[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bił się w górach.
Słyszał o tym wypadku, znał nawet pewne szczegóły. Nie miał
Stary człowiek nie może               59
tylko pojęcia, że był tam jego następca z jego byłą córką.
Ta wiedza przyszła tak sobie, jakby nie dotyczyła go wcale.
 A ty stąd wyjechałeś.
 Tak.
 Podobno gdzieÅ› do lasu, gdzie sÄ… niedzwiedzie i wilki.
 Tak.
 I przyjechałeś na święto jednostki. Dostałeś awans.
Znów skinął głową. Nie było to ważne, ale skądże wszystko
wiedziała? Pytanie łatwe.
 I masz w tym lesie dom.
 Tak.
 Duży?
 Dla mnie samego za duży.
Teraz milczeli dłużej. Począł przecierać twarz ukrytą w dło-
niach. Tarł oczy, policzki, czoło i wiedział, że zyskuje na czasie.
Zyskiwał czas i nie miał zamiaru go wykorzystać.
Oboje wiedzieli to samo, nic nie musieli mówić. Milczenie sta-
nowiło cezurę, podkreślało jedynie to co było dotąd, i to co nastą-
pi teraz. Ani pragnienie, ani dążenie, to już w nich było po prostu.
Spojrzeli na siebie i znów patrzyli długo, nie opuszczając wzro-
ku. Potem tak samo  oboje  wolno skinęli głowami.
 Nie boisz się?  zapytał.
Czyż mogła go nie rozumieć?
 Boję się  rzekła.  Boję się już tylko pozostać bez ciebie.
 A więc, nie było żadnej przerwy?
 Nie było.
 To jedzmy wreszcie do domu.
Na wysokiej skarpie zatrzymał samochód. Stąd było widać da-
leki dom z ostrokołem, wysoką ścianę huczącego basowo boru,
łąki i moczary. Słońce tonęło w płonącym kotle jeziora.
 Czy to już tutaj?  spytała.
 Tak. Już tutaj. Jesteś u siebie, kochanie.
Bardzo powoli zwracała ku niemu ciepłe i mokre oczy.
 Powiedziałeś mi znowu  kochanie .
Dowiózł ją zapłakaną i roztrzęsioną, nie dającą się uspokoić.
Wniósł na rękach przez bramę, a wielki dog z cichym skowytem
60                Zbysław Zmigielski
skoczył ku nim, oparł łapy o jego pierś i zaczął lizać jej zapłakaną
twarz. Szlochając objęła jedną i drugą głowę, potem zaśmiała się
przez Å‚zy.
A mały kwiknął, nadepnięty na łapkę. Podskakiwał naszczeku-
jąc z oburzeniem, też chciał coś polizać.
 Jesteśmy w domu, kochanie.
Æwiczenie XI
Czas  zero minus dziesięć, upływ  nazbyt szybki, powikłany, tęt-
no  Å‚agodnie przyspieszone.
Nie była pięknością bez skazy. Pod prawą piersią miała spore
znamię, brązową owłosioną narośl, na którą z przyzwyczajenia
stale narzekała, a której on już po prostu nie zauważał. Nazywała
ją  mychą i często powtarzała, że należałoby ją usunąć. Brał to
za takie sobie ćwierkanie.
 Nie musisz kochać się ze mną  powiedziała na początku. 
Ja tego już tak nie potrzebuję, mogę nawet zupełnie się bez tego
obyć, jeżeli tak zechcesz. Najważniejsze dla mnie, że jesteśmy
razem. Tylko czasami, bardzo ciÄ™ proszÄ™, przytul mnie do siebie i
pocałuj, chociażby tak jak nad jeziorem.
Rozumiał, że musiała tak powiedzieć, choć było to dla niej bar-
dzo kosztowne i trudne. A on nie mógł dopuścić, aby dręczyła się
niełatwą też myślą, że może niepotrzebnie od niego kiedyś ode-
szła i że nie miała powodów. Myślą o tym, że będzie do niej za-
wsze miał żal nie wypowiedziany. I że będzie tak postępowała,
jakby ten żal istniał naprawdę.
Jakież to może mieć teraz znaczenie, czy miała, czy nie miała
powodów do odejścia? Przeszłość jest przeszłością, naprawdę nie
miał zamiaru powracać do niej nawet myślami.
Spojrzała niespokojnie, ściągając brwi i zagryzła usta. Tak, jed-
nak musiał ją przez tę przeszłość przeprowadzić powoli, by rze-
czywiście wróciła do niego.
 Usiądz tutaj, kochanie, chcę z tobą porozmawiać. Ten jeden
Stary człowiek nie może               61
jedyny raz musimy zawrócić z powrotem. A pózniej będziemy już
tylko tu i teraz, będziemy we dwoje, ty i ja. I nic już nam nigdy nie
przeszkodzi w szczęściu.
Nie od razu poczęła wierzyć.
Od razu za to weszła w rolę gospodyni. Sprzątała, gotowała,
ustawiała i planowała  tak zaczęła tworzyć swoje poczucie szczę-
ścia i spokoju. I chociaż w jej krzątaniu i zapobiegliwości dostrze-
gał drobniutki rys pokory i służebności, cieszył się bardzo.
Niewiarygodne było, jak pokochały ją psy. Już trzeciego dnia
zobaczył ją wychodzącą zza domu z ogromnym połciem mięsa w
rękach. Dog szedł za nią ziewając i oblizując się, tylko szczeniak
czynił okropny rwetes. Ten widok ściął mu krew w żyłach.
 Kto widział tak karmić psy?  spytała z naiwnym oburzeniem
człowieka, który zna psy tylko z obrazka.  Trzeba to opłukać z
krwi, z tego piasku i podać im na jakiejś czystej misce. Chyba się
znajdzie coÅ› takiego?
Zbliżył się do niej krokiem ostrożnego sapera, kątem oka zer-
kając na doga. Odebrał jej mięso i błyskawicznie odrzucił w bok.
Dog natychmiast wykonał szalony sus, porwał połeć i charkocząc
z podniecenia znikł za węgłem domu. Lamentujący szczeniak po-
gnał za nim, wiewając uszkami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony