[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Namacałem przez płaszcz ciało... kościste, jakby pozbawione mięśni. Istota podniosła mnie jednak,
zablokowała moje uda rękami, bym się nie osuwał, tak jak robi się, nosząc dzieci na barana, i ruszyła
przed siebie. Czułem się niepewnie, niezwykle zle, nie mogłem wytrzymać ucisku jej obojczyków, ale
byłem zbyt wycieńczony, by mieć jakikolwiek wybór. Postać szła przez burzę i wkrótce bujanie
zaczęło mnie usypiać. Próbowałem trzymać oczy otwarte, ale się nie dało. Słyszałem wycie wiatru,
plaskanie uderzających w moją twarz płatków śniegu i chrzęst, chrzęst, chrzęst stóp idącej bez ustanku
postaci. Musiałem przespać wiele godzin. Obudziłem się rano... w śniegu niedaleko niewielkiego
posterunku handlowego Eskimosów zwanego Anatuk. Wiatr ustał i świeciło słońce. Z baraku wyszła
Eskimoska, dostrzegła mnie i zawołała męża. Pomogli mi wejść do posterunku, a resztę pan
zna.
 Nie widział pan postaci, jakiegoś śladu po niej?
 Do miejsca w śniegu, gdzie się obudziłem, dochodziły ślady stóp. Ponieważ tylko
jedne, powiedziałem sobie, że muszą być moje.
 Niech pan nie zapomina, że postać pana niosła.
 Wiem. Zwłaszcza że odciski były znacznie większe od moich. Był jednak,
przynajmniej jak na warunki w okolicy koła podbiegunowego, ciepły poranek i słońce zaczęło wy-
tapiać zagłębienia po śladach, przez co mogły zdawać się większe. Roztopione ślady zawsze
wydają się większe...
dlatego czasami ludzie, którzy natykają się na odciski króliczych łap, sądzą, że to tropy
Odrażającego Człowieka Zniegu.
 Uznał pan więc, że był to jedynie sen, a postaci wcale nie było?
 A co pan by pomyślał, gdyby coś takiego się panu przydarzyło?
 Nie wiem. Może jestem mniej sceptyczny od pana.
 Ralpha i Charlesa znaleziono martwych tego samego dnia około trzeciej po
południu  powiedział Henry Hubbard.  Wiatr zwiał im w nocy namiot i nie mieli szansy.
Byłem załamany. Obaj byli tak dobrymi ludzmi... Wtedy chyba zacząłem po raz pierwszy
podejrzewać, że może
jednak moja przygoda to nie halucynacja. Ich ciała znaleziono u podnóża Przełęczy Głodnego
Konia, ponad dwieście dwadzieścia kilometrów na południowy wschód od Anatuk. Nawet
najlepiej przygotowany fizycznie człowiek na świecie nie może przejść przez noc ponad dwustu
kilometrów w śnieżnej burzy, pędzącej z prędkością stu kilometrów na godzinę.
 Powiedział pan komuś o tym?
Henry Hubbard pokręcił głową.
 Skłamałem z rozmysłem twierdząc, że zostawiłem ich dzień wcześniej. Mam w tym
fachu dobrą opinię, panie Rook. Wszyscy zaczęliby pytać, jak udało mi się pokonać w ciągu nocy
taki dystans. Jedynym logicznym wnioskiem byłoby, że natknął się na mnie traper i zabrał do
Anatuk skuterem śnieżnym. Dlaczego jednak w takim wypadku nie zrobiłem nic, by wrócić po
towarzyszy? Gdybym zaczął twierdzić, że uratowała mnie tajemnicza postać, wynosząc mnie z burzy
na plecach, wszyscy uznaliby, że majaczę. Nic miałem wyboru i dlatego wszystko zachowałem dla
siebie
 Czy incydent w toalecie był dla pana pierwszym znakiem, że Demon Zimna szuka Jacka?
 Nie. Nie chciałem wyjeżdżać z Anchorage, ponieważ potrzebowałem czasu na otrząśnięcie
się po wyprawie, fizyczne i psychiczne. Poza tym miałem jeszcze do zrobienia kilka dodatkowych
wywiadów i reportaży. Mieszkaliśmy przy Nothern Lights Boulevard, z widokiem na zatokę
Westchester. Wspaniałe miejsce, obu nam się bardzo podobało. Zacząłem mieć sny o postaci na
śniegu. Noc po nocy i za każdym razem słyszałem, jak szepce do mnie głosem przypominającym
kruszenie lodu:  Pamiętaj, co obiecałeś". Któregoś dnia wróciłem do domu po półgodzinnym
pobycie w studio, wpadłem po zapomniane notatki. Jack wyszedł do szkoły... pewnie z dziesięć minut
wcześniej, bo toster jeszcze był ciepły. Zajrzałem do jego pokoju i z oburzeniem stwierdziłem, że nie
posłał łóżka. Wtedy zauważyłem, że w pokoju jest lodowato, a łóżko migocze kryształkami lodu.
Było zamarznięte. Wie pan, jak wygląda pościel, kiedy zostawi się ją na sznurze w zimowy
dzień? Kiedy się ją gniecie, trzaska jak pękająca muszla mątwy. Całe łóżko było twarde jak
kamień, nawet piżama.
 Wtedy stało się dla pana jasne, że to nie były halucynacje.
 Wtedy poszedłem porozmawiać z ojcem mojej zmarłej żony. Powiedział mi, że o
Demonie Zimna istnieją niezliczone opowieści. Aaknie ludzkiego towarzystwa, dlatego dołącza się
do maszerujących lądolodem ekip. Podobno był czymś w rodzaju anioła i miał przywilej siedzenia
po prawej ręce Wielkiej Nieśmiertelnej Istoty, która stworzyła świat. Kiedy jednak Wielka
Nieśmiertelna Istota stworzyła Eskimosów, anioł stał się niezwykle zazdrosny, bo obdarzyła
Eskimosów duszami, a anioł, jak każdy anioł, nie miał duszy. Pewnego dnia jeden z ulubionych ludzi
Wielkiej Nieśmiertelnej Istoty, myśliwy Ninavut, wpadł w burzę śnieżną. Anioł świadomie prowadził
go coraz głębiej i głębiej w zamieć, sanie wpadły do wody przez cienki lód i myśliwy utonął. Kiedy
Wielka Nieśmiertelna Istota dowiedziała się, co się stało, tak się zezłościła, że odebrała aniołowi oczy i
wygnała go do najzimniejszych zakątków na Ziemi: na oba bieguny. Zostało mu po wsze czasy
zakazane siedzenie i chodzenie po prawej stronie Wielkiej Nieśmiertelnej Istoty oraz wszelkich istot,
które stworzyła, i nakazano mu ratować ludzi, którzy popadli w kłopoty. Anioł błagał o łaskę, ale
Wielka Nieśmiertelna Istota pozostała nieugięta. Ustąpiła tylko w jednym: anioł otrzymał prawo
targowania się o cenę ratunku. Jeśli Wielka Nieśmiertelna Istota popełniła kiedykolwiek błąd, to
właśnie wtedy. Od owego dnia anioł towarzyszył każdej wyprawie polarnej. Opiekował się
polarnikami, jak kazała Wielka Nieśmiertelna Istota, ale równocześnie czekał wygłodniały na
nieszczęśliwe wypadki, by ratować ludzi, żądając w zamian niewyobrażalnej ceny. Zawsze żądał duszy.
Demon Zimna wdycha duszę, bo zapewnia mu na kilka godzin przyjemne ciepło oraz sprawia, że
czuje przez jakiś czas, iż jest jednym z ulubionych tworów Wielkiej Nieśmiertelnej Istoty.  Henry
Hubbard zwrócił się do Jacka.  Byłem w delirium, zamarzałem na śmierć. Gdybym choć przez
chwilę uważał, że Demon Zimna istnieje naprawdę i może zacząć cię ścigać, położyłbym się na
śniegu i oddał życie burzy. Zrobiłbym wszystko, by cię ochronić. Pytałem twojego dziadka, czy można
zmienić umowę... czy mógłbym dać Demonowi Zimna moją duszę zamiast twojej, ale uważa, że to
niewykonalne. Demon Zimna został zobowiązany przez Wielką Nieśmiertelną Istotę do uratowania mi
życia i chronienia mnie po wsze czasy. Jack wstał.
 Jesteś moim ojcem i oddałeś moją duszę jakiemuś przeklętemu lodowemu potworowi?
Jak mogłeś to zrobić... nawet jeśli byłeś w delirium?!
 Jack, po prostu nie wierzyłem, że ten stwór jest prawdziwy.
 Jeśli nie wierzyłeś, że jest prawdziwy, dlaczego uznałeś, że może cię uratować?
 Nie wiem. Jack, było... minus pięćdziesiąt stopni. Nie myślałem logicznie.
 Ale wystarczająco logicznie, by dla uratowania własnego tyłka skazać swego
jedynego syna na śmierć. I zobacz, co to przyniosło: Suzie nie żyje, Ray też mógł już nie żyć. A
stwór w dalszym ciągu mnie ściga. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony