[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjacielski gest... - zakończyła.
- Być może inaczej go zrozumiałem - rzekł zduszonym głosem. Popatrzył
na nią zagadkowo. - Może przyłożyłbym Andrew w szczękę, kto wie?
Przyglądała mu się z rosnącym zdumieniem; właściwie nie miała pojęcia,
o czym mówił, ale serce biło jej tak gwałtownie, jakby miało wyskoczyć z
piersi.
- 90 -
S
R
- Masz bardzo piękne palce - powiedział, zerkając w dół na jej bose stopy,
a potem na dłuższą chwilę utonął w jej szeroko otwartych, fiołkowych oczach. -
Zwiewne suknie, błyszczące oczy i ogniste włosy... Dziś wieczór ubrałaś się
stosownie do roli, lady Sophrino. Brakuje nam tylko scenerii Trembath i szumu
morza.
Siedziała jak zaklęta; nie mogła się nawet poruszyć, a gdy objął ją wpół,
poddała się tak miękko i chętnie, że aż westchnął przeciągle, a w jego
bursztynowych oczach pojawiło się coś złowrogiego i tak niepokojącego, że
przejął ją nagły strach.
- Jestem niebezpieczny, Sophie - wymamrotał. - Dokładnie tak
niebezpieczny, jak myślisz. Nie bądz taka uległa.
Nie zdążyła nawet pomyśleć, gdy pochylił swą ciemną głowę i przycisnął
namiętnie usta do jej warg. Nawet nie usiłowała walczyć. Westchnęła tylko i
rozchyliła wargi, żeby oddać mu pocałunek. Zrobiłaby wszystko, cokolwiek
Matthew by rozkazał... Uległość wydawała się jedyną możliwą i naturalną
reakcją. Gdy ujął jej głowę i omotując jej włosy wokół swoich dłoni, odchylił jej
twarz do tyłu, zarzuciła mu ramiona na szyję i przywarła doń całym ciałem.
Przez chwilę myślała z drżeniem serca, że znów ją pocałuje. On jednak odwrócił
twarz. Dłonie jego ciągle jeszcze spoczywały na jej ramionach; czuła, że drżą i
wielbiła to drżenie. Ale oczy Matthew stały się nagle odległe i pochmurne.
- Jestem od ciebie dziesięć lat starszy, Sophie - powiedział, oddychając
nierówno. - Przypuszczam, że nie wiesz nawet, ile mnie kosztuje powstrzymanie
się od wzięcia cię w ramiona za każdym razem, gdy cię widzę. A miałem się
tobą opiekować... - Odsunął się od niej stanowczo i równie zdecydowanym ru-
chem uwolnił się od jej ramion. - Mój Boże, gdy zaprosiłem cię do Kornwalii,
sądziłem, że zapraszam dziecko. Chyba postradałem zmysły!
- Nigdy cię nie prosiłam o to zaproszenie - powiedziała głucho. - I nigdy
nie prosiłam, żebyś mnie całował...
Obrzucił ją drwiącym spojrzeniem.
- 91 -
S
R
- To zależy, co rozumiesz pod pojęciem  prosiłam" - rzekł surowo. -
Wystarczy sama twoja obecność. Wystarczy jedno spojrzenie na ciebie, by
każdy mężczyzna chciał cię wziąć w ramiona. Och, z pewnością nie mnie
pierwszemu się to przytrafiło. Pewnie równie namiętnie reagujesz na pocałunki
Andrew...
Kiedy to mówił, wstała i ruszyła energicznym krokiem w stronę wyjścia,
jednak na jego ostatnie słowa odwróciła się i powiedziała z goryczą w głosie:
- Owszem, Andrew mnie całował, ale na jego pocałunki zwykle reaguję
chichotem. Nie mogę się od tego powstrzymać...
- Sophie! - Podniósł się z kanapy; wyraz drwiny zniknął mu z twarzy.
Nie życzyła sobie przeprosin. Nie chciała niczego słuchać. Niczego!
- Dobranoc - powiedziała, zamykając za sobą drzwi.
Usłyszała jeszcze, jak Matthew opada z jękiem na kanapę, co dało jej
odrobinę satysfakcji. Dobrze, że przynajmniej czuje się winny...
Pobiegła jak oszalała do łóżka i zakryła twarz kołdrą. Nie rozumiała
własnych uczuć, bo nigdy przedtem niczego podobnego nie doświadczyła. Serce
jej rozdzierała rozpacz i tęsknota, podniecenie i lęk. Czuła instynktownie, że
nigdy nie zapomni Matthew Trevelyana i powinna jak najszybciej uwolnić się
od jego osoby...
Powinna wrócić do pierwotnego planu i poszukać pomocy u swoich
przyjaciół... Być może wśród weselnych gości znajdzie się ktoś, kto udostępni
jej jakiś kąt na kilka miesięcy... Wróciła myślami do testamentu rodziców i
doszła do wniosku, że powinna jak najszybciej udać się do swojego prawnika i
sprawdzić, czy istnieje jakiś sposób wcześniejszego skorzystania z zapisanych
pieniędzy.
Wiedziała teraz, że jeśli zostanie z Matthew choćby o dzień dłużej, będzie
zupełnie stracona. Już dziś znaczył dla niej tak wiele, a przecież do września
pozostało jeszcze mnóstwo czasu...
- 92 -
S
R
Sophie obudziło ciche pukanie do drzwi. Gdy usiadła w pościeli, drzwi się
otworzyły i wszedł Matthew z filiżanką porannej herbaty.
- Która godzina? - spytała spłoszona i zdziwiona jego obecnością w
swojej sypialni.
- Już ósma. O dziesiątej mam spotkanie, ale przedtem mogę cię gdzieś
podrzucić.
Unikając jego wzroku, podciągnęła wyżej kołdrę.
- Jestem umówiona z Esther dopiero w porze lunchu - odrzekła. - Ale
wcześniej mam kilka spraw do załatwienia. Mogę wziąć taksówkę.
- Jak sobie życzysz - rzekł zimno. - A jeśli chcesz zobaczyć się z twoim
chłopakiem przed południem, możesz zaprosić go tutaj. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony