[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziedzińca.
Doskoczyłem do skrzyni i zacząłem w niej szperać.
? Są! są! ? krzyknąłem rado?nie. ? Zdaje mi się, że są tutaj wszystkie
skradzione
obrazy. I obraz Memlinga, i Watteau, i wszystkie płótna skradzione z Zamku
Sze?ciu
Dam!
Komisarz zdjął z głowy swoje policyjne kepi i starannie otarł pot z łysej
czaszki.
? No, w każdym razie odnie?li?my jaki? sukces ? mruknął.
Policjanci myszkowali w zakamarkach zamkowego dziedzińca, wpadli do
mauretańskiej
willi, zajrzeli do donżonu.
Willa okazała się pusta. Natomiast w podziemiach donżonu. za żelazna kratą,
miotał
się Pigeon.
? Wypu?ćcie mnie! Na lito?ć boska wypu?ćcie mnie! ? błagalnie krzyknął na nasz
widok bohaterski detektyw Agencji Ubezpieczeniowej.
? Gdzie jest Marchant? ? zawołał komisarz. ? Czy nie wie pan, dokąd zwiał ten
łajdak?
? Wypu?ćcie mnie! ? wołał Pigeon. ? Domy?lam się, gdzie on się ukrył. Ale
najpierw
musicie mnie wypu?cić, to wam wszystko powiem. Ja tu nie chce być ani chwili
dłużej.
Tu są szczury! Chciały mnie pożreć.
Który? z policjantów miał przy sobie pęk uniwersalnych kluczy i z ich pomocą
uporał
się z potężna kłódka, zamykająca kratę lochu. Zataczając się jak pijany, Pigeon
wybiegł na dziedziniec.
? O Boże ? jęknął. ? W tym lochu szczury są wielkie jak koty!
? Gdzie jest Marchant! ? niecierpliwił się komisarz. Pigeon wskazał szczyt
baszty.
? Tam. Widziałem go, jak tam uciekał. Na górę. Zapewne chce skorzystać z mojej
liny i spu?cić się z okna.
? Nie ucieknie ? mruknął rado?nie komisarz. ? Pod basztą są moi ludzie.
Rzucili?my się wszyscy na schody w donżonie. Pierwszy biegł komisarz, ja
sadziłem
za nim, a za nami tłoczyli się policjanci, w?ród których byli ciotka Eveline,
Yvonne i Robert. Każdy chciał być ?wiadkiem schwytania Fantomasa.
Potykali?my się na kupach gruzu pozostawionego na schodach, przewracali?my się o
kawałki
desek, lecz biegli?my wytrwale. Widok złoczyńcy miał nam wynagrodzić wszystkie
trudy.
Oto zobaczyłem podest i okno z liną, zwisającą po drugiej stronie. To tędy
dostałem
się do zamku wraz z Pigeonem. I tędy uciekłem, gdy go schwytano.
Komisarz wsadził głowę w małe okienko i wychyliwszy się krzyknął:
? Nie próbował tędy uciekać?
? Nie, panie komisarzu! ? odkrzyknął z dołu policjant.
? A więc musi być na górze ? stwierdził komisarz.
Tylko kilkana?cie stopni dzieliło nas od wej?cia na okrągłą platformę,
stanowiącą
zarazem dach donżonu. ?wiecąc latarkami, popędzili?my na górę.
Na dachu ujrzałem człowieka. Kto? odwrócony do nas plecami siedział nieruchomo
na krze?le.
? Ręce do góry! Poddaj się, Marchant! ? krzyknął komisarz. Osobnik na krze?le
poruszył się niemrawo. Zobaczyli?my, że jest przywiązany do oparcia, a usta ma
zakneblowane.
? Kto to? Kto to? ? powtarzał zdumiony komisarz.
A był to Pigeon. Prawdziwy Pigeon.
Pierre Marchant, ucharakteryzowany na Pigeona, przeszedł swobodnie przez kordon
policji i przepadł w ciemno?ciach nocy. Komisarz policji wykrzykiwał co? o tym,
że zapewne zdołają go schwytać, bo chyba nie uciekł daleko. Ale ja już w to nie
wierzyłem. Nie bez kozery Marchant nazywał siebie Fantomasem.
ZAKOCCZENIE [top]
Spakowałem walizkę i opu?ciłem swój pokój w Zamku Sze?ciu Dam.
W hallu spotkałem barona de Saint-Gatien. Długo i wylewnie dziękował mi za pomoc
przy odzyskaniu obrazów skradzionych z jego galerii, gorąco namawiał mnie, abym
go?cił w jego zamku, jak długo zechcę. Lecz dla mnie sprawa Fantomasa była już
zakończona.
Pobyt we Francji postanowiłem wykorzystać dla zwiedzenia wspaniałych muzeów tego
kraju. Czy mogłem nie obejrzeć Luwru i zgromadzonych w nim dzieł sztuki?
Postanowiłem wyjechać do Paryża.
Francuska prasa bulwarowa szeroko rozpisywała się o naszych przygodach w Orlim
Gnie?dzie. Mnie i Pigeona sławiono pod niebiosa, oberwało się jedynie łysemu
komisarzowi
policji, którego oskarżono o nieudolno?ć, ponieważ dał się Marchantowi wywie?ć w
pole.
Wydaje mi się, że oskarżenia te były niesprawiedliwe. Dzięki akcji policji
odebrano
złoczyńcom obrazy skradzione z zamku barona, z Amboise, Angers i Chambord. Dla
komisarza policji sprawa Fantomasa nie została zresztą jeszcze zakończona, wciąż
miał on nadzieję, że uda mu się wydobyć adres Marchanta od opryszków, których
nadal trzymano w areszcie. Co do mnie, to byłem przekonany, że Marchant opu?cił
Francję. Pod nowym nazwiskiem i w nowym wcieleniu pojawi się wkrótce w jakim?
innym
kraju.
Pożegnawszy barona de Saint-Gatien, pozostawiłem w hallu swoją walizkę i jeszcze
na chwilę zajrzałem do galerii zamkowej. Kustosz, pan Armand Durant, rozwieszał
odzyskane obrazy. Towarzyszył mu Pigeon, wciąż, niesyty komplementów, jakich mu
nie szczędził brodaty kustosz.
? Niestety, nie otrzymam nagrody za Johna Blacka ? powiedział mi Pigeon. ?
Komisarz
poszkapił sprawę i pozwolił Marchantowi uciec. Ale dzwonił do mnie prezes
Agencji Ubezpieczeniowej i powiedział, że za odzyskanie obrazów dostanę wysoka
premię. Mam trochę oszczędno?ci, więc być może kupię sobie mały domek na
południu
Francji i będę hodował róże...
? To nie zamierza pan walczyć z przestępcami? ? zdumiałem się. Pigeon pogładził
?mieszne wąsiki.
? Sądzi pan, że kiedy pójdę na emeryturę, przestępcy zaczną się panoszyć? Prezes
mi mówił, że chcą powierzyć mi słynną sprawę kradzieży ubezpieczonych w naszej
Agencji bezcennych starych obrazów z katedry w Kolonii. Zastanawiam się jednak.
To bardzo trudna sprawa.
? Pan chyba lubi trudne sprawy?
? O, tak. Musi pan przyznać, że sprawa Fantomasa była niezwykle trudna. Miałem
dużo szczę?cia, że udało mi się ją rozwikłać.
Zupełnie zapomniał o moim udziale. No cóż, nie był to skromny człowiek, ten
Pigeon.
? A co pan zamierza? ? zapytał.
? Jadę do Paryża, aby zwiedzić Luwr, a potem wracam do Polski.
? Nie interesuje pana historia obrazów skradzionych w Kolonii? Chętnie
przyjąłbym
pana jako swego pomocnika ? powiedział Pigeon. ? Wydaje mi się, że ma pan żyłkę
detektywistyczną. Brakuje panu tylko wprawy.
Przecząco pokręciłem głowa.
? Niestety, i tym razem muszę panu odmówić. W Polsce też jest wiele ciekawych
spraw do rozwiązania. Prasa doniosła wła?nie o ?zagadkach Fromborka?. Może nawet
skrócę swój urlop, bo czuję, że jestem potrzebny swojemu Ministerstwu.
Pigeon wzruszył ramionami.
? No cóż, zrobi pan, jak pan uważa. Ale przyzna pan chyba, że u nas więcej można [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony