[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Minęła długa chwila, zanim uświadomiłam sobie, że nie
ma zamiaru odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że
nie znał odpowiedzi. Wpatrywał się w drzewa z zaciśniętą
szczęką. Między nami zapadło milczenie. W głębi duszy
wiedziałam, że o czymś mi nie mówi. O czymś, czego
miałam nie wiedzieć.
Rozdział 8
Od włamania minął tydzień. Nie myślałam o nim na razie,
ponieważ byłam zaabsorbowana perspektywą grilla u
Jaksa. Po raz pierwszy szliśmy tam z Reece em jako&
jako oficjalna para. Pewnie właśnie nią byliśmy.
Rozmawialiśmy, jakbyśmy nią byli. Uprawialiśmy seks,
jakbyśmy nią byli. Miał klucz do mojego mieszkania.
Głównie dlatego, że pracowałam, kiedy koleś od alarmu
miał instalować system, a Reece mógł go wpuścić, ale
mimo wszystko miał klucz. Byliśmy jak para i głupio mi
było, że tak dziwnie się z tym czułam.
Ale ostatni tydzień był pełen zmian. Nie byłam
przyzwyczajona do tak częstego przebywania z facetem.
Sądziłam, że będę poirytowana brakiem przestrzeni, ale
było zupełnie inaczej. Właściwie to tęskniłam za nim,
kiedy nie było go w pobliżu; dziwne, ponieważ gdy nie
pracował, był ciągle przy mnie. Naprawdę podobało mi
się, kiedy wracał do domu. Od razu zabierał się do rzeczy.
A jeśli miałabym zliczyć czas, który mijał od momentu,
gdy wchodziliśmy do łóżka, do chwili kiedy był we mnie,
wyszłoby pewnie z kilka minut& a może mniej. Nie do
końca to rozumiałam, bo z innymi facetami potrzebowałam
gry wstępnej& i to bardzo długiej. A z Reece em
wystarczyło muśnięcie, żebym się podnieciła do
niemożliwego poziomu. Odkryłam też, że nie żartował,
kiedy mówił, że wystarcza mu tylko kilka godzin snu.
Kilka razy wstał przede mną, nawet jeśli zasnął pózniej
niż ja. W czwartek, kiedy się obudziłam, siedział na
balkonie z nogami zarzuconymi na balustradę. Był
zamyślony, a jego mina mówiła mi, że nie ma zamiaru
rozmawiać, choć cienie w jego oczach podpowiadały, że
ma to coś wspólnego ze strzelaniną.
Wciąż go to prześladowało. Nienawidziłam bezsilności,
tego, że nie mam pojęcia, jak mu pomóc. Ani czy on chce
mojej pomocy.
Kiedy chciałam z nim porozmawiać, moje próby spełzły
na niczym, więc uciekłam się do jedynego znanego mi
sposobu, żeby przywrócić beztroski uśmiech na jego
przystojnej twarzy. Klęknęłam między nim a balustradą& i
z pewnością złamaliśmy kilka praw.
Jeśli moja nerwowość była widoczna  a musiała być,
bo drżałam jak osika na wietrze  Reece nie dał po sobie
znać, że cokolwiek zauważył. Rozmawiał na lekkie tematy,
trzymając się z daleka od Charliego, Henry ego,
wściekłości i cholernego prześladowcy, którym może, ale
nie musi być Henry.
Wszyscy wiedzieliśmy, że nie jest nim Dean Zook.
Colton przesłuchał go po włamaniu. Dean na widok
policjanta natychmiast zaczął się wić ze zdenerwowania.
W opinii Coltona może i był niemiły i upierdliwy, ale nie
sprawiał wrażenia prześladowcy. Poza tym brat Reece a
wątpił, żeby Dean kiedykolwiek się ze mną ponownie
skontaktował.
No i dobrze. Nie miałam zamiaru o tym myśleć. Ani
trochę. Dzisiejszy wieczór ma być normalny i pełen miłych
wydarzeń.
Kiedy wjechaliśmy na parking i Reece wyłączył silnik,
poczułam ucisk w żołądku.
 Mówiłem ci, że pięknie dziś wyglądasz?  spytał,
wpatrując się we mnie cudownie niebieskimi oczami.
Rozchyliłam usta i przytaknęłam. Mówił. Dzisiejszego
ranka.  Ach, tak? Powiem ci to jeszcze raz. Pięknie
wyglądasz.
Zabrakło mi słów, więc jedynie wpatrywałam się w
niego. Był naprawdę przystojny, ale to otwartość w jego
spojrzeniu i akceptacja mnie i moich dziwactw podbiła
moje serce.
 Zakochałaś się . Podstępny głos szeptał tak w mojej
głowie. Chciałam zaprotestować, ale kolejny głos
zaszczebiotał, że pewnie zakochałam się w nim w wieku
piętnastu lat. To był długi, powolny proces.
 Wzięłaś sałatkę ziemniaczaną?
 Co?  mruknęłam skupiona na sprzecznych myślach.
Wskazał na paczuszkę.
 Sałatka ziemniaczana, którą kupiliśmy w sklepie.
Nalegałaś, żeby przełożyć ją do innego opakowania, żeby
wyglądało, że sami ją zrobiliśmy. Jestem pewien, że i tak
nikt nie uwierzy, że naprawdę ją przygotowałaś.
 Ależ oczywiście, że sama ją zrobiłam!  Schyliłam się
po opakowanie.
 Kłamczucha.
 Zamknij się  syknęłam, chwytając klamkę, ale drzwi
nie drgnęły. Podniosłam wzrok.  Możesz odblokować
drzwi.
Zaśmiał się i nacisnął przycisk. Praktycznie wypadłam z
tego cholerstwa, ale z zaskoczeniem odkryłam, że Reece w
ułamku sekundy stał obok, biorąc ode mnie sałatkę i
chwytając moją dłoń.
Trzymaliśmy się za ręce jak chłopak i dziewczyna.
Naprawdę trzymaliśmy się za ręce, idąc przez parking. Z
jednej strony chciałam opanować podniecenie, ale z
drugiej  skakać jak mała dziewczynka.
Chyba powinnam pójść na terapię.
Drzwi do domku Jaksa były otwarte. Gdy tylko
weszliśmy do środka, niemal wpadliśmy na piękną
rudowłosą kobietę, która schodziła ze schodów.
 Hej!  zawołałam.  Avery!  A po chwili
zmarszczyłam czoło.  Wszystko w porządku?
Avery nie wyglądała dobrze, ale lekko się uśmiechnęła.
 Cześć  odpowiedziała cicho.  Przepraszam, miałam
problemy z żołądkiem. Jeszcze nie doszłam do siebie, ale
nie bój się, to nic zarazliwego.  Spojrzała na moją dłoń,
spoczywającą w dłoni Reece a, i uśmiechnęła się szerzej.
 Cześć, Reece.
Skinął głową.
 Na pewno dobrze się czujesz? Może zawołać Cama?
Avery lekko się zaśmiała.
 Daj spokój. A poza tym wątpię, czy odciągniesz go od
grilla. Założę się, że przegonił Jaksa i sam gotuje. Zawsze
tak robi.
 Pewnie to dobrze. Cam umie gotować, prawda? 
zapytałam, idąc za nią do kuchni, z której wyszliśmy do
ogrodu.
Jej oczy natychmiast zrobiły się rozmarzone i pełne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony