[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O rany - mruknąłem.
- A co, nie spodziewałeś się mnie tutaj? - uśmiechnęła się.
- Witaj, młoda damo - szef wyraznie się ucieszył. - A cóż ty tu porabiasz?
- Studiuję - wyjaśniła z prostotą. - A przy okazji zajmuję się z moją kuzynką
poszukiwaniami maszyny Rychnowskiego. A niech to, jadą za nami.
Zakręciła gwałtownie i w zupełnie nieprzepisowy sposób, po czym dodała gazu i
wjechała w jakiś zaułek. Zakręciła ponownie, równie gwałtownie. Przejechaliśmy przez
bramę, potem przez podwórze. Lawirowała zręcznie samochodem pomiędzy kubłami na
śmieci, suszącym się praniem, umorusanymi dzieciakami. W następnej bramie ledwo się
zmieściliśmy i po chwili pojazd wypadł na kolejną wąską uliczkę. Zapikał telefon
komórkowy.
- No i dobrze, zgubiliśmy ich - mruknęła z zadowoleniem.
Dodała gazu i po kolejnych kilku minutach jazdy wjechała w inną bramę. Drewniane
skrzydła zaraz się za nami zatrzasnęły.
- Słabi ci agenci - parsknęła. - No cóż, zapraszam.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy przez wąskie przejścia, zasłane odpadkami
podwórka, przechodnie klatki schodowe Prowadziła nas dziwną, skomplikowaną trasą. Raz
weszliśmy na piętro, by na okrążającym podwórze balkonie znalezć przejście do kolejnej
kamienicy.
- Jeśli ktoś dobrze zna ten labirynt, może godzinami włóczyć się w obrębie kwartałów
zabudowy - wyjaśniła. - W czasie wojny to się przydawało. A i po wojnie...
Zeszliśmy po schodkach do kolejnej ciemnej bramy.
Wreszcie po skrzypiących schodach weszliśmy na strych jednej z kamienic. Szare
odrapane drzwi wyglądały jak zrobione ze starej dykty, ale gdy zatrzasnęły się za nami,
zrozumiałem, że wewnątrz kryją stalową płytę. Strych kamienicy został starannie
zagospodarowany. Zciany i ukośny sufit obito nowymi, jasnymi deskami. Pośrodku piętrzył
się stos zniszczonych mebli. Okna wychodzące na połać dachu też wymieniono. Minęliśmy
stos gratów. Pan Tomasz posłał im tęskne spojrzenie. Sądząc po wyłaniających się spod
wieloletniej warstwy brudu detalach, były to niegdyś naprawdę ładne sprzęty...
Za przepierzeniem zrobionym ze sklejki znajdowała się najwyrazniej pracownia
konserwacji. Tu także leżało kilka mebli, ale zostały rozłożone na czynniki pierwsze. Osobno
nóżki, osobno blaty, na regale stały dziesiątki słoików z chemikaliami, na stole w
ponumerowanych przegródkach leżały płytki i paski fornirów z co najmniej trzydziestu
różnych gatunków drewna.
- Z tego żyjemy - wyjaśniła. - Przywracamy przedmiotom ich dawny blask.
W kącie zauważyłem niedużą komorę gazową do trucia korników. Przez szklaną
szybę było widać mocno zniszczoną barokową rzezbę, która właśnie przechodziła proces
trucia robaczków...
W kolejnym pomieszczeniu - ułożone były w amfiladzie - stało pięć ładnych foteli.
Stasia ze słuchawkami na uszach siedziała przy sporej walizie. Na nasz widok przekręciła
kluczyk i dziesiątki diod kryjących się we wnętrzu pudła powoli przygasły.
- Niezła zadyma - powiedziała po ukraińsku, ale zaraz przeszła na polski. - Ci, co was
śledzili, latają jak koty z pęcherzem, zastanawiając się, gdzie was szukać... No cóż, witam w
mojej norze.
Jej spojrzenie spoczęło na fizyku. Szef przedstawił go. Zajęliśmy miejsca w fotelach.
Przedwojenne sprężyny jęknęły cicho.
- No i co tam u was słuchać? - zapytał Pan Samochodzik. - Tak się czasem
zastanawiałem, co porabiacie...
- Ano, żyjemy sobie - uśmiechnęła się. - Jak pan widzi, wróciłyśmy na razie do domu.
- Ten kopniak w latarkę w bramie? - zagadnąłem.
Spojrzała na mnie spokojnie.
- Jaki kopniak?
- To ja - wyjaśniła Kasia przynosząc samowar. W polerowanym mosiężnym brzuścu
odbijał się jej warkocz i jasne, zuchwałe oczy. - Musiałam zostawić kartkę i chwilowo unikać
kontaktów w obawie, czy nie macie ogona - powiedziała nieomal radośnie.
- Dedukuję, że to nie jest przypadkowe spotkanie - zagadnął pan Tomasz.
- No cóż - westchnęła - z gazet wynika, że sprawa Rychnowskiego wreszcie ujrzała
światło dzienne.
Na biureczku pod ścianą leżał Dziennik Polski , krakowska gazeta... Widać i tam o
tym pisali...
- Owszem - potwierdziłem. - Wiecie coś na ten temat?
- Przypuszczam, że testament, poza tym co opublikowano, zawierał jakieś wskazówki
- powiedziała spokojnie. - Inaczej nie przybyliby panowie tak szybko do Lwowa. Wskazówki
nie mogą być specjalnie jasne, bo w takim wypadku już opuszczaliby panowie Ukrainę z
łupem. Sądzę więc, że inżynier w jakiś sposób to zaszyfrował
- Przypuśćmy, że tak - zgodziłem się. - Ale nauczyliśmy się szyfru na pamięć, a potem
zjedliśmy kartkę...
Uśmiechnęła się. Samowar napełniał powietrze delikatną wonią płonącego węgla
drzewnego. Para zaczynała już śpiewać. Kasia przyniosła czajniczek z esencją. Nalaliśmy jej
do szklanek.
- A jeśli nas otrujecie? - Marek z wyraznym brakiem zaufania spoglądał na podaną mu
herbatę.
- Same też nie przeżyłybyśmy - uświadomiła go Stasia
- Nie, one zawsze grają uczciwie - zapewnił go pan Tomasz.
Dziewczyny upiły po sporym łyku. To chyba ostatecznie uspokoiło fizyka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- 17 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Testament Rycerza Jedrzeja
- Cykl Pan Samochodzik (53) Gocki ksiÄ ĹźÄ Sebastian Miernicki
- Cykl Pan Samochodzik (15) Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew Nienacki
- (16) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Operacja KrĂłlewiec
- 06 Pan Samochodzik i Kapitan Nemo Nowe Przygody
- 61 Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ...zakladnicy
- Nienacki Zbigniew 10 Pan Samochodzik i Fantomas
- 63. Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik Tom 63 Mumia Egipska
- 0570.Galitz Cathleen W krćÂgu podejrześÂ
- James Patterson Alex Cross 10 London Br
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zona-meza.keep.pl