[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i trochę szerzej rozstawiając nogi. Nachmurzywszy czoło, zielarka uważnie
utkwiła wzrok w wodzie, dla dodania splendoru wyciągnąwszy do niej rękę ze
zgiętymi palcami. Po upływie kilka sekund dłoń zaczęła leciutko drżeć,
obniżając się coraz niżej i niżej, dopóki bezładnie nie obwisła.
 Nie poddaje się,  zielarka wypuściła z płuc wstrzymywane dotąd
powietrze, wycierając kropelki potu z czoła.  Trzeba chyba razem ze szczęką,
ale sama jedna takiej wagi nie pociągnę. Pomożesz?
 Oczywiście.
W wodzie zaklęcie ulegało dużemu rozproszeniu (woda w ogóle dobrze
pochłania magiczną energię, aczkolwiek razem lżej było ową szczękę z niej
wydobyć), ale mi jakoś udało się  zaczepić smoka za górny oczny kieł.
 Raz, dwa  ciągnij!!!
Kły nadal siedziały martwym bykiem; widocznie, smok za życia zwracał
się do cyrulików tylko w celu gastronomicznym. Nasze połączone siły zmusiły
czaszkę do tego, że zaledwie nieco się uniosła i natychmiast plasnęła z
powrotem, wzbiwszy mętny obłoczek mułu.
 Zaraza...  Potrząsnęłam dymiącą się dłonią. Czarować po takiej
spiekocie było trudniej, niż nosić worki z ziemniakami.
 Nie rozumiem, co go trzyma?  Welka, uchwyciwszy się pnia brzozy,
ryzykownie zwiesiła się nad wodą, próbując trochę lepiej przyjrzeć się
upragnionym składnikom.
Za dobrze znałam to zachłanne spojrzenie  dokładnie z takim samym
Kella, panicznie bojąca się wysokości, wchodziła za jakąś rzadko spotykaną
jemiołę, na szczyt dziesięcio-sążniowego dębu, (ściągać ją wypadło nam z
Lenem  on przez pół godziny namawiał ją do zeskoczenia na rozciągniętą pod
drzewem narzutę, a ja w tym czasie podstępnie nadłamywałam przy pomocy
magii oblepioną przez zielarkę gałąz.  Welka tylko patrzeć jak zanurkuje!
 Może, jeszcze raz spróbujemy? Wzmocnimy przez zrównanie Szess,
mamy dwie stałe, a wektor można na oko określić...
 Po co się rozdrabniać, lepiej zaraz osuszmy jezioro  zażartowałam. 
Dostaniesz swojego smoka w pełnym komplecie!
Aż tu w pustych oczodołach zapaliły się zielone światełka, szkielet
poruszył się, gwałtownie machnął skrzydłami i nabierając prędkości, rzucił się
ku powierzchni.
* * *
Ledwie zdążyłyśmy się cofnąć, jak woda wystąpiła z brzegów jeziora,
utworzyła falę o wysokości dwa razy wyższą ode mnie i zwaliła się na nasze
głowy, ogłuszając, odrzucając i wciskając nas w ziemię.
 Pełny komplet z wyciem wzbił się w niebo, zakreślił łuk, złożył skrzydła
za plecami i ze zdwojoną prędkością pomknął wprost w kierunku ziemi, w locie
rozdziawiając paszczę.
Jako pierwsza zorientowałam się, że on z powrotem nurkować do jeziora
nie ma zamiaru.
 Welka, uważaj!!!
Język bezbarwnego, falującego ognistego mirażu przeszedł między
naszymi ciałami i ledwie zdążyłyśmy potoczyć się w różne strony. Woda
zagotowała się a wszystko zasnuła para.
Smok w ostatniej sekundzie wyprostował skrzydła i koszącym lotem
przeleciał nad pagórkiem. Wypluśnięta woda skierowała się z powrotem do
jeziora, porywając mnie ze sobą. Wykręciłam się i spróbowałam uczepić się
rzadkich kępek trawy, pomagając sobie kolanami, ale napór był za wielki.
Lodowata woda nakryła mnie z głową i na arszyn wcisnąwszy w jezioro,
zaczęła powoli wypychać z powrotem.
Rozwarłam pełne trawy pięści i w zharmonizowany sposób machając
rękami i nogami, rzuciłam się w górę do srebrzystego lustra powierzchni. W
swobodnym nabraniu powietrza i rozejrzeniu się przeszkodził mi przenikliwy
krzyk Welki:
 Wolha, nurkuj!!!
Nie pozostawiłam przyjacielskiej rady bez odzewu i już przez wodę
zobaczyłam, jak wyłaniająca się trawa zaczyna się palić, jak gdyby była sucha.
Poczułam jakby ktoś chlusnął mi wrzątkiem po plecach, które szybko ugasił
zródlany chłód jeziora. Woda stała się jeszcze przyjemniejsza, ale zabierać się
za mycie całkowicie mi się odechciało. Za Drugim razem poszczęściło mi się
lepiej: smok spróbował odejść na następny krąg, ale, nie zdążywszy nabrać
wysokość, po ptasiemu zaczął skakać na krótkich, krzywych łapach, hamując [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony