[ Pobierz całość w formacie PDF ]

je na Pustynię Zachodnią. A Ted niech ci pomoże.
Ted skinął głową bez entuzjazmu. Spodziewał się, że zostanie przydzielony
do którejś z ekip terenowych  jeśli już nie do oceanicznej, to przynajmniej do
grupy mającej badać dalsze tereny pustyni.
 Na pustynię wyrusza grupa w składzie: Igen Utero, Tuo Tai i Pollo Trevi.
Dowodzi Igen. Zabierzecie dwa pełzaki. Trasa: na południowy wschód i południe
od bazy, do granic strefy nadmorskiej. Pozostali w bazie mają za zadanie opraco-
wanie napływających danych oraz dalsze próby nawiązania łączności z Florą.
Gdy dowódca skończył i wyszedł, Edi zbliżył się do Teda i poufale skubnął
go w łokieć.
 Chodz, chłopcze  powiedział.  Nie martw się. Mnie też nie chcą ze
sobą zabrać. Trzeba to jakoś przeżyć.
Ted pomyślał, że to bardzo uprzejmie ze strony Ediego, iż chce mu dodać
otuchy, ale równocześnie zdawał sobie sprawę z istotnej różnicy w ich sytuacjach:
gdyby nie chora ręka, Edi na pewno zasiadłby za sterami batyskafu. . . A on? Cóż,
widocznie uważają go za smarkacza.
Poszli przebrać się w robocze skafandry. Po drodze Edi, jakby czytając w my-
ślach chłopca, mówił:
 Buntujesz się, no nie? To od razu widać, niełatwo ukryć taki rozsadzają-
cy człowieka zapał do czynu. . . Ale nie mamy czasu na popełnianie błędów, do
wszystkiego potrzebni są specjaliści.
Wyszli przed bazę. W pobliżu hali montażowej stało sześć gotowych do drogi
automatów. Samopasy połyskiwały pancerzami jak szereg wielkich żółwi. Wiał
silny wiatr, nawiewało piasku w każdą szczelinę, w każde załamanie odzieży.
 Znowu dmie  powiedział Edi z niezadowoleniem.  A my musimy jesz-
cze zajrzeć im do środka. Nie możemy otworzyć pokryw tutaj, bo wszystko się
zapiaszczy. Sprawdzimy na razie zdalne sterowanie, a potem wprowadzimy ma-
szyny do hali.
Włączyli trzymane w dłoniach małe nadajniki sterujące.
 Wez dwójkę  powiedział Edi  a ja wezmę jedynkę. Niech się trochę
przelecą po piasku.
Skierował witkę anteny w stronę pierwszego samopasa. Pojazd gwałtownym
skokiem ruszył przed siebie, a potem posłuszny ruchom palców Ediego, który
regulował nadajnik, skręcił w stronę otwartej pustyni i pomknął po powierzchni
piasków ze zdumiewającą chyżością. Gdy się oddalił o trzysta metrów, zawrócił
nagle i jak dziecinna zabawka ze zdalnym sterowaniem zaczął zbliżać się ku bazie.
 Wypuść dwójkę  powiedział Edi.  Prosto na tamten!
21
Ted spojrzał z wahaniem, nie rozumiejąc polecenia.
 Nie bój się, puść swój automat w kierunku mojego  zachęcił go Edi
z uśmiechem.  Dodałem im jeden warunek ograniczający. . .
Drugi samopas wystartował w kierunku pierwszego. Pędziły teraz naprzeciw
siebie i wydawało się, że za chwilę roztrzaskają się nawzajem. Gdy jednak od-
ległość zmalała do kilkudziesięciu metrów, oba pojazdy prawie równocześnie za-
stopowały, a potem ostrożnie i powoli, jakby skradając się, zatoczyły wokół siebie
szerokie półkola, wyminęły się i odnalazłszy pierwotny kierunek, popędziły dalej,
każdy w swoją stronę. Edi zaśmiał się cicho i z zadowoleniem.
 Widziałeś, jakiej ostrożności je nauczyłem? To na wypadek spotkania ja-
kichś ruchomych obiektów. Po co mają straszyć zwierzynę? Niech lepiej omijają
z dala wszystko, co się porusza. No, te dwa sprawne, zaprowadz je do hali i odkręć
tylne pokrywy.
Ted stał jeszcze przez chwilę, podziwiając sprawność musztrowanych przez
Ediego maszyn. Nagle spojrzał w kierunku zachodniego krańca horyzontu i za-
niepokoił się.
 Popatrz  trącił inżyniera  co to? Tam!
Od zachodu nadciągał czarny tuman, jakby zwały piasku powstały nagle
i uniosły się w górę zwartą masą. Czarna, stożkowato rozszerzająca się ku gó-
rze chmura zbliżała się z ogromną szybkością. Pociemniało nagle.
 Wygląda to na burzę  powiedział Edi na wpół do siebie. Włączył mikro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony