[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klasztoru Jej po wi conego zakonu, ale e nie wyjdzie z czy ca, a za pierwsz Msz , jaka
35
si w tym klasztorze odprawi. Od chwili tego objawienia tak mi wci sta y przed oczyma
ki tej duszy, e chocia w ciwie chcia am naprzód za klasztor w Toledo, od am
ten zamiar na pó niej i z najwi kszym, ile tylko mog am, po piechem zaj am si fundacj w
Valladolid.
3. Nie mog am jednak przywie jej do skutku tak pr dko, jak tego pragn am. Musia am
zatrzyma si do d ugo w klasztorze w. Józefa w Awili, który by pod moim zarz dem,
potem u w. Józefa w Medina del Campo, bo dom ten mia am po drodze. Tu jednego dnia, na
modlitwie. Pan rzek do mnie, bym si spieszy a, bo dusza ta bardzo cierpi. Wi c cho mi
brakowa o jeszcze wielu rzeczy potrzebnych, zabra am si do dzie a i w dzie w.
Wawrzy ca stan am w Valladolid. Gdy ujrza am dom, wielki na widok jego uczu am zawód.
Przekona am si , e niepodobna, bez na enia wielkich kosztów, my le o umieszczeniu w
nim zakonnic; przy tym, cho bardzo przyjemny, dla rozkosznego doko a ogrodu, widocznie
musia by niezdrowy, bo sta nad sam rzek .
4. Zm czona drog , musia am jeszcze pój na Msz w. do klasztoru naszego Zakonu,
po onego przy bramie miasta. By o tak daleko do niego, e odleg ta zdwoi a jeszcze
moje strapienie; nie okaza am tego jednak przed siostrami, aby im nie odebra odwagi. Sama
te , cho zgn biona, nie traci am (s.516) ufno ci, e Pan, jako mi kaza tu po pieszy , tak te
biedzie naszej zaradzi. Po cichu, nic nikomu nie mówi c, wezwa am rzemie lników i kaza am
porobi przegrody na celki dla sióstr i inne konieczne urz dzenia. By z nami ksi dz Julian z
Awili, ten sam, o którym by a mowa wy ej, i jeden z onych dwóch braci, którzy, jak tam e
powiedzia am, chcieli przyj Regu Karmelitów Bosych. Ten ostatni, dla lepszego poznania
jej, przypatrywa si naszym porz dkom i praktykom, ks. Julian za robi starania o wydanie
upowa nienia biskupiego na nasz fundacj , co do którego Biskup miejscowy, jeszcze przed
przyjazdem moim, dobr dawa nadziej . Nie posz o to jednak tak pr dko, wypad a niedziela,
a my jeszcze nie mia my w r ku obiecanego upowa nienia, bez którego i Naj wi tsza
Ofiara u nas si sprawowa nie mog a. Wydano nam jednak indult tymczasowy na
odprawienie jej w miejscu, które przeznaczy my na ko ció ; tam te mog my w t
niedziel wys ucha Mszy wi tej.
5. Ani mi na my l nie przysz o, by wtedy ju mia o si spe ni to, co mi Pan. by o onej duszy
zapowiedzia ; mówi , e si to stanie  za pierwsz Msz  , ale ja s dzi am, e przez pierwsz
ma si rozumie ta, na której b dzie wprowadzony do nas Naj wi tszy Sakrament. W chwili
gdy kap an z puszk wi w r ku zbli si do miejsca, gdzie mia nam da Komuni w.,
w samej e chwili, gdy przyst powa am dla jej przyj cia, ukaza mi si on zmar y, z jasnym,
rozpromienionym od rado ci obliczem, i sk adaj c r ce dzi kowa mi za to, co dla niego
uczyni am, aby zosta wyzwolony z czy ca; po czym zaraz dusza ta wst pi a do nieba. Gdy
pierwszy raz us ysza am z ust Pana zapewnienie, e dusza jego jest na drodze do zbawienia,
niewielk , przyznaj , mia am co do niej otuch , raczej al wielki i niepokój o ni mi dr czy ;
zdawa o mi si , e mier jego nie by a taka, jakiej mu yczy nale o po yciu, jakie
prowadzi , bo cho nie zbywa o mu na dobrych uczynkach, by o to jednak ycie uwik ane w
sprawy wiatowe. Prawda, e z drugiej strony pociesza o mi i obawy moje (s.517)
mierza o to, co w ostatnich czasach mówi towarzyszkom moim, e ci gle my li o mierci.
Zaiste, wielkie to szcz cie i rzecz wielce przyjemna Panu, komu dano jest odda jak
pos ug Jego Matce, bo wtedy wielkie jest Jego mi osierdzie. Chwa a Mu i dzi kczynienie na
36
wieki, i tak chwa i yciem wiecznym odp aca nam za niepoczesne uczynki nasze, same z
siebie ma warto maj ce, a które On przez ask swoj czyni wielkimi.
6. W dzie Wniebowzi cia Naj wi tszej Panny Maryi, 15 sierpnia 1568 r., obj my nowy
klasztor w posiadanie.
Nied ugo jednak w nim zosta my, bo my si prawie wszystkie ci ko rozchorowa y.
Widz c smutne po enie nasze, jedna pani, zamieszka a w tym mie cie, przysz a nam w
pomoc. By a to Do a Maria de Mendoza, ma onka komandora Cobosa, matka margrabiego
de Camarasa, osoba bardzo pobo na i wielce dobroczynna (jak o tym jawnie wiadcz hojne
jej ja mu ny). Jest ona siostr Biskupa awila skiego i z tego powodu ju dawniej j zna am i
wiele ask od niej doznawa am. Bardzo nam by a pomocna przy zak adaniu pierwszego
klasztoru i we wszystkim, co si tyczy pomy lno ci naszego Zakonu, ywy udzia bra a. Otó
c tak dobra i mi osierna i widz c, e w tym miejscu niepodobna nam mieszka bez
wielkiej trudno ci, tak z powodu ci ych chorób, jak i z powodu zbytniej odleg ci od
miasta i utrudnionej przez to ja mu ny, ofiarowa a si przyj od nas ten dom, a kupi nam za
to drugi. Tak i uczyni a; i nie tylko darowa a nam dom o wiele wi cej wart od tego, który jej
ust pi my, ale i zaopatrzy a nas i dot d zaopatruje we wszystko, czego nam tylko potrzeba,
i zapewne dopóki yje, zaopatrywa b dzie. (s.518)
7. W dzie w. B eja przenios my si do nowego domu. Lud z wielkim nabo stwem
procesjonalnie towarzyszy nam przez miasto i dot d wielk czci i mi ci otacza ten nasz
dom, bo Pan wielu askami okazuje nad nim mi osierdzie swoje i poci gn do niego dusze
wybrane, których wi to kiedy Pan uka e, by Jemu by y chwa a i cze , i takimi drogami
raczy dawa dzie om swoim pomno enie i takie aski wylewa na swoje stworzenia. O jednej
zw aszcza, która w tym czasie tu wst pi a, i cho m odziutka wiekiem, pokaza a innym
przyk adem swoim, co to jest wiat, zdeptawszy go nogami, zda o mi si rzecz po yteczn
obszerniej tu wspomnie . B dzie to dla nauki i zawstydzenia tych, którzy tak si w nim
kochaj , a na zach panienkom, którym Pan raczy da dobre natchnienia, aby nie waha y
si czynem odpowiedzie mi ciwemu Jego wezwaniu.
8. Mieszka w tym mie cie jedna pani do a Maria dc Acu a, siostra hrabiego de Buendia. Po
mierci m a, który by gubernatorem Kastylii, w bardzo m odym wieku jeszcze pozostawszy
wdow z trojgiem dzieci, jednym synem i dwiema córkami, tak wi tobliwemu odda a si
yciu i tak cnotliwie dzieci swoje wychowa a, i zas a sobie na ten zaszczyt, e Pan je
raczy przyj za swoje. Powiedzia am, e pozosta y jej dwie córki; omyli am si , mia a ich
trzy. Jedna, skoro dosz a do lat, zosta a zakonnic ; druga nie chcia a wyj za m , ale
pozosta a przy matce, wiod c z ni ycie w wysokim stopniu buduj ce; trzecia, najm odsza,
by a ta, której wst pienie do Karmelu tu opowiadam. Syn od wczesnej m odo ci pocz
poznawa marno tego wiata i tak silne Bóg mu dawa powo anie do zakonu, e nic go od
postanowienia odwie nie mog o. Matka te , pewno uradowana z powo ania jego, skutecznie
mu, przy asce Bo ej, dopomaga a do wytrwania, cho tego przed lud mi nie okazywa a, ze
wzgl du na opór rodziny. Ale gdy Pan chce któr dusz mie dla siebie, aden opór, adna
usilno stworze nie zdo a stan na przeszkodzie (s.519) spe nieniu si Jego woli. Tak sta o
si i w tym zdarzeniu: przez trzy lata wszelkich u ywano przedstawie i nalega , usi uj c
zachwia m odzie ca w postanowieniu jego, a koniec by ten, e wst pi jednak do
37 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony