[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ostatnim jego słowom towarzyszyło głębokie westchnienie.
- Nie wyjdę bez ciebie - oświadczyła. - A jeśli się zgodzisz, to wyznam ci coś o sobie, zdradzę pewną
tajemnicę.
- Jaką? Wlepili ci mandat za nieprawidłową jazdę?
Westchnęła i usiadła obok niego na wysokim stołku.
- Uratowałeś kiedyś z opresji pewną dziewczynę. Pamiętasz?
- Słucham? - Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
Audrey opuściła wzrok. Tamta scena stanęła jej przed oczami, jakby to było wczoraj.
- Po raz pierwszy zdobyłeś wtedy mistrzostwo. Przyjechałeś tam na swojej klaczy. Jakieś pijane
chłopaczyska napadły na pewną grubą dziewczynkę, którą uchroniłeś przed Bóg wie czym.
- To byłaś ty - szepnął.
- Tak - odparła patrząc mu prosto w oczy.
- Cholera! - Wstał ze stołka i ruszył ku drzwiom, a na jego twarzy odmalowało się cierpienie.
Jej zaś łzy trysnęły z oczu, gdy co tchu za nim podążyła. Czy znowu powiedziała coś niestosownego?
Było jeszcze widno, a zachodzące słońce rzucało długie cienie.
Mark szybkimi krokiem szedł ulicą. Dogoniła go. Chwyciła za ramię.
- Dokąd idziesz? - zapytała.
- Wracaj na ranczo, Audrey. Nie trać na mnie czasu. Nie jestem tego wart.
Co powiedziawszy, ruszył w stronę pola. Uparty jak wszyscy mężczyzni w jej rodzinie, stwierdziła w
duchu. Chwycił ją za ramiona, potrząsnął nią.
- Nie potrzebuję twojej litości - warknął.
- Litości? - powtórzyła. - Opowiedziałam ci o tamtej historii, a ty odszedłeś? Chciałam, żebyś wiedział,
jak bardzo cię podziwiam.
Z trudem dotrzymywała mu kroku.
- Nie uciekaj, proszę cię.
Raptem odwrócił się, wyrwał z jej rąk kapelusz, który zabrała z baru, zamachnął się nim i rzucił go na
łąkę. Po czym rzekł:
- To nie ja uratowałem cię wtedy.
- Co ty opowiadasz? - zapytała zdumiona.
- Uratował cię Samotny Kowboj, którego już nie ma. Koniec, kropka.
Audrey spojrzała na rozgwieżdżone niebo i uznała, że musi zaryzykować. Wyprzedziła go, wsparła
dłonie o jego pierś i rzekła:
- Mark, ja kocham ciebie, nie Samotnego Kowboja.
Odepchnął jej dłonie.
- Nie znasz mnie. %7ładen ze mnie bohater.
Stanęła na palcach i pocałowała go w nieogolony policzek, jakby chciała ująć mu cierpienia, jakie
dostrzegła w jego oczach.
- Wytłumacz mi, dlaczego twoim zdaniem nie mogę cię kochać.
Wyczuła krople potu na jego skroniach.
- Ale jesteś uparta! - rzekł odwracając się od niej. Nic nie rozumiesz, nic nie wiesz!
- To pomóż mi zrozumieć.
Mark, wyraznie poruszony, nabrał w płuca spory haust powietrza. A Audrey czekała w milczeniu.
- Nigdy nie widziałem ojca pijanego - zaczął. - Był zimny, opanowany. Ale matka wiedziała, że on pije. I
odgrywała się na nas. W wieku dziesięciu lat miałem już dość tego wszystkiego. Wiedziałem o kochankach
matki, bo zabierała mnie często ze sobą, by w razie czego mieć alibi. Wtedy zdradziłem ojcu jej tajemnicę,
że Keith nie jest jego synem.
Przerwał, wytarł twarz rękawem koszuli, widać było, jak bardzo jest spięty.
- Tak ją wtedy pobił - mówił dalej Mark - że wylądowała w szpitalu na parę tygodni. A on trafił za to
do więzienia. I od tamtej pory zniknął z mego życia, nie widziałem go więcej,
- Mark - jęknęła Audrey kładąc mu rękę na ramieniu. -Przecież byłeś dzieckiem, nie mogłeś przewidzieć,
co się stanie.
Objęła go, ale on nawet nie drgnął.
- No i masz swego bohatera - rzekł. - Wciąż twierdzisz, że mnie kochasz?
Azy spływały jej po policzkach, ale powiedziała spokojnie, patrząc mu prosto w oczy.
- Tak, Mark, kocham cię.
Potrząsnął głową z niedowierzaniem, a ona mówiła dalej:
- Kocham człowieka, który nie podniósł ręki na kobietę, choć ta wylała mu piwo do zlewu, gdy miał
potwornego kaca. Kocham człowieka, który, by pomóc siostrze swojej gospodyni, użyczył swego
samolotu.
Przytulił ją w końcu i pocałował w czubek głowy.
- Kocham człowieka - ciągnęła - który kupił kucyka małemu chłopcu i nauczył go jezdzić.
Mark ukląkł, pociągnął za sobą Audrey i całował ją, a wokół pachniała świeża zieleń trawy.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Kocha go. Powiedziała, że go kocha. Jego, Marka Malone. Upajał się tą myślą. Wie o nim wszystko,
wyznał jej to, co najgorsze, a mimo to powiedziała, że go kocha. Płakała. Pierwsza kobieta, która zapłakała
nad jego losem.
Wyjechał na północne pastwisko, ale wiedział, że dziś nie będzie pracować. Devon wyjeżdża i oni oboje z
Audrey odstawią chłopca do domu samolotem. A drogę powrotną spędzą we dwójkę. Tylko oni.
Musi się zatem pospieszyć. Zawrócił konia i pogalopował do domu.
Wszedł do kuchni - nie było jej. Stała w jadalni w otwartych drzwiach od frontu, obok niej walizki. Za
dużo jak na Devona.
Chłopca z nią nie było, żegnał się z kucykiem.
Mark obserwował ją i cała jego odporność, mur ochronny, jakim otoczył swoje serce, legł w gruzach. Ona
nie może go teraz opuścić!
Musi ją zatrzymać. Tęsknił do niej, gdy nie widział jej zaledwie parę godzin. Tęsknił do jej głosu, gdy
mówiła mu, że go kocha. I pragnął to samo jej powiedzieć.
Czyżby? Czy on ją kocha? Naprawdę?
Tak, podpowiadał mu jakiś głos. I on wiedział, że to była prawda.
Obserwował, jak odprowadziła chłopca do drzwi i cofnęła się nagle.
- Panie Burke, co pan tu robi?
Pan Burke? Kim, do diabła, jest ten pan Burke? Wysoki mężczyzna w eleganckim garniturze wszedł do
środka, rozejrzał się.
- A więc tak wygląda dom Samotnego Kowboja. Wyobrażam sobie, jaki świetny kroi się artykuł dla
naszego magazynu.
Słowo magazyn dzwięczało niczym echo w mózgu Marka. Coś w nim pękło. To ona jest dziennikarką? I
chodziło jej tylko o materiał do reportażu o nim? Co za idiota z niego, że jej zaufał! Oczy zaszły mu mgłą. To
pewno pot. Bo- przecież nie łzy, do licha!
Jakżeż musiała się z niego uśmiać! %7łałosny pijaczyna, który zakochał się w oszustce.
- Artykuł...? - mówiła Audrey podchodząc do drzwi. Obróciła się w stronę tego nadętego faceta, spojrzała
mu przez ramię i napotkała wzrok Marka. - Nic z tego! - wykrzyknęła.
Mark chętnie chwyciłby ją za szyję i udusił.
- Wynoś się! - wrzasnął. - Oboje wynoście się, i to już!
Audrey podeszła do niego z wyciągniętą ręką.
- Mark, to nie jest tak, jak myślisz! Proszę cię, pozwól mi wytłumaczyć! Ja... nie chciałam cię skrzywdzić.
Cofnął się.
- Nie dotykaj mnie! - Skrzyżował ramiona na piersi i przyglądał się jej ironicznie. - Mam za swoje! Szkoda
słów!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- 39. Douglas Gail NamiÄtnoĹci 39 Dama w Teksasie
- M074. Webber Meredith Na skrzydĹach namiÄtnoĹci
- Jordan Penny Skrywana namiÄtnoĹÄ
- Saga o Ludziach Lodu 32 GśÂód
- Broadcast Bd Govs OIG Probe of Cuba Broadcasting
- Fryderyk Nietzsche Z genealogii moralnośÂci (m76)(1)
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 01] Time's Eye (v4.0) (pdf)
- Grenville Kleiser Fifteen Thousand Useful Phrases (pdf)
- Niespodzianka na 6 liter
- De Witt Marie Oszustwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aircar.opx.pl