Poczuł się
jak osaczone zwierzę, z którym Gilchrist się bawi.
 Ty wciąż nie rozumiesz, z kim masz do czynienia. Nie jestem zwy�kłym
oprychem, który zabarykadował się w sklepie. Twoja inteligencja nie pozwala ci
tego zauważyć. Jestem inny niż Jennie Gebben, ty, twój syn, Sarah i twoja piękna
Dianę.
Obserwowałem twoją rodzinę od momentu śmierci Jennie. Zobaczy�łem twoją córkę
przy jeziorze po tym, jak zostawiłem pierwszą notatkę do ciebie. Jej piękne
włosy. Promienie słońca mieniły się na jej rajstopach, białej bluzce. Miała
stroje z ubiegłego roku, co? Bo trzeba było zrezygno�wać z wiosennego szaleństwa
zakupów w Sears, prawda? Od tego momen�tu korespondowałem z Sarah... Skąd ten
szok u ciebie? W końcu powinie�neś się domyślić. Nurtuje mnie tylko jeden
problem. Nie jesteś inteligent�ny, ale za to uparty; w przeciwieństwie do twoich
kolegów, którzy nie są ani inteligentni, ani wytrwali.
Oczywiście można by cię położyć na kanapie u psychoanalityka i wy�dobyć z ciebie
przyczyny twojej nieustępliwości. Zasnąłeś za kierownicą raz lub dwa razy i
długo musiałeś za to pokutować. Kiedy to się wydarzy�ło? Jak byłeś nastolatkiem?
Może pózniej. W każdym razie byłem pewien, że będziesz harował, aż mnie nie
odszukasz.
Sarah była doskonały sposobem na rozproszenie twojej uwagi. Na po�czątek
przekonałem ją, żeby uciekła. Kiedy to nie zadziałało, postanowi�łem zakłócić
wasze śledztwo, wyprowadzić was w pole. Miasto szukało Księżycowego Zabójcy,
więc oprawiłem kozę ze skóry. Mieli to, czego szu�kali.  Szaleniec". Krwią
zrobiłem kilka napisów. Mezza luna... Założę się, że te napisy bardzo ucieszyły
twojego szefa. Ale nie ciebie, detektywie. Bezustannie posuwałeś się do przodu,
byłeś coraz bliżej. Musiałem zaata�kować bardziej bezpośrednio. Chciałem cię
wystraszyć, żebyś zrezygnował ze śledztwa...
Wskazał na aparat fotograficzny.  Jestem niezłym fotografem, nie sądzisz?
Nawiasem mówiąc, spostrzegłem, że twoja żona prawie nie uży�wa środków
antykoncepcyjnych. Czyżby po szesnastu latach nastąpił kry�zys w małżeństwie? I [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony



     

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.