[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lasy i miasta. Mało to czytelne - narzekał patrząc na starte płaskorzezby.
- To tylko przerywniki ilustrujące losy Gotów - powiedziałem. - Aodziami płynęli ze
swej legendarnej praojczyzny, potem wędrowali na południe i na zachód. Jestem pewien, że te
miasta to stolice prowincji cesarstwa, kto wie, może sam Rzym?
- Masz rację - Piotr rozłożył przed nami kolejne obrazki. - Tu mamy walkę z hordami
Hunów - pokazał sceny batalistyczne z uwiecznionymi wojownikami o prawie diablich
twarzach. - Potem mamy podróż znękanych ludzi... - podebrał jedno ze zdjęć, które miał
Izegpsus - i trafiają oni tu, do puszczy, gdzie budują grody, walczą z barbarzyńcami - Piotr
pokazał rycerzy obalających obelisk pogańskiego bożka. - Wreszcie śmierć kogoś znacznego i
złożenie go do grobu w katakumbach.
- Wiemy, jak i gdzie pochowano Elderyka - mruknąłem. - To by potwierdzało
opowieść kupca o kościele czy kaplicy w osadzie. Może lud Elderyka najpierw wybudował
świątynię, a potem pochował tam swojego wodza, a może ów przybytek był zarazem
mauzoleum wodza?
- Może te kamienie pochodzą z tego kościoła? - zastanawiał się Izegpsus.
- Nie sądzę, raczej była to forma lekcji historii - powiedział Piotr. - Czym były Drzwi
Gnieznieńskie? Pierwszym polskim komiksem, ale i żywotem świętego Wojciecha w wersji
dla ubogich, którzy nie umieli czytać, nie znali łaciny ani nawet nikogo, kto by im to
opowiedział. Zauważcie, że ryty ze śmiercią, prawdopodobnie księcia Elderyka, i złożeniem
ciała do grobu w podziemnej niszy, są wyrazniejsze i wykonane jakby inną ręką. Dokładne
badania znalezisk potwierdziłyby moje przypuszczenia. Podejrzewam, że osadnicy najpierw
przygotowali całą opowieść, a potem dołożyli jeszcze dwa kamienie.
- Może dokładali kolejne? - zacząłem przeglądać zdjęcia.
Reszta przedstawiała mało rozpoznawalne sceny z codziennego życia osady i zupełnie
zamazane fragmenty, może istotne, ale w tej chwili nie do rozczytania.
- Piotrze, masz dowody, teraz musisz odnalezć ten zagajnik i dalej prowadzić badania
archeologiczne - stwierdziłem.
- Wiecie co? Zapraszam na kolację - Izegpsus pociągnął nas za rękawy koszul.
Usiedliśmy w jednej z grot koło  Bursztynowej Komnaty stanowiącej lożę, z
kamiennym stołem, siedziskami przykrytymi skórami. Wódz zapalił świeczkę i w jej słabym
świetle naradzaliśmy się.
- Te kamienie podsunęły mi pomysł - mówił wódz. - Jak zjemy, to wam pokażę galerię
moich rzezb. Mam coś bardzo podobnego do tego, co znalezliście...
Piotra intrygowało najbardziej, że chcę go teraz zostawić.
- Znalazłeś obiekty, mój udział w znalezisku był szczątkowy - tłumaczyłem
przyjacielowi. - Teraz masz prawo za sobą i musisz tylko...
- Zdobyć pieniądze - Piotr wszedł mi w słowo. - Tak to jest, że niestety na badania
naukowe w Polsce nie ma pieniędzy. Jeszcze gdybym znalazł cudowny komponent do czegoś
tam... - przyjaciel zrezygnowany machnął ręką.
- Może spróbuj przeprowadzić badania za pieniądze zaprzyjaznionego instytutu
archeologicznego z innego kraju - proponowałem.
- A twój szef wyda pozwolenie na wywiezienie znalezisk? Przecież jak ktoś wykłada
pieniądze, to chce coś z tego mieć, a nie tylko przyjemność współautorstwa pracy naukowej.
- Jesteście ludzmi małej wiary, skoro najważniejszym problemem dla was są pieniądze
- odezwał się Izegpsus. - Zjedli? - zapytał patrząc na nasze talerze.
- Zjedli - odpowiedział Piotr.
Wyglądał na zupełnie załamanego ogromem czekającej go pracy biurokratycznej. Za
to wódz wyglądał na dziwnie zadowolonego. Zaprowadził nas do swojego parku pełnego
rzezb z kamieni i drewna. Był tam ogromny drewniany wajdelota, cztery żywioły wyrzezbione
w jednym pniu i kamienne płaskorzezby przypominające do złudzenia te znalezione przez
Piotra.
- To mój pomysł - wyjaśnił Izegpsus. - Szykuję ponad czterysta kamiennych rzezb
ilustrujących bitwę pod Grunwaldem. Ta bitwa to tylko pretekst do opowiedzenia historii tej
ziemi. Będzie tu miejsce dla Prusów podbitych przez Krzyżaków i tychże pokonanych przez
słowiański żywioł. I jest tutaj alegoria do Tannenbergu, który niemiecka propaganda nazywała
 odwetem za Grunwald . Grunwald to zmarnowana szansa i jednocześnie danie szansy na
powstanie pózniej nowego, silnego organizmu państwowego, którego, jeśli spojrzeć na rozwój
państwa pruskiego, ostatnim priorytetem było zjednoczenie narodowościowe, czyli
niemczenie między innymi Mazurów.
Izegpsus okazał się świetnym gawędziarzem i spędziliśmy z nim czas do póznej nocy.
Po dwóch godzinach snu jedna rzecz nie dawała mi spokoju i wstałem. Poszedłem do
ciemni, by obejrzeć wyschnięte już zdjęcia. Oglądałem kolejne fotografie uzbrojony w szkło
powiększające. Przy tej czynności zastał mnie Piotr, którego zbudziłem swoim wyjściem z
pokoju i zaintrygowałem długą nieobecnością.
- Co cię niepokoi? Dostrzegłeś jakiś ślad? - dopytywał się.
- Czuję, że jestem bliski odkrycia jakiegoś ciekawego śladu. Jutro musimy pojechać w
jedno miejsce.
Mimo próśb i nalegań Piotra, nie zdradziłem mu, o co mi chodzi. Co mnie dręczyło,
wierciło niewidoczną dziurę w umyśle? Był to jakiś złośliwy chochlik, który na jakiś czas
zamknął jedną z szuflad mej pamięci, by otworzyć ją właśnie tu, gdy Izegpsus, szalony
szaman współczesnych czasów, opowiadał nam o swoich rzezbach i ujrzałem na pniu
 Czterech żywiołów symbolikę wody. Artysta wykorzystał naturalne walory drewna, które w
tym miejscu pod korą miało stalowoszary nalot przypominający ścianę deszczu, a włókna pnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony