[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na taboret, a kiedy już cię wychłoszczę, powiem ci, czyś mi
210
dogodził czy nie. Pamiętaj: nie wolno ci wypchnąć świecy. No to do roboty. Nie marnujmy
tych pięknych chwil.
Stanęła za nim, silnie smagnęła go pasem i spojrzała zafascynowana na szeroką różową pręgę,
która zapłonęła na prawym pośladku. Uderzyła go ponownie i tym razem zachwyciła ją siła
ciosu, który zdawał się wstrząsnąć nim całym; zadrżały mu nawet włosy i ręce, chociaż nadal
trzymał posłusznie dłonie splecione na karku.
Trzecie uderzenie było silniejsze od dwóch poprzednich i trafiło go pod pośladki, poniżej
sterczącej między nimi świecy. Ten widok zachwycił ją do tego stopnia, że poczęła chłostać
go z jeszcze większym zapamiętaniem, on zaś jęczał głośno, wijąc się i stając na palcach, a
każdy jego ruch powodował dygotanie świecy.
 Czy ktoś już cię kiedyś wychłostał, książę?  zapytała.
 Nie, księżniczko  odparł rwącym się głosem. Wspaniale!
Z wdzięczności poczęła chłostać jego uda i łydki i okolice
kolan i kostek, a jego nogi zdawały się poruszać, choć pozostawały nieruchome. To
zdumiewające, jaki ten człowiek jest opanowany. Czy i ona potrafiła tak panować nad sobą?
Nie mogła sobie przypomnieć. Ale czy to ma teraz znaczenie? Liczy się chwila obecna. A
gdyby już nawet miała sięgać pamięcią wstecz, wolałaby nie myśleć o chłoście, jaką
otrzymywała, lecz o chwilach spędzonych na morzu, kiedy widziała, jak Laurent chłoszcze
Lexiusa i Tristana.
Obeszła księcia i stanęła przed nim. Jego twarz była bardziej napięta, niż się tego
spodziewała.
 Sprawujesz się wspaniale, mój drogi  powiedziała. 
Jestem naprawdę pod wrażeniem.
 Księżniczko, uwielbiam cię  szepnął. Doprawdy, natura
nie poskąpiła mu urody. Dlaczego dostrzegła to dopiero teraz?
Zgarnęła dłonią niemal cały pasek, a jego zwisającą luzno końcówką zaczęła trzepać z całej
siły penis, potęgując lęk księcia.
 Księżniczko!  sapnął.
Odpowiedziała mu jedynie uśmiechem. Pomyślała, że może lepiej wychłostać jego płaski
brzuch. Tak też uczyniła, następnie wycelowała pasem wyżej, obserwując przy tym rozkwitłe
pręgi
211
na skórze, podobne do śladów na wodzie, i wreszcie zaczęła smagać sutki.
 Och, księżniczko, błagam...  wyszeptał, ledwie poru
szając wargami.
 Gdybym miała więcej czasu, pożałowałbyś, żeś mnie bła
gał  powiedziała.  Niestety, nie mam go aż tyle. Klęknij
tu, książę. Na czworaki! Nadszedł czas, byś mi dogodził.
Kiedy posłuchał, rozpięła dolne haftki spódnicy, obnażając się od pasa w dół. Uznała, że nie
musi pokazywać mu więcej. Czując już wilgoć, która spływała jej po udach, strzeliła palcami
na znak, żeby się do niej zbliżył.
 Teraz użyj języka, książę  podpowiedziała mu i natych
miast, gdy rozsunęła uda, przywarł do niej całą twarzą i począł
pieścić ją językiem.
Ile to już minęło czasu, chyba wieczność cała! A ten język był silny i zwinny, i zachłanny.
Książę żarłocznie wsysał się w nią, głową odsuwał dalej aksamitną spódnicę, jego czupryna
łechtała jej podbrzusze. Różyczka westchnęła, słabnąc, cofnęła się nieco, ale książę w porę
wyciągnął ręce i podtrzymał ją.
 Wez mnie  szepnęła. Nie mogła dłużej znieść dotyku
ubrania na ciele. Szarpnęła za materiał, rozdarła go, a kiedy
opadł, książę pociągnął ją na twardą kamienną posadzkę.
 Och, najdroższa, moja najdroższa  dyszał. Rozsunął
szeroko jej nogi i wtargnął w nią, a ona opuściła dłonie na
świecę, ujęła ją oburącz i poczęła penetrować go nią gwałtownie
i rytmicznie. Książę zacisnął zęby i wbijał się w nią z nie mniej
szą furią niż ta, z jaką ona dzgała go świecą.
 Mocniej, książę, mocniej, bo inaczej wychłoszczę każdy
skrawek twego ciała, przysięgam!  szeptała, przygryzając mu
ucho. Potem eksplodowała, zatfacając się w błogiej fali ekstazy;
ledwie zdawała sobie sprawę z tego, że jednocześnie on nama
szcza ją swym sokiem.
Odpoczywali jedynie parę chwil. Wreszcie wyciągnęła z niego świecę i pocałowała go w
policzek. Czy tak samo zachowała się kiedyś wobec Tristana? Och, jakież to ma teraz
znaczenie!
212
Podniosła się i ubrała z powrotem, niecierpliwie zapinając wszystkie haftki. Również książę z
wolna dzwigał się z podłogi.
 Odziej się  powiedziała Różyczka  i odejdz, książę.
Opuść to królestwo. Nie poślubię cię.
 Ależ... księżniczko!  zawołał. Jeszcze klęcząc, rzucił
się ku niej i pochwycił ją za rąbek sukni.
 Nie, książę. Już postanowiłam. Odrzucam twoje konkury.
Zostaw mnie.
 Ależ, księżniczko, będę twoim niewolnikiem, twoim se
kretnym niewolnikiem!  wołał błagalnym tonem.  W zaci
szu naszych komnat...
 Wiem, mój drogi. I niewątpliwie doskonały z ciebie nie
wolnik  odparła.  Ale, widzisz, ja tak naprawdę nie chcę
mieć niewolnika. Sama chcę być niewolnicą.
Przez długą chwilę wpatrywał się w nią, milcząc. Znała udrękę, z jaką zmagał się w tym
momencie. Ale to, o czym myślał, nie obchodziło jej teraz. Ten człowiek nie mógłby nigdy
być jej panem. Wiedziała o tym  a to, czy on zdaje sobie z tego sprawę, nie miało dla niej
większego znaczenia.
 Odziej się!  powtórzyła
Tym razem posłuchał. Gdy stał już ubrany, z opończą narzuconą na ramiona, drżał cały i
mienił się na twarzy.
Obserwowała go przez moment, po czym zaczęła wyjaśniać cichym, urywanym głosem:
 Jeśli chcesz być niewolnikiem i dawać rozkosz, udaj się
na wschód, do kraju królowej Eleanory. Przekrocz granicę, a gdy
ujrzysz wioskę, zrzuć wszystko, co masz na sobie, włóż ubranie
"do swojego skórzanego sakwojażu i zakop go. Zakop tak głęboko, aby nikt nie mógł go
znalezć. Potem idz do tej wioski, a gdy dostrzegą cię jej mieszkańcy, uciekaj. Pomyślą, żeś
jest
-zbiegłym niewolnikiem, szybko cię schwytają, a potem zaprowadzą do Kapitana Straży, aby
wyznaczył ci karę. Wtedy wyznaj mu prawdę i błagaj, by pozwolono ci służyć królowej
Eleanorze. A teraz już idz, mój drogi. I pamiętaj o tym, com ci powiedziała. To dobra rada.
213
Patrzył na nią, prawdopodobnie bardziej zaskoczony jej słowami niż czymkolwiek innym.
 Gdybym mogła, udałabym się tam wraz z tobą, ale wtedy
odesłaliby mnie z powrotem  powiedziała.  To na nic. Idz
już. Do granicy dotrzesz przed zmrokiem.
Nie odpowiedział. Poprawił sobie pas i miecz, potem podszedł do niej.
Pozwoliła, by ją pocałował, następnie uścisnęła mu dłoń.
 Pójdziesz tam?  zapytała. Nie czekając na odpowiedz,
dodała:  Jeśli tak i spotkasz tam pewnego niewolnika... księcia
Laurenta, powiedz mu, że go pamiętam i kocham. Powiedz też
Tristanowi...
To nie ma sensu, taka wiadomość to daremna próba utrzymania więzi z tymi, z którymi ją
rozdzielono.
Ale książę zdawał się traktować jej słowa poważnie. Dopiero po chwili namysłu wyszedł z
komnaty, schodami w dół, w łagodne popołudniowe słońce. Ona zaś została sama.
I co mam począć?, zastanawiała się. Co robić? Zapłakała rozpaczliwie. Pomyślała o
Laurencie, który tak łatwo przeistoczył się z niewolnika w pana. Wiedziała, że nie byłaby do
tego zdolna. Za bardzo zależało jej na przeżywaniu cierpienia, za bardzo odpowiadała jej
własna uległość. Nie mogłaby pójść w ślady Laurenta. Nie mogłaby powielić przykładu
ognistej lady Juliany, która z nagiej niewolnicy przemieniła się w panią, nie mrugnąwszy
nawet okiem. Może jednak brakuje jej odwagi, nie dorównuje pod tym względem ani
Laurentowi, ani Julianie?
Ale czy Laurent tak samo łatwo dostosował się ponownie dp zadań niewolnika? Z pewnością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony