[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odeszła, kiedy Sophie miała trzy miesiące.
- Och, Ewan...
- Radziliśmy sobie bez niej - kontynuował. - Zatrudniłem opiekunkę i
nadal prowadziłem program w telewizji. Celia doznała zawodu, bo program,
mimo że nie brała już w nim udziału, cieszył się coraz większą popularnością.
Potem mężczyzna, dla którego nas zostawiła, porzucił ją. Zaczęto też mówić o
niej publicznie, że jest złą matką. W prasie podano, że nie interesuje się córką.
Użyła wszelkich możliwych wpływów, żeby nie ujawniono imienia dziecka, ale
straciła kontrolę nad sytuacją. Postanowiła więc zmienić taktykę i odgrywać rolę
kochającej rodzicielki. %7łądała kontaktów z córką, oczywiście nie w takim sto-
pniu, żeby ją to w jakikolwiek sposób ograniczało. Udawała pełną poświęcenia
matkę wobec ludzi, na których opinii jej zależało.
- 73 -
S
R
Zamilkł. Beth zwilżyła wargi, czując smak morskiej soli.
- Więc... dziecko jest teraz z Celią? - zapytała.
- Sophie nie żyje.
- Nie żyje?
- Zabrała naszą córeczkę na proszony obiad do przyjaciół. Oni... pili.
Dziecko dopiero co zaczynało chodzić, a gospodarze mieli basen. Chyba nie
muszę opowiadać, co się stało?
Nagle Beth zrozumiała przyczynę oschłości i goryczy Ewana. Ujrzała też
małą dziewczynkę, posuwającą się chwiejnym krokiem w stronę rozświetlonego
słońcem basenu, podczas gdy jej matka... Zamknęła oczy.
- Och, Ewan...
Milczał. Gorączkowo szukała słów pocieszenia, ale nic nie przychodziło
jej do głowy. Instynktownie, odwiecznym gestem współczucia wyciągnęła ręce
do góry, przytuliła jego głowę i pocałowała go.
Po raz pierwszy w życiu zdobyła się na to, by pocałować mężczyznę...
Nie mogła jednak nad sobą zapanować. Za wszelką cenę chciała go pocieszyć, a
to był jedyny sposób, jaki podpowiadał jej instynkt. Przywarła do niego całym
ciałem i pocałowała jeszcze raz. Stali na przybrzeżnej drodze, wiodącej wzdłuż
skalnego urwiska. W tym momencie nie zważała na nic, liczył się tylko Ewan.
Zareaguj, błagało jej ciało...
Przez dłuższą chwilę stał niewzruszony, nieugięty, kiedy pieściła go
miękkimi wargami. Chwyciła go za ręce, zaciskając mocno dłonie, jakby chciała
mu przekazać ciepło, pociechę i... miłość.
Nagle się poruszył. Wyswobodził ręce z uścisku, żeby ją przyciągnąć
bliżej. Uniósł ją lekko i przytulił do siebie tak mocno, że nie mogła złapać tchu.
Jęknęła cicho, ale szybko zamknął jej usta pocałunkiem.
Tonę... myślała, wysilając resztkę świadomości. Zatraciła się w jego
uścisku. Zdawało się jej, że pochłania ich żywioł. Otworzyła usta, a wtedy
- 74 -
S
R
wsunął w nie język, wzmagając pieszczotę. Przyjęła ją z radością, tuląc piersi do
twardego ciała.
Serce Beth przepełniała niewypowiedziana czułość. Kochany, mogę ci
pomóc, nie zniosę twojego cierpienia. Wiedziała, że przynajmniej na razie
odpędziła demony. Intymna więz, jaka ich połączyła, wykluczała wszystko inne.
Nie myślała już o jego żonie i córeczce, a kiedy znów przygarnął ją do siebie,
wiedziała, że też o nich zapomniał. W jej ramionach był bezpieczny, nie mógł
dosięgnąć go tu żaden ból. Pocałunek pogłębił się i zatracili się w sobie.
W jakiś dziwny sposób materiał płaszcza przestał ich dzielić. Nie czuli
zimna, opanowani podnieceniem, nie potrzebowała więc okrycia, które spadło
na ziemię. Ręce Ewana znalazły się pod miękką wełną jej swetra i przez
wycięcie bluzki pieściły naprężone piersi.
Nigdy przedtem nie czuła się tak jak teraz. Gdzieś głęboko wybuchła fala
namiętności. Pragnęła Ewana. Odchyliła się, wydając stłumiony jęk rozkoszy,
kiedy zaczął całować nabrzmiałe pożądaniem piersi.
Oszalała. Oboje oszaleli. Zimny wiatr świszczał wokół nich, ale nie
zważali na nic. Beth pragnęła być jak najbliżej niego...
Podniósł ją lekko, ale nie odstąpił ani na krok, wpatrując się z napięciem
w majaczącą w ciemnościach twarz. Chciał zbliżenia nie mniej niż ona.
- Beth... - szeptał chrapliwie, a gdy uniosła głowę, znów poszukał
wargami jej ust.
- Pragnę cię, Ewan - szepnęła, chociaż ostatnim wysiłkiem woli
zastanawiała się, skąd w niej taka śmiałość.
Uśmiechnęła się do niego dając mu, do zrozumienia, że wie, co robi,
jakby miała znacznie więcej doświadczenia niż było w istocie... Nie pora na
udawanie niewinnej panienki, przecież musi go pocieszyć. Chce go... uwieść?
Uwieść... Nigdy by siebie o to nie podejrzewała. Nigdy! Kobieta, którą
Ewan trzymał w ramionach, to przecież nie Beth Sanderson, lecz ktoś obcy,
- 75 -
S
R
kogo do tej pory nie znała. Zarzuciła mu ręce na szyję i znów namiętnie poca-
łowała.
Przebiegał rękoma wzdłuż jej ud, przyciągając ją bliżej, aż przywarła do
niego całym ciałem. Mógł z nią zrobić, co chciał, nie zdołałaby się oprzeć.
Powoli przesuwał palcami po ustach dziewczyny.
- Beth... - szepnął i spojrzał na nią oczyma pełnymi udręki.
Wiedziała, skąd to cierpienie. Pragnął jej tak bardzo, jak ona jego, ale bał
się do tego przyznać. Gdyby to zrobił, to skapitulowałby sam przed sobą, naraził
się na cierpienie, którego już doświadczył.
- Kim jesteś? - pytał. - Chyba morską czarodziejką... wróżką.
Nie odpowiedziała, przytuliła się ufnie i pocałowała go. Pocałunek zdawał
się łączyć ich w nierozerwalną całość.
- Jestem twoja, Ewan. W tę noc... w tę jedną noc przyjmij odrobinę
szczęścia, którą ci daję. Zabierz mnie do domu i kochajmy się. Nic nie chcę w
zamian, o nic nie proszę, pragnę tylko ciebie, w tę noc...
Bo cię kocham.
Nie wypowiedziała tych słów, ale tkwiły w niej głęboko i nagle aż
zahuczały w głowie, jakby nie liczyło się nic innego poza miłością do Ewana.
Od jak dawna go kocha? Nie musiała się zastanawiać: od chwili, kiedy po
katastrofie na morzu przytulił ją po raz pierwszy i pomógł przezwyciężyć strach.
Już wtedy miała wrażenie, że stanowią jedność. Uratował jej życie i od tej
chwili należy do niego już na zawsze. Wsunęła rękę pod sweter, a potem pod
koszulę, żeby poczuć siłę jego mięśni. Należą do siebie i nic nie może ich
rozdzielić.
- Nie wszystkie kobiety są takie jak Celia - szepnęła. - Nie wszystkie...
- Nie wiem, Beth. - Pochylił głowę, całując jej włosy. - Dzięki tobie
dostrzegam światło u wylotu mrocznego tunelu, ale jesteś wciąż na końcu tego
przeklętego korytarza i nie wiem, czy się przez niego przedzierać...
- 76 -
S
R
W odpowiedzi uniosła twarz, sądząc, że ją pocałuje. Zamknęła oczy i
czekała, ale nie zrobił tego. W ciągu ułamka sekundy wycofał się, a kiedy
otworzyła oczy, zabrzęczał pager przymocowany do paska spódnicy.
Chciało jej się płakać. Najchętniej cisnęłaby odbiornik gdzie popadnie, ale
nie było potrzeby, bo Ewan i tak odsunął się od niej.
- Jest pani potrzebna, doktor Sanderson - powiedział oschle. W jego
oczach dostrzegła coś... czyżby ulgę?
- Wiem.
Może to tylko jej fantazja? Czuła się tak, jakby jej własne ciało należało
już do kogoś innego. Opanowała ją kompletna pustka. To, co usiłowała
przekazać Ewanowi, było głupie. Nie nakłoni mężczyzny, by ją kochał, rzucając
mu się w ramiona... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony