[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słabych i potrzebujących. Byłeś nocarzem, jednym z najwierniejszych,
oddanych sług.
Ja, Obywatel Rzeczypospolitej Polskiej...
Vesper zadrżał, opuścił głowę, skrył twarz w dłonie.
Jestem renegatem, wyszeptał bezgłośnie. Módlcie się za mnie, upadłe
anioły. Aranea, Icta, Nex i Strix. Módlcie się, synowie i córy Węża.
Tylko dla formalności, przecież i tak nie wysłucha was nikt.
***
Volkswagen zatrzymał się po jakimś czasie przetaczania polnymi
drogami. Pasażerowie zaczęli wysypywać się z niego, niemrawo, powoli.
W końcu wysiadł i więzień, wiedziony czujnymi spojrzeniami Ultora i
pretorianów. Odetchnął świeżym, pachnącym powietrzem, zadarł głowę do
góry.
Niewielka rzeczka wiła się leniwie u stóp sosnowego lasu, który
podążał wzwyż, wspinając się po zboczu. Vesper zaczerpnął kolejny,
głęboki haust. Płuca stężały, jakby uderzone obuchem. A potem wypuściły
swoją zdobycz z cichutkim sykiem, powoli.
W powietrzu unosiła się olbrzymia, ledwo wyczuwalna, ale
niezaprzeczalnie obecna Moc.
Współczesna rzezba terenu Pobrzeża Słowińskiego ukształtowała się pod
wpływem ustępującego lądolodu ostatniego w Polsce zlodowacenia, od swojego
zasięgu noszącego nazwę zlodowacenia bałtyckiego. Trwało ono około 100 do 10
tysięcy lat temu. Lądolód, wytapiając się, pozostawił na Pobrzeżu niesiony materiał
skalny (iły, żwiry, piaski i gliny). Zwiadectwem dawnej jego obecności jest pasmo
wzniesień morenowych okalających niczym amfiteatr południową stronę Niziny
Gardnieńsko-Aebskiej. Góra Rowokół (115 m n.p.m.) jest najwyższym
wypiętrzeniem w omawianym paśmie i jednym z najbardziej na północ kraju
wysuniętych wzniesień typu morenowego. Temu punktowi górującemu nad okolicą
od dawna przypisywano szczególne, magiczne znaczenie. Już w czasach pogańskich
na szczycie znajdowała się mała świątynia, przy której co noc rozpalano ognisko,
wskazujące rybakom drogę do pobliskiego portu. Postępująca chrystianizacja
Pomorzan doprowadziła do zniszczenia świątyni. Na jej miejscu, w początkach
średniowiecza, wybudowano kaplicę pod wezwaniem św. Mikołaja  patrona
rybaków, marynarzy i piratów. Słynęła ona z cudownego obrazu i była ośrodkiem
kultu maryjnego. Zwiatła zapalane na szczycie wieży wznoszącej się nad kaplicą, tak
jak ogniska za czasów pogańskich, pełniły rolę latarni morskiej. W czasach
reformacji, od połowy XVI wieku, ustały pielgrzymki na Rowokół, a kaplicę
zburzono. Góra zyskała wówczas sławę ośrodka piractwa morskiego.
Rowokół  Zwięta Góra Słowińców,
tabliczka informacyjna na szlaku
Rowokół
Wąska, bita droga wiodła wśród drzew. Zimowe słońce rzucało snopy
światła spomiędzy gałęzi, malując na poszarzałym piasku fantastyczne
wzory.
Czarny krąg pretorianów otaczał więznia. Ultor szedł przed nimi
równym, zdecydowanym krokiem. Zpieszył się.
Droga przemknęła pomiędzy łagodnym wzgórzem po lewej a mroczną
dolinką, pogłębiającą podnóże góry po prawej stronie. Dotarli do drewnianej
wiaty stanowiącej prowizoryczne schronienie na szlaku. Wyblakłe tabliczki
na pobliskich słupkach informowały turystów, jakie to cuda przyrody dane
im jest właśnie oglądać.
Vesper pogrzebał we wspomnieniach. Rowokół, hm. Był tutaj na
wycieczce szkolnej, strasznie dawno. Jakieś legendy o skarbach piratów, o
świętej górze, o zapadniętym, skrytym w jej trzewiach zamku...
Ultor przystanął, zatrzymała się więc i reszta. Lord przyłożył dłonie do
skroni, spuścił głowę. Zastygł tak niczym zaklęty w kamień. Nie śmieli mu
przerywać choćby nawet głośniejszym oddechem. Vesper czuł, jak skóra mu
cierpnie coraz bardziej, a wszystkie włosy na ciele podnoszą się w
prymitywnym, zwierzęcym odruchu.
Dookoła narastała Moc.
Ultor ruszył przed siebie. Podążyli za nim, schodząc do niewielkiego
zagłębienia.
Ziemia zaczęła drżeć pod stopami. Bąble piasku wypełzły na poszycie,
białożółtymi kręgami jęły zasypywać zbutwiałe, opadłe igły i mech. Na dnie
krateru pojawiła się szczelina i z jękiem zaczęła rozszerzać się na boki,
rozdzierając korzenie sosen rozpaczliwie wlokące za sobą piach i kępki
mchu.
Okrągłe, poszarpane wejście ukazało kamienne stopnie wiodące w
wiejące zgnilizną ciemności.
Lord zaczął zbiegać po nich z pośpiechem, wzywając za sobą
pozostałych machnięciem ręki.
 Pośpieszcie się!" - ponaglił ich myślą.
Vesper przełknął ślinę. Chyba jednak wolałby, żeby Ultor przeciągnął
kartą magnetyczną przez szczelinę w stalowoszarych drzwiach, a te
wpuściły ich do jakiejś kosmicznej bazy...
Ruszył po stopniach, ponaglony szturchnięciem lufy. Schody powiodły
go do niewielkiej sali o ścianach ze zmurszałej cegły. Sklepienie łączyło się
tuż nad nim, niziutko, w pseudogotyckich rozetach.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Lord.
***
Pretorianie rozbiegli się śpiesznie, zniknęli w rozchodzących się
promieniście korytarzach. Ewidentnie doskonale znali ten obiekt: albo
bywali tu dość często, albo ćwiczyli na makiecie.
- Proszę tędy, generale - rzucił Ultor. Zerknął na nocarzy, wydał im w
myślach jakiś rozkaz. Skinęli służbiście głowami, skierowali się do
pobliskiego, maciupeńkiego pomieszczenia i zasiedli na powietrzu pod
ścianą.
Okruszek rozejrzał się, mruknął coś niecenzuralnego pod nosem i dołączył
do nich, siadając na zimnym betonie.
Vesper zerknął na Nidora. Jego udręczone oczy wyglądały kropka w
kropkę tak samo, jak owej pamiętnej nocy, gdy Lord udzielił mu
reprymendy za wpadkę w fabryce nielegalnej krwi. Było w nich coś
potwornie przegranego, coś wyjącego z bólu, szarpiącego wiecznym
wyrzutem, bez szansy na cień wytchnienia.
Lord wybrał jeden z korytarzy, wzywając Vespera za sobą skinieniem
dłoni. Ruszył więc za nim natychmiast.
Stalowe drzwi, od których z dobrych kilku metrów wionęło Mocą, na
niemy rozkaz zaczęły otwierać się ze zgrzytem.
Vesper przymknął oczy. Poczuł się potwornie zmęczony. Być może
Ultor przywiózł go tu, by zlikwidować bez zbyt wielu natrętnych świadków.
Mała symulacja przesłuchania, a potem... Ciach, krótko zabłyśnie miecz.
Ultor kiwnął głową: wchodz. Były nocarz usłuchał, przestąpił próg.
Lord wsunął się za nim do celi, bezszelestnie niczym duch. Drzwi
domknęły się z lekkim skrzypnięciem, zaraz potem zazgrzytała metalowa,
staroświecka zasuwa.
- No to co, zaczynamy? - nie wytrzymał więzień. - Imiona, nazwiska,
kontakty, adresy? Tortury, przesłuchania... Głód?
- Przede wszystkim spokój - powiedział Ultor ciepłym, opiekuńczym
tonem. Stanął tuż przed nim, splótł ręce na piersiach. Zdawał się być
dokładnie takim, jakim go Vesper zapamiętał z pierwszych chwil w
Emowie: surowy, lecz sprawiedliwy i w gruncie rzeczy troskliwy ojciec. -
Postaram się wyciągnąć cię z tego wszystkiego. Ale potrzebuję twojej
pomocy i stuprocentowej współpracy. Rozumiemy się?
Pod Vesperem ugięły się nogi. Podszedł chwiejnie do zmurszałej ściany,
wsparł się o nią drżącym ramieniem.
- Ja nigdy nie zdradziłem! - wycharczał swoje credo przez zaciśnięte
gardło. - Ja do ciebie nie strzelałem, Panie, ja nie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony