[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Konstabl, którego posterunek znajdował się przy brzegu rzeki nieopodal Inns of Court, był bardzo
kontent z życia w tej części miasta. Owszem, można tu było spotkać rajfurów pragnących sprzedać
dziewkę komuś na ulicy, nożowników, oszustów i rzezimieszków. Lecz w przeciwieństwie do rojnej
Cheapside ijej sklepików, pełnych lichego towaru, lub strasznych przedmieść na południowym brzegu
rzeki, okolicę, nad któ-
144
rą miał pieczę, zamieszkiwali szlachetni panowie i damy i często przez cały dzień albo dwa nie słyszał,
by ktoś podniósł larum.
Tego ranka, o dziewiątej, ów przysadzisty człowiek siedział za stołem na swym posterunku, kłócąc się
z potężnym zastępcą szeryfa, zwanego Red James, o liczbę ściętych głów, zatkniętych na pikach na
moście Londyńskim.
- Bodajby mnie usiekli, jeśli nie trzydzieści i dwie - mruknął Red James.
- A więc usieką, bo się mylisz, ośle. Nie ma ich więcej niż dwadzieścia pięć.
- Porachowałem je o świcie i było ich trzydzieści dwie. - Red James zapalił świecę i wyciągnął talię
kart.
- Oszczędzaj łój - warknął konstabl. - Zwieca kosztuje, a musimy za nią płacić z własnej sakiewki.
Zagramy przy świetle dnia.
- Dalibóg - burknął Red James - Jeśli jestem osłem, jak mówisz, to nie mogę być kotem, nie posiadłem
więc sztuki widzenia w ciemnościach. - Zapalił drugą świecę.
- Co z ciebie za pożytek? - Konstabl pokazał mu obelżywy gest i już miał wstać, by zdmuchnąć knoty,
gdy do okna podbiegł młodzieniec w stroju robotnika.
- Panowie, natychmiast chcę mówić z konstablem! - wysapał.
- Właśnie z nim mówisz.
- Panie, nazywam się Henry Rawlings i przychodzę podnieść alarm! Doszło do bardzo poważnej
napaści!
- Jakiż powód skargi? - Przyjrzawszy mu się uważnie, konstabl stwierdził, że chłopak jest cały i zdrowy.
- Nie widzę śladu pałki czy sztyletu.
- Nie, to nie ja jestem ofiarą, ale ktoś inny za chwilę zostanie raniony. I boję się, że poważnie. Szedłem
do składu nad rzeką, niedaleko stąd. I...
- Mówże, człowieku, ważna sprawa czeka.
- .. .i pan jakiś pociągnął mnie na bok i wskazał na nabrzeże Tempie, gdzie zobaczyliśmy dwóch ludzi z
rapierami, krążących wokół siebie. Potem usłyszałem, jak młodszy z nich zagroził drugiemu, że go
zabije, a tamten zawołał o pomoc. Potem starli się w pojedynku.
- Rajfur bije się z klientem o cenę kobiety - rzekł zmęczonym głosem Red James. - Nie nasza to
sprawa. - Zaczął tasować karty.
- Nie, panie, mylisz się. Jeden z tych ludzi - ten starszy, któremu zagrożono śmiercią-jest parem. To
Robert Murtaugh.
- Sir Murtaugh, przyjaciel lorda burmistrza, w łaskach księcia! - Zatrwożony konstabl poderwał się na
nogi.
145
- Ten sam, panie - przytaknął zdyszany pachołek. - Przybiegłem co tchu, żeby podnieść alarm.
- Straż! - krzyknął konstabl, przypasując rapier i sztylet. - Straż, natychmiast do mnie!
Z przyległej izby wypadli dwaj zastępcy szeryfa, których świadomość zmącił trudny mariaż porannego
snu i wczorajszego wina.
- Gwałt się dzieje na przystani Tempie. Ruszajmy niezwłocznie.
Red James chwycił długą pikę, swą ulubioną broń.
Wybiegli w chłód poranka, kierując się na południe w stronę Tamizy, nad którą zawisła gęsta jak
owcze runo chmura dymu i mgły. Po pięciu minutach stanęli nad nabrzeżem Tempie, gdzie istotnie,
jak zapewniał ich pachołek, toczyła się zażarta walka.
Młody człowiek zaciekle atakował sir Murtaugha. Par walczy! zręcznie, lecz ruchy krępował mu
niewygodny, zbytkowny strój w stylu tureckim, modny w owym czasie na królewskim dworze -
pozłacana opończa i turban z piórem - więc ustępował pola młodemu bandycie. Kiedy opry-szek
cofnął się, by zadać szlachcicowi cios, konstabl wykrzyknął:
- Natychmiast przerwać walkę! Odłożyć broń!
Lecz chwila ta zamiast położyć kres walce, nieoczekiwanie przyniosła zgubę sir Murtaughowi, który
zaskoczony okrzykiem konstabla, opuścił uzbrojoną rękę i spojrzał w stronę, skąd dobiegł głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony