[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co zrobiłby Pieterowi, gdyby teraz zaczął.
- Ty też opróżnij swój schowek! Mam dosyć! - wrzasnął
Manny.
Jose zatrzymał się, spojrzał na swojego brata i odesłał go
znużonym machnięciem dłoni. On też już skończył. Nie mógł
wystarczająco szybko stamtąd wyjść.
- I zadzwoń do mamy. Martwi się.
O to mogę się założyć, pomyślał Jose.
Na plaży
Nina rozdeptała obcasem na wpół dopalonego papierosa.
Nie planowała urodzenia tego dziecka, ale na wszelki
wypadek... ciąża czy nie, palenie jest niezdrowe, prawda?
Musiała polegać na czymś innym niż papierosy, żeby
przebrnąć przez resztę dnia. Wstąpiła do pobliskiego sklepiku
po jakieś przekąski na wyprawę na plażę.
Kilka minut pózniej, z jabłkami i butelką wody w torbie,
znowu czekała na swoim posterunku, starając się wyobrazić,
jak Manny musiał pojechać po swoim bracie.
Jose, z zaciśniętymi pięściami, blady od gniewu, wypadł z
restauracji prosto w ruch uliczny. Nina obserwowała zdjęta
trwogą, jak kierowca karmazynowego sedana z piskiem
zahamował i krzyknął przez okno:
- Hej, człowieku! Co ty próbujesz zrobić? - Jose tylko się
na niego zapatrzył, mrugając, nagle zupełnie odległy od tej
sceny.
Dokąd odchodzisz? Dokąd odchodzisz, gdy to cię
dopada?, zastanawiała się.
Jose potrząsnął głową i powrócił do życia.
Podeszła do niego, gdy wszedł na chodnik.
- Cały jesteś? Co się stało?
Jose znowu potrząsnął głową, miał wilgotne oczy.
- Chodzmy.
- Nie mów mi, że cię zwolnił!
Tylko na nią popatrzył. Och, nie...
- Nie do wiary! Ależ z niego...
- Był dla mnie dobry.
Okej, w porządku. Lojalność rodzinna i cała reszta.
Chwytała to. Poprawiła sobie torebkę:
- Sądzę, że zepsuliśmy mu dzień. - Podniosła torbę z
zakupami, robiąc z niej swego rodzaju fajkę pokoju. -
Zabrałam parę rzeczy na wycieczkę.
- Chodzmy.
- Czy Pieter coś powiedział?
- Nie.
- Czy coś mu o mnie powiedziałeś?
- Nie. Ale jestem pewien, że odgadł, że wszystko wiem.
Na to Nina mogła przystać. Niech się Pieter trochę
poskręca ze strachu. Zasłużył na to.
- Złapmy pociąg. Po tym wszystkim spacer na plaży
dobrze nam zrobi.
- Okej - odrzekła Nina.
Dotarli do Penn Station. Nina rozmyślała nad swoją
decyzją. Nie mogła przecież winić dziecka za przekreślenie
swoich marzeń. Nie mogła również z całym przekonaniem
twierdzić, że powstrzymałoby ją przed osiąganiem jej
życiowych celów. Sama to sobie zrobiła. Nikt nie obiecywał,
że będzie łatwo. Dziś się skończy i nadejdzie kolejny dzień,
by podjąć ostateczną decyzję.
Czekali na przejściu dla pieszych w pobliżu stacji.
- Kiedy się upewniłaś, że chcesz być tancerką? - zapytał
Jose.
To akurat było łatwe.
- To przez mojego ojca. On to dopiero umiał zasuwać po
parkiecie.
- Słucham?
- Amerykańskie wyrażenie. Naprawdę potrafił tańczyć.
- Twój ojciec, tak? Nie twoja matka?
- Nie. Ona była bardziej wyciszona. Czasami
zastanawiało mnie, jakim cudem są jeszcze ze sobą. Mój
ojciec był z Południa, kochał taniec i przyjęcia. Matka zaś
chciała tylko być w domu ze swoją małą rodzinką", jak nas
zawsze nazywała. - Zwiatło się zmieniło i przeszli przez
jezdnię. - Wiedziałam, że chcę tańczyć, kiedy mój ojciec
powiedział mi pewnego razu, że mam najpiękniejsze ramiona,
jakie kiedykolwiek widział...
- Bo masz ładne ramiona.
- Dziękuję. I dodał, że wdzięcznie nimi poruszam. -
Zrobiła wykop nogą w górę. - Nogami też.
Jose ujął jej łokieć, gdy schodzili z krawężnika.
- No więc zapytał, czy chciałabym zacząć lekcje, i już po
pierwszej po prostu wiedziałam. Czasem czujesz, że zostałeś
stworzony do czegoś, do bycia kimś.
- Tak, wiem.
Weszli na krawężnik po drugiej stronie ulicy, przemykając
w grupie ludzi czekających na taksówki. Dotarli do stacji.
- A może kiedyś powrócisz znowu do tańca.
- Nie, w ciąży nie mogę. - Proszę, niech on już przestanie
drążyć temat.
- Potem.
- Po czym?
- Po tym, jak urodzisz dziecko.
Zatrzymali się przy kasie.
- Powiedziałam ci już...
- Tak, wiem. - Położył dwie dwudziestki na blacie.
- Dwa bilety na Long Island.
Tak, to była jedna z lepszych podróży pociągiem. Jose
popatrzył za Ninę, przez okno. Nie za bardzo lubił metro, ale
pociągi to całkiem inna para kaloszy. Rytm kół na szynach,
sposób, w jaki wagon lekko się kołysał, kojące właściwości
mijającej cię scenerii, pozbawionej rozproszenia
spowodowanego trzymaniem kierownicy.
Nie żeby długo prowadził auto. Nie od tamtej pory.
Zamknął oczy.
- Naprawdę potrzebuję kąpieli i Marvina Gaye w tle - głos
Niny sprowadził go znowu do rzeczywistości.
- Możesz się wykąpać u moich rodziców. Słuchają Tito
Puente (Tito Puente - portorykański kompozytor, aranżer i
instrumentalista zajmującym się takimi gatunkami, jak latin
jazz i mambo.). Nic nie wiem nic na temat Marvina Gaye.
- Myślałam, że jedziemy na plażę.
- Mieszkają na plaży.
- I prawdopodobnie wiedzą, co się dziś wydarzyło u
Manny'ego.
- Nie martw się.
Nina usadowiła się wygodniej na swoim siedzeniu.
- Och, ja się nie martwię. Wcześniej się martwiłam, ale
pózniej trochę postudiowałam temat i odkryłam, że dziesięciu
na dziesięciu ludzi umiera. - Ułożyła ręce na podłokietnikach.
- Czy sądzisz, że to już wszystko, co istnieje? %7łe żyjemy tylko
raz?
- Cóż, jak do tej pory, nie spotkałem nikogo, kto żył
dwukrotnie.
To wywołało uśmiech na jej twarzy. Dobrze. Plaża była
znakomitym pomysłem.
- Nina, czy mogę ci zadać pytanie?
- Nie.
Spuścił wzrok na swoje dłonie. No dobra.
- %7łartowałam! - roześmiała się.
- Co?
- Nic.
- Po prostu zapytaj!
Mógł równie dobrze po prostu to powiedzieć. Tego dnia to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Kleypas Lisa Bow Street 3 Worth Any Price
- Lisa McMann Sen
- Lisa Worrall Always Hope
- Alberto Arbasino La bella di Lodi
- Wolverton Dave śÂcieśźka bohatera
- Bob Fingerbild Samoleczenie wzroku metodć dr Bates'a
- 2004 14. Zimowe śÂluby 2. Skandaliczne zaloty Whitiker Gail
- Clark Lucy Ponowne spotkanie
- Malewska_Hanna,_MuszyśÂski_Heliodor_ _KśÂamstwo_dzieci
- Kradzione pocaśÂunki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jungheinrich.pev.pl