[ Pobierz całość w formacie PDF ]

" Ale ogórki marne w tym roku. Za sucho.
" Za to jabłka, palce lizać...
Zanim to zdążył powiedzieć, w głębi uliczki zawarczał motor i w smudze kurzu
ukazał się skuter, a na skuterze młody człowiek w ochronnym kasku.
 Jest  powiedział zezowaty Franio.  Mówiłem ci, że nie warto się de
nerwować.
Skuter zatrzymał się przy budce. Filipek ocenił go fachowym spojrzeniem.
Lambretta, nielicha maszyna i nielichy właściciel. Rosły, muskularny, ogorzały 
zmotoryzowany Tarzan. Ustawił maszynę pod budką, zdjął kask i wtedy Filipek
zobaczył jego grubo ciosaną twarz spaloną słońcem i jaśniejszą bliznę nad brwią.
 Pewno się gdzieś wyłożył na motorze"  pomyślał i jako dobry znawca ludzi
doszedł do wniosku, że z takim mocnym typem należy działać ostrożnie.
Motocyklista zbliżył się do Frania, który dla fasonu popijał właśnie z kufelka.
Zdawał się go nie zauważać.
 Ma pan ten lakier?
Elegant odstawił wolno kufel, przeszył zezem przybysza i splunął przez zęby.
" Panie, wczoraj cały dzień przez pana straciłem. Aadne pan masz wyma
gania. Rakietę międzyplanetarną łatwiej wytrzasnąć w Warszawie niż pański la
kier. ..
" Nie czaruj pan  przerwał mu ostro młodzieniec.  Mów pan, czy jest
lakier?
" Jest, jest  zastopował go zezowaty Franio.  Co by nie było, tylko nie
wiem, czy zgodzi się pan na cenę.
" Ile za bańkę?
" Pięć stów, ani grosza mniej.
143
" Coś pan, myślisz pan, że na parafianina trafiłeś? W zeszłym roku trzysta
za bańkę płaciłem.
" To szkoda, żeś pan na zapas nie kupił.  Franio splunął z obrzydzeniem
i odwrócił się od klienta, jakby ten przestał dlań istnieć.  Pani szefowo  zwró
cił się do sprzedawczyni  proszę jeszcze jedno jasne, bo mi od tego gadania
w gardle zaschło.
Młodzieniec patrzał na niego z rosnącym zmieszaniem. Mina mu mocno zrze-dła
i nagle stracił pewność siebie.
" Niech pan powie uczciwą cenę  zaczął pojednawczo.
" Jak w Ewangelii  rzucił mu przez ramie Franio.  Taka karkula-
c j a, inaczej nie da rady.
" Mogę dać czterysta.
" Proszę bardzo, ale na szkoły tysiąclecia.
" Więc ile ostatecznie? Franio wzruszył ramionami.
" Nie zwykłem dwa razy powtarzać. Ceny stałe, a kredytu się nie udziela.
Amen.
Młodzieniec zacisnął mocno szczęki. Zdawało się, że za chwilę rzuci się na
popijającego spokojnie piwo zezowatego Frania, lecz nagle opuścił bezradnie ra-
miona.
 Potrzebne mi są dwie bańki. Gdzie je pan ma?
Przez rozmarzoną twarz eleganta przemknął ledwo dostrzegalny uśmieszek.
Przełknął jeszcze jeden łyk, wytarł wargi i skinął na Filipka.
 Ten chłopak panu dostarczy i zainkasuje gotówkę.
Filipek, który do tej pory z boku przysłuchiwał się rozmowie, odetchnął z ulgą.
Obawiał się bowiem, że transakcja nie dojdzie do skutku.
 Gdzie mam szanownemu panu dostarczyć?
Młodzieniec wyciągnął notes, wyrwał kartkę i długopisem zanotował adres. Podał
kartkę Filipkowi.
" Zawieziesz ten lakier do warsztatu samochodowego na Białostocką dwa
dzieścia siedem. Tam oddasz go panu Walędziakowi. Pamiętaj, Walędziakowi.
" Walędziak, Białostocka dwadzieścia siedem  powtórzył chłopiec tuszu
jąc drżenie głosu.
" A gotówka?  zapytał zezowaty Franio.
" Pieniądze dostanie na miejscu  rzucił pośpiesznie, a potem z rezygnacją
pokręcił głową.  Aleś mnie pan oskubał. Pięćset złotych za bańkę.
Elegant uśmiechnął się kpiąco.
 Dziękuj pan, żeś taki towar znalazł. Zelówki zdarłem przez pana. To też
trzeba wliczyć w koszty handlowe.
144
Filipek należał do chłopców flegmatycznych. Nie lubił się spieszyć. Tym razem
jednak zdawało się, że mu stopy płoną. Gdy wysiadł z tramwaju przy cerkwi na
Pradze, puścił się biegiem w kierunku Białostockiej. Dwie ciężkie bańki obijały mu
się o nogi, pot spływał mu z czoła, a on zaciskał tylko zęby i co kilka kroków ruszał
biegiem, żeby jak najszybciej znalezć się w warsztacie Walędzia-ka.
Nareszcie na starym, walącym się płocie zobaczył tabliczkę z numerem dwu-
dziestym siódmym. Przystanął, żeby odsapnąć nieco i wytrzeć spoconą twarz. Do tak
ważnej sprawy należało przystąpić z fasonem i w dobrej formie.
Rozejrzał się. Za płotem ciągnęło się obszerne podwórko, wciśnięte pomiędzy
mury starych zabudowań, zarzucone żelastwem. Pod murem stały trzy stare
samochody  jakiś przedpotopowy citroen i dwie warszawy. Zardzewiałe, po-
zbawione kół, łuszczące się odpadającym lakierem wyglądały jak trzy nieszczęsne
potwory ginące pod płotem. Dalej jednak na betonowym podjezdzie błysnął prawie
nowiutki peugeot odcinający się piękną linią od wraków. A dalej pod dachem z
falistej blachy widać było warsztat. Filipek szukał volkswagena. Niestety, w
warsztacie pana Walędziaka samochodu tej marki nie dostrzegł.
 Pewno go gdzieś zamelinowali"  pomyślał i podniósłszy dwie bańki z la-
kierem, wszedł pewnym krokiem na teren warsztatu. Zdziwił się bardzo, gdyż
warsztat wyglądał jak wymarły. Dopiero po chwili usłyszał głośny stukot, a potem
zobaczył długie nogi wyłaniające się spod eleganckiego peugeota. Ruszył więc w
tamtym kierunku.
 Dzień dobry  powiedział głośno.
Nogi poruszyły się, a spod samochodu wydobył się głos:
" Czego tam?
" Przyniosłem lakier dla pana Walędziaka.
" To postaw, na co czekasz?
" Mam odebrać pieniądze.
" Majstra nie ma, poszedł na piwo.
" A kiedy wróci?
" Pies go wie, czasem to do wieczora pociąga.
Filipkowi zrzedła mina. Aadna perspektywa, czekać na tym cmentarzysku starych
gratów do wieczora. Spojrzał jeszcze raz na nogi. Widział granatowe nogawki
wysmarowanego kombinezonu, owłosione, brudne łydki i strzępiące się tenisówki.
Widok nie był zachęcający i niełatwo było prowadzić rozmowę z człowiekiem,
któremu widać tylko nogi.
" Do wieczora?  powiedział przeciągle.
" No jasne  odezwał się głos spod samochodu.  Stary lubi sobie popić.
A na pieniądze to nie licz, bo majster groszem nie śmierdzi.
145
" To nie dostanie lakieru.
" Myślisz, że mu na tym zależy? A kto zamówił u ciebie ten lakier?
" Jeden facet, co jezdzi lambrettą.
" Szamajski... na niego też nie licz. Już niejednego wykantował.
 Szamajski  powtórzył w myśli Filipek.  I do tego kanciarz. Wszystko
się zgadza. Tylko gdzie ten volkswagen?" Postanowił delikatnie zahaczyć w tej
sprawie.
 Spokojna czaszka  powiedział z rozmysłem.  Nie da forsy, nie będzie
miał lakieru.  A potem dodał, ot, tak sobie, jakby mu się wymknęło:  A gdzie
ten volkswagen, który macie lakierować?
Nastała chwila ciszy. Potem Filipek usłyszał pytanie:
" A jaki przyniosłeś lakier?
" Granatowy, marki  Lutex", taki, jaki zamówił.
" To do tego peugeota. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony