[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Strona 81
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
 Tajemny tunel wiedzie z podziemi tej świątyni do
miejsca położonego za murami miasta. Wyruszysz do Poitain
pielgrzymią łodzią. Nikt nie ośmieli się czynić ci
wstrętów.
 Jak sobie życzysz.  Mając wyraznie wytknięty cel
Conan pałał niecierpliwością i energią.  Byle to było
szybko.
Tymczasem wydarzenia w mieście piętrzyły się w tempie
niemałym. Goniec wpadł bez tchu do pałacu, gdzie Valerius
zabawiał się z tancerkami, i rzuciwszy się na kolana
wydyszał chaotyczną opowieść o krwawej ucieczce z
więzienia i zniknięciu pięknej branki. Przyniósł również
wiadomość, że grabia Thespius, któremu powierzono nadzór
nad egzekucją Albiony, jest umierający i błaga przed
śmiercią o słowo z Valeriusem.
Pospiesznie okrywszy się płaszczem Valerius podążył za
posłańcem przez labirynt komnat i podwórców, by dotrzeć
do izby, w której leżał Thespius. Nie było dwóch zdań, że
grabią kona: każdy konwulsyjny oddech okrywał jego usta
bąbelkami krwawej piany. Obandażowano kikut odrąbanego
ramienia, aby powstrzymać upływ krwi, ale i tak rana w
boku była śmiertelna.
Zostawszy w komnacie sam na sam z umierającym,
Valerius cicho zaklął.
 Na Mitrę! Sądziłem, że tylko jeden żył człek zdolny
zadać taki cios!
 Valeriusie!  wydusił konający.  On żyje! Conan
żyje!
 Co mówisz!?  zakrzyknął Valerius.
 Klnę się na Mitrę!  wykrztusił Thespius, dławiąc
się napływającą do ust krwią.  To on uprowadził Albionę!
Nie jest martwy& nie jest zjawą, co przybyła z piekieł,
aby nas przerażać. Jest z krwi i kości, straszliwszy niż
dawniej. Aleja pod wieżą pełna porzniętych. Strzeż się,
Valeriusie& on wrócił& by nas wszystkich ubić&
Mocny dreszcz wstrząsnął okrwawionym ciałem i grabią
Thespius skonał.
Valerius spojrzał chmurnie na zwłoki, omiótł wzrokiem
komnatę i podbiegłszy szybko do drzwi rozwarł je
niespodziewanie. Posłaniec wespół z grupką nemedyjskich
strażników stał kilka kroków w głębi korytarza. Valerius
mruknął pod nosem coś, co mogło świadczyć o zadowolwniu.
 Czy wszystkie bramy zawarte?  zapytał surowo.
 Tak jest, Wasza Wysokość.
 Potroić przy każdej warty. Niechaj nikt bez
drobiazgowych indagacji nie wkroczy do miasta ani go nie
opuści. Patrole niechaj przeczesują ulice i domy. Wielce
Strona 82
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
wartościowy więzień umknął z pomocą Aquilońskiego
rebelianta. Czy któryś z was go rozpoznał?
 Nie, Wasza Wysokość. Stary dozorca widział go przez
chwilę, ale rzec potrafi o nim jedynie to, że był
olbrzymem odzianym w czarne suknie kata, którego nagie
ciało znalezliśmy w pustej celi.
 To niebezpieczny człek  rzekł Valerius.  Nie
ryzykujcie z nim. Wszyscy znacie księżniczkę Albionę.
Szukajcie jej, a znalazłszy zabijcie bezzwłocznie wespół
z tym, co jej będzie towarzyszył. Nie próbujcie brać ich
żywymi.
Powróciwszy do swej komnaty Valerius wezwał przed swe
oblicze czterech mężów o osobliwym i cudzoziemskim
wyglądzie. Byli wysocy, chudzi, mieli żółtawą skórę i
ocienione kapturami nieruchome twarze. Okrywały ich
jednakie czarne szaty, spod których wyzierały tylko obute
w sandały stopy. Stali przed Valeriusem z założonymi
ramionami i ukrytymi w szerokich rękawach dłońmi.
Valerius popatrzył na nich z uczuciem bliskim
obrzydzenia. W dalekich swoich podróżach napotkał wiele
niezwykłych ludów.
 Gdy was znalazłem w khitajskiej dżungli konających z
głodu  powiedział ostro  wygnańców z ojczyzny,
Przysięgliście mi służyć. I dobrze na swój odrażający
sposób służyliście. Jednej więcej żądam od was usługi, a
potem wolni będziecie z danej mi przysięgi. Conan
Cymmeryjczyk, król Aquilonii, nadal żyje mimo
Xaltotunowych czarów  a może właśnie dzięki nim. Nie
wiem. Mroczna dusza tego wskrzeszonego szatana zbyt jest
pokrętna i subtelna, by mógł ją zgłębić zwykły
śmiertelnik. Ale póki żyje Conan, ja nie jestem
bezpieczny. Lud zaakceptował mnie jako mniejsze zło,
kiedy sądził, że tamten zginął. Niechaj się tylko na
powrót pokaże, a powstanie rozkołysze pode mną tron, nim
zdołam ruszyć palcem.
Być może sprzymierzeńcy moi zamierzali osadzić go m
moim miejscu, uznawszy, że swoje już zrobiłem. Nie wiem
Ale wiem, że nasz świat zbyt jest mały dla dwóch królów
Aquilonii. Szukajcie Cymmeryjczyka. Użyjcie swoich
nieziemskich talentów, aby go wytropić gdziekolwiek się
skryję i dokądkolwiek umknie. Ma w Tarantii wielu
przyjaciół Dano mu pomoc, gdy uprowadzał Albionę. Nie
mógł jeden człek, nawet taki jak Conan, urządzić w alei
pod wieżą tych straszliwych jatek. Dość rzekłem. Wezcie
swe kostury i podejmijcie trop. Dokąd was zawiedzie  nie
wiem. A odnalazłszy Conana, zabijcie go!
Bez jednego słowa czterej Khitajczycy pokłonili się
zgodnie i bezszelestnie opuścili komnatę.
Strona 83
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
11. MIECZE POAUDNIA
Zza odległych gór wstała jutrzenka i oświetliła żagle
niewielkiej łodzi płynącej z nurtem rzeki, która mijając
mury Tarantii w odległości mili, wije się ku południowi
jak olbrzymi wąż. Aódz ta była odmienna od jednostek,
jakie widuje się zwykle na szerokiej Khorotas  czółen
rybackich i szkut kupieckich wypełnionych bogactwem
towarów Długa i smukła, o wysokim wygiętym dziobie, miała
kadłub czarny jak heban i rząd białych czaszek
wymalowanych wzdłuż okrężnicy. Na śródpokładzie wznosiła
się niewielka nadbudówka o dokładnie zasłoniętych oknach.
Inne łodzie omijały złowieszczo pomalowaną barkę szerokim
łukiem była bowiem najoczywiściej jedną z owych
 pielgrzymich łodzi , co martwego wyznawcę Asury niosą w
ostatnią tajemniczą pielgrzymkę ku południowi, gdzie,
daleko za górami Poitain, rzeka wlewa na koniec swe wody
do błękinego oceanu. W kabinie bez wątpienia spoczywają
zwłoki. Wszyscy Aquilończycy znali widok owej posępnej
łodzi i nawet najbardziej fanatyczni mitraiści nie
ośmieliliby się jej dotknąć ani też jakkolwiek zakłócić
żałobnej podróży.
Nie wiedziano, gdzie leży cel jej wędrówki. Jedni
utrzymywali, że w Stygii, drudzy  że na bezimiennej
wyspie skrytej za horyzontem, inni wreszcie twierdzili,
że miejscem ostatecznego spoczynku zmarłych jest
przepyszna i tajemnicza Vendhya. Ale nikt z pewnością nie
wiedział. Wiadomo tylko było, że kiedy umarł wyznawca
Asury, jego zwłoki spływały na południe po wielkiej rzece
łodzią, której sternikiem i wioślarzem był ogromny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony