[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jessika odprowadziÅ‚a wzrokiem idÄ…cÄ… do sypialni przy­
jaciółkÄ™. ZataiÅ‚a przed niÄ… część prawdy. Nadmierna szcze­
rość nie miaÅ‚a sensu, ponieważ Sabina wciąż rozpamiÄ™tywa­
Å‚a doznane krzywdy. Jessika trzezwo oceniaÅ‚a sytuacjÄ™. Zbo­
lały głos Thorna pozwalał się domyślić, że dumny mężczyzna
także cierpi. ByÅ‚ szczerze zaniepokojony, choć prawdo­
podobnie nie zdawaÅ‚ sobie sprawy, że straciÅ‚ życiowÄ… szan­
sę. Sabina znała go lepiej niż inni ludzie. Stała mu się bardzo
bliska, dlatego brutalnie jÄ… odtrÄ…ciÅ‚. Al doszedÅ‚ do identycz­
nych wniosków. Niestety, złość to obosieczna broń. Thorn
płacił teraz za swój błąd. Jessika czuła się jak zdrajczy-
ni, bo współczuła przyszłemu szwagrowi. Sabina i Thorn
dobrali siÄ™ jak w korcu maku. Każde z nich dobrowol­
nie tkwiło w swojej skorupie jak w pułapce. Z obawy przed
120 MUZYKA MIAOZCI
cierpieniem trzymali siÄ™ z daleka od ludzi, których mogli­
by pokochać. Jessika smutno potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Wkrót­
ce położyła się spać. Z pokoju Sabiny dobiegał cichutki
szloch.
Al i Jessika pobrali siÄ™ w poniedziaÅ‚kowy ranek. Ceremo­
nia byÅ‚a o wiele bardziej uroczysta, niż można siÄ™ byÅ‚o spo­
dziewać. Sabina przypuszczaÅ‚a, że zważywszy na okoliczno­
ści, świadkiem będzie któryś ze współpracowników, ale gdy
weszła do skromnego kościoła, obok pana młodego stał jego
brat.
Sabina przystanęła u drzwi. MiaÅ‚a na sobie beżowy ko­
stium. Panna młoda ubrana była w krótką, prostą, kremową
sukienkÄ™. PodbiegÅ‚a natychmiast do swej druhny i przyja­
ciółki.
- Nie będzie ci się naprzykrzać - przeszła od razu do
rzeczy. - Musiał mi to obiecać.
Sabina poczuÅ‚a, że zaraz siÄ™ rozpÅ‚acze. Jeszcze nie odzy­
skaÅ‚a spokoju i pewnoÅ›ci siebie. Po chwili zaczęła nie­
pewnie:
- Omal siÄ™ nie spózniÅ‚am. Dennis, nasz impresario, otrzy­
maÅ‚ wÅ‚aÅ›nie ciekawÄ… propozycjÄ™ z Nowego Jorku. Szef bar­
dzo znanego klubu chce, żeby nasza kapela dała u niego serię
koncertów. Możemy zacząć choćby zaraz. Facet proponuje
wysokie honoraria. Oczywiście przyjęliśmy ofertę. Długo
czekaliśmy na taką okazję. Poza tym... w Nowym Jorku nikt
mnie nie zna - wykrztusiła z trudem.
- Przesadzasz z tymi obawami! - oznajmiła stanowczo
Jessika. - Na miłość boską, tamci goście Thorna to ludzie
z klasÄ…. Na pewno nie pobiegnÄ… do redakcji pierwszego le-
MUZYKA MIAOZCI 121
pszego brukowca, żeby sprzedać zasłyszane przypadkiem
rewelacje! Thorn również nie posunąłby się do tego!
- Czyżby? - zapytaÅ‚a Sabina Å‚amiÄ…cym siÄ™ gÅ‚osem. Zerk­
nęła ukradkiem na szerokie plecy okryte grafitowÄ… marynar­
ką, na ciemną czuprynę, którą tak niedawno czule głaskała.
Gdy stanęła przy ołtarzu za Jessiką, Thorn zaczął się jej
przyglądać. Przez moment czuła się jak w pułapce, porażona
intensywnoÅ›ciÄ… jego spojrzenia. ByÅ‚ okropnie blady. Spra­
wiaÅ‚ wrażenie caÅ‚kiem wyczerpanego. Pod oczami miaÅ‚ gÅ‚Ä™­
bokie cienie. Patrzył na nią ze smutkiem i rezygnacją. Sabina
z satysfakcją pomyślała, że i on ma za sobą bezsenną noc.
Doskonale! Niech cierpi!
Ominęła Thorna, unikajÄ…c jego wzroku. Na szczęście ce­
remonia Å›lubna miaÅ‚a być krótka. Kiedy duchowny odczyty­
wał z Biblii znajome wersety, Sabinie z żalu ścisnęło się
serce. Szkoda, że nie spotkaÅ‚a Thorna w innych okoliczno­
Å›ciach. PrzygryzÅ‚a wargÄ™, żeby siÄ™ nie rozpÅ‚akać. Kiedy usÅ‚y­
szała, że małżonkowie staną się jednym ciałem, mimo woli
spojrzała na Thorna, który nadal przyglądał się jej z uwagą.
Szybko odwróciÅ‚a wzrok. StudiowaÅ‚a uważnie wzory dy­
wanu.
Thorn! Z uwielbieniem powtarzała w duchu jego imię.
Thorn... Jak bardzo musiał jej nienawidzić, skoro zdobył się
na takie okrucieństwo. Fakt, że sumienie nie dawało mu
spokoju. Miał nawet poczucie winy. Ale to wszystko. Nigdy
mu na niej nie zależało. Chciał ją mieć. Nic więcej. Teraz
litował się nad udręczoną ofiarą.
Sabina przymknęła oczy. Wolałaby zobaczyć w jego
wzroku pogardę niż litość.
Po kilku minutach uroczystość dobiegła końca. Al z rado-
122 MUZYKA MIAOZCI
Å›ciÄ… pocaÅ‚owaÅ‚ żonÄ™, a nastÄ™pnie przyjÄ…Å‚ gratulacje od du­
chownego oraz brata. Sabina drżącymi wargami musnęła
policzek Jessiki i uśmiechnęła się do niej.
- %7łyczę szczęścia - powiedziała cicho.
- ZadzwoniÄ™ do ciebie, gdy wrócimy z podróży po­
ślubnej.
- Zapewne nie zastaniesz mnie w mieÅ›cie - przypomnia­
ła Sabina z wymuszonym uśmiechem. W uszach brzmiał jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony