[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umieścić rewolwer w miejscu, które wskazywałoby na to,
że umieściła go tam Gillian, a pan by go znalazł.
- I nie widzi pan żadnego słabego punktu w tej teorii?
- Nie, żadnego - odparł Cleve.
- Hm, jest jeszcze jedna interesująca możliwość. - In
spektor zamilkł i mlasnął językiem, gdy spojrzał na Gil
lian. Zastanawiała się, czy robi to rozmyślnie, by odebrać
jej odwagÄ™.
- Jaka? - spytał Cleve.
- Może pan i pani Randolph przynieśliście tu broń sa
mi. Może wkradliście się tutaj i włożyliście ją do schowka
Lassitera, aby rzucić na niego podejrzenie.
Cleve zaśmiał się cynicznie.
- Chyba sam pan w to nie wierzy?
- Dlaczego nie?
- Bo gdyby, mimo mojego oświadczenia, tej broni tu
nie było, okazałbym się kłamcą. A gdybym był kłamcą, to
od początku bym utrzymywał, że byłem z Gillian na
szczycie cieplarni i że ona nie zabiła Reardona. I te
wszystkie wysiłki byłyby zbędne.
- Albo przebiegłe. - Popatrzył na Gillian, potem kiw
nął stanowczo głową. - Wydaje mi się, że mam dostatecz
ne dowody, by dokonać aresztowania.
Gillian zamarła.
- Jeśli mnie pan oskarża, poruczniku, przypuszczam,
że ma pan nakaz sądowy.
- Nie panią. W każdym razie nie dzisiaj - odparł ła-
153
godnie, a potem machnął ręką w stronę Cleve'a. - Chodzi
o pani przyjaciela. McBride, nie będę więcej cię ostrzegał,
byś nie wtrącał się w moje śledztwo. Nie słuchałeś mnie, to
może noc pod kluczem nauczy cię rozumu.
- Z jakiego paragrafu? - spytał Cleve.
- Nie potrzebuję żadnego paragrafu, zawsze mogę cię
zamknąć na jedną noc. Nie, pani Randolph - ostrzegł, gdy
Gillian zaczęła protestować - żadnych sprzeciwów, chyba
że chce pani dołączyć do niego. Nie sądzę, żeby jakiś
sędzia miał z tym kłopoty, skoro oboje bezprawnie wkro
czyliście na cudzy teren.
- On ma rację, Gillian. To nic nie da, jeśli ty również
trafisz do aresztu. Ktoś musi dać Mike'owi jeść. Hej, nie
martw się. To nie pierwsza noc, jaką spędziłem za kratka
mi. - Rzucił jej kluczyki. - Okay, Costello. Nie będę sta
wiał oporu, tylko musisz mi obiecać, że pani Randolph
dostanie eskortÄ™ do domu.
- Dobrze, zajmie się tym Morelli - powiedział porucz
nik i poprowadził Cleve'a w kierunku drzwi.
Gillian czuła się przybita jego aresztowaniem, mimo że
Cleve zachowywał irytującą pogodę ducha.
Osiemnasty Posterunek Policji mieścił się na West Chi
cago Avenue. Gillian była szczęśliwa, że znalazła miejsce
do zaparkowania po przeciwnej stronie tego niezbyt oka
załego budynku z granitu.
Mimo wczesnej pory powietrze było już parne. Zapo
wiadał się kolejny duszny dzień. Na posterunku nie było
lepiej.
Kiedy Gillian pojawiła się przy biurku, dyżurna poli-
154
cjantka powiedziała, że porucznik Costello chce z nią za
mienić słówko, zanim zwolni Cleve'a. Gillian zastanawia
ła się, czy porucznik wreszcie zdecydował sieją oskarżyć.
Rozmowa odbyła się maleńkim biurze. Gillian, mimo
nalegań porucznika, nie chciała usiąść. Costello usadowił
się na brzegu pokiereszowanego biurka i patrzył na nią
ironicznie.
- Chciałbym panią poinformować o kilku rzeczach.
- Tak? - spytała, pełna obaw.
Zauważył jej strach.
- Może się pani odprężyć... na razie. - Głos miał
oschły. - Nie otrzymałem jeszcze ekspertyzy dotyczącej
broni. Laboratorium wolno pracuje w czasie wakacji.
Zrozumiała aluzję. Otrzymała odroczenie, gdy jednak
okaże się, że kula, która zabiła Reardona, pochodzi z tej
broni, Gillian natychmiast zostanie aresztowana. Popełnili
z Cleve'em błąd, odnajdując rewolwer. Costello uważał,
że to oni, a nie Lassiter, ukryli broń w teatrze.
Dlaczego jednak porucznik powiedział jej, że laborato
rium zwleka z ekspertyzą? Na co liczył, dzieląc się tą
informacją z główną podejrzaną?
- Czy ma mi pani coÅ› do powiedzenia, pani Randolph?
Gillian nie odpowiedziała. Stara sztuczka, pomyślała.
Costello zauważył, jak bardzo jest zdenerwowana, a w ta
kim stanie ludzie mówią różne rzeczy. Nieudolnie kłamią
lub za bardzo się zwierzają. Wspaniały materiał dla prowa
dzącego śledztwo. Tylko że Gillian dobrze o tym wiedzia
ła i postanowiła milczeć. Bez Dana Weinsteina groziło jej
duże ryzyko.
Niepokoiło ją jeszcze coś. Costello narażał się na kom-
155
promitacjÄ™, spotykajÄ…c siÄ™ z niÄ… w cztery oczy, a jednak
zdecydował się na to. Oznaczać to mogło tylko jedno: był
całkowicie przekonany o jej winie.
- Nie mam nic do powiedzenia, poruczniku. Czy jesz
cze coÅ›, zanim odbiorÄ™ pana McBride'a?
- Sprawdziliśmy Victora Lassitera. Powiedział, że nie
ma żadnych praw do teatru na Przystani Marynarki Wojen
nej, od kiedy poszedł do więzienia dziesięć lat temu, oraz
że nie ma klucza do głównego wejścia.
- A pan mu uwierzył?
Wzruszył ramionami.
- Nie miałem powodu nie wierzyć.
- Oczywiście. Czy mogę już zabrać mojego detektywa?
- Oczywiście, ale niech się trzyma z dala od sprawy.
- Zobaczę, co się da zrobić. A wie pan, poruczniku, to
naprawdę zabawne, ale McBride posługuje się własnym
rozumem.
Inspektor zesztywniał, lecz nie skomentował jej słów.
Po chwili Gillian witała się Cleve'em.
- Czujesz się dobrze? - zapytała szybko.
- W porzÄ…dku. A ty?
- Zwietnie - zapewniła Gillian z uśmiechem, zataja
jąc, że spędziła bezsenną noc, zamartwiając się o niego.
Mimo pozornej beztroski, wyglądał fatalnie. Oczy miał
mętne, ubranie wymięte, był nie ogolony.
- Tak, wiem, jak wyglÄ…dam. Niestety, pewien facet,
z który siedziałem w celi, przez pół nocy opisywał z deta
lami swoje wyczyny z kobietami-klientkami. Jak siÄ™ do
wiedziałem, to całkiem dochodowy interes, trzeba tylko,
jak mówił ten koleś, mieć talent i nie lenić się w robocie.
156
Schował do kieszeni rzeczy, które zwróciła mu poli
cjantka, a potem ujął Gillian za rękę.
- Chodzmy stÄ…d.
Gdy ruszyli w kierunku domu, zapytał:
- Czy coś się wyjaśniło, kiedy ja zabawiałem się na
koszt miasta Chicago?
- Miałam interesującą sesję z porucznikiem Costello.
- Opowiedziała mu, co inspektor jej przekazał, i dodała
z niepokojem: - Wiesz, co siÄ™ stanie, kiedy dostanÄ… wyniki
z laboratorium. Będzie miał formalny dowód.
- Ale do tego czasu nic nie może zrobić, więc mamy
trochę czasu. Znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji.
O ile Victor nie wymyśli czegoś jeszcze, pomyślała
Gillian. To przecież bardzo prawdopodobne. W każdym
razie była przekonana, że zostanie oskarżona. Za dzień?
Może za dwa?
Wyczuwając jej strach, Cleve uspokajająco ścisnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Norma Jean Smith Koncert na cztery serca
- Mdłości Jean Paul Sartre
- Jean Verdon Przyjemności średniowiecza
- Jordan_Penny_Stara_milosc_nie_rdzewieje
- Moreland_Peggy_Milosc_i_medycyna
- Charmed 29 Tod Im Spiegel Jeff Mariotte
- James Axler Deathlands 038 Mars Arena
- 07. McMahon Barbara Spotkanie na pustyni
- 0178. Roszel Rene SśÂ‚odki ksić…śźć™
- Burgess Anthony Mechaniczna pomarancza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sposobyna.keep.pl