[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wuje.
- W jego piżamie! - mruknęła z oburzeniem. - Wątpię, czy
w ogóle coś takiego posiada.
Katalog kolekcji Cyrusa okazaÅ‚ siÄ™ być zaskakujÄ…co obszer­
ny, wiÄ™c postanowiÅ‚a, iż przejrzy go dopiero wtedy, gdy prze­
bierze siÄ™ w cos czystego, zje kolacjÄ™ i zdecyduje, z której sy­
pialni będzie korzystała.
O'Leary powitał ją z entuzjazmem i nie odstępował ani na
krok, tak że parę razy mało się o niego nie potknęła. Oczywiście
powędrował też za nią na górę do niewielkiej sypialni, którą
wybraÅ‚a głównie dlatego, iż byÅ‚a poÅ‚ożona najdalej od tej, z któ­
rej korzystaÅ‚ Marc. Też coÅ›, pomyÅ›laÅ‚a, przechodzÄ…c obok pro­
wadzących tam drzwi. Miałabym używać jego piżamy!
SiedziaÅ‚a zwiniÄ™ta na łóżku, wykÄ…pana i przebrana w saty­
nowy szlafrok, gdy zadzwonił telefon. Zastanawiała się, czy
powinna go w ogóle odebrać, po chwili jednak podniosÅ‚a sÅ‚u­
chawkÄ™.
- Znalazłaś piżamę? - zapytał Marc.
Bezwiednie złapała pod szyją poły szlafroka, aby zakryć
dekolt.
- Gdzie jesteÅ›?
- Nie wiem, chyba gdzieś nad Górami Skalistymi.
- Telefony w samolotach służą do celów służbowych, Marc
- upomniała go.
- Mogę dzwonić w jakiej sprawie tylko chcę, jeśli moja
karta kredytowa ma pokrycie - odparł. - Nie chcesz wiedzieć,
dlaczego telefonujÄ™?
- Pewnie żeby sprawdzić, czy rzeczywiście tu jestem -
zasugerowała. - Chcesz porozmawiać z O'Learym i upewnić
się, że wszystko robię tak, jak sobie życzysz?
Pies, sÅ‚yszÄ…c swe imiÄ™, zamachaÅ‚ radoÅ›nie ogonem, ale na­
wet na moment nie podniósÅ‚ gÅ‚owy, spoczywajÄ…cej na jej kola­
nie.
- Nie trzeba, jestem pewien, że nic mu do szczęścia nie
brakuje. A tobie?
- Dziękuję, mnie również.
- ZastanawiaÅ‚em siÄ™ nad naszÄ… dzisiejszÄ… rozmowÄ… i przy­
szÅ‚o mi do gÅ‚owy, że jeÅ›li przyjemność nie jest dla ciebie dosta­
teczną zachętą do wyjścia za mnie, to może ten dom...
To tylko gra, to tylko gra, powtarzała sobie w duchu. Nic
ponadto, lepiej, żebyś o tym nie zapomniała.
- To rzeczywiÅ›cie poważny argument, ale jest tu zdecydo­
wanie za dużo mebli, nie nadążałabym z odkurzaniem - odparła
pogodnie.
- Hmm, a może zakochasz się w O'Learym? - podsunął.
- Kilka dni bezgranicznego uwielbienia i całkiem stracisz dla
niego głowę.
- I wyjdę za ciebie, żeby mieć prawo do opieki nad nim?
Nic z tego! Marc, proszę, przestań się wygłupiać!
- Ale dlaczego? Mnie to szalenie bawi, ciebie nie? - udawał
zdziwionego. - Może w takim razie porozmawiamy o tym, dla­
czego tak cię to męczy?
Zacisnęła zęby, ponieważ był to temat, o którym nie miała
najmniejszego zamiaru z nim dyskutować.
- Nie porozmawiamy, bo mam mnóstwo pracy - wykręciła
się. - Jeszcze nawet nie zdążyłam zajrzeć do katalogu.
- Zgoda, wrócimy do tego innym razem - odparł i odłożył
słuchawkę, zanim mogła zaprotestować.
Zamyślona zeszła na dół do kuchni, by posprzątać po kolacji.
W pewnym momencie zamarła, a trzymany przez nią kawałek
pizzy zsunÄ…Å‚ siÄ™ z talerza i spadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™, z czego nie omie­
szkał natychmiast skorzystać O'Leary. W jednej sekundzie
uświadomiła sobie, dlaczego tak bardzo męczyły ją żarty Mar-
cusa. Prawdopodobnie już od dłuższego czasu znała odpowiedz,
ale nie przyznawała się do niej nawet sama przed sobą. Przez te
wszystkie lata Marc żył w jej sercu, wspomnienie czarującego,
pełnego optymizmu młodego człowieka było swoistą pamiątką
utraconej miłości. Zapewne tak by pozostało, gdyby nie pojawił
się ów nowy, pewny siebie, a jednocześnie fascynujący Marc.
OkazaÅ‚o siÄ™ bowiem, że jako mÅ‚oda niedoÅ›wiadczona dziewczy­
na byÅ‚a zakochana w tamtym dawnym Marcusie, ale jako do­
rosła kobieta kochała tego całym swym sercem. Do ostatniej
chwili nie przyznawała się do tego sama przed sobą, ale teraz
nie było już sensu dłużej się oszukiwać.
- Nie chcę, żeby to była tylko zabawa - szepnęła do siebie.
-Chcę, żeby mnie naprawdę pokochał.
Wtedy, przed oÅ›miu laty, sÄ…dziÅ‚a, że szybko zdoÅ‚a siÄ™ pozbie­
rać po ciosie, jaki otrzymała, że gdzieś czeka na nią ktoś lepszy,
ktoś bardziej wart miłości. Teraz zaś zdawała sobie sprawę, że
nikogo doskonalszego nie spotka, bo w ogóle nie chce nikogo
prócz niego.
W piÄ…tkowe popoÅ‚udnie byÅ‚a w sklepie z antykami, usytuo­
wanym po przeciwnej stronie ulicy, na której znajdował się
magazyn Cyrusa, gdy zadzwoniÅ‚ jej telefon komórkowy, dokÅ‚ad­
nie w chwili, kiedy zamierzała zapłacić za ręcznie malowany
talerz.
- Nareszcie. Już miałam zacząć panikować - westchnęła
Alison, gdy Susannah wreszcie wydobyła telefon z torby.
- GoÅ› ty, Ali, przecież ty nigdy nie wpadasz w panikÄ™ - za­
uważyÅ‚a. - Nawet jako niemowlÄ™ byÅ‚aÅ› wyjÄ…tkowo zrównowa­
żona.
- Sue, bardzo mi przykro, ale dzwonili z domu opieki - za­
wiadomiÅ‚a przyjaciółka drżącym gÅ‚osem. - Twoja mama zacho­
rowała na zapalenie płuc, czuje się dużo gorzej, więc chcą, żebyś
jak najprędzej przyjechała.
W uÅ‚amku sekundy mózg Susannah zaczÄ…Å‚ pracować na naj­
wyższych obrotach, tak że natychmiast ułożyła w myślach listę,
co powinna zrobić przed wyjazdem. Spokojnie, jak automat,
odliczyła drobne, podała je sprzedawczyni, pojechała do domu
Cyrusa, spakowała do torby rzeczy, które tam przywiozła, po
czym zabrała O'Leary'ego do siedziby Tryad, gdzie czekała na
niÄ… Alison.
- Nie powinnaś w takim stanie prowadzić - martwiła się
przyjaciółka. - Gdybym mogła odwołać swoje spotkanie...
- Dam sobie radę-zapewniła ją Susannah, uśmiechając się
lekko na widok ich biurowego kota, który prychał groznie na
trzęsącego się ze strachu O'Leary'ego. - To ci dopiero pies
obronny. Będziesz miała z nimi pełne ręce roboty. Dziękuję ci,
Ali.
Przyjaciółka uÅ›ciskaÅ‚a jÄ… serdecznie i odprowadziÅ‚a do samo­
chodu, prosząc raz po raz, by jechała ostrożnie.
Następne godziny na zawsze zatarły się w pamięci Susannah,
Nie myślała o niczym, nie dopuszczała, by smutek pozbawił ją
energii do działania. Przesiedziała tak całą noc przy łóżku matki,
która raz po raz budziła się, mówiła coś, co trudno było w ogóle
zrozumieć, a już tym bardziej wywnioskować, czy Elspeth Mil­
ler zdaje sobie sprawÄ™, gdzie jest.
W oczach osób postronnych byÅ‚a zawsze eleganckÄ…, wynio­
słą damą, która wiedziała, co jest stosowne, a co nie, i nigdy nie
łamała zasad dobrego wychowania. Córka zaś znała ją jako
apodyktyczną, bezwzględną osobę, gotową uczynić wszystko,
aby jedynaczka postępowała zgodnie z jej życzeniem. Nic więc
dziwnego, że Susannah w koÅ„cu siÄ™ zbuntowaÅ‚a, choć i tak na­
stąpiło to o wiele pózniej, niż można się było spodziewać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony