[ Pobierz całość w formacie PDF ]

111
Å›cia lat - powiedziaÅ‚a Rosy, podchodzÄ…c do okna i rozsu­
wając zasłonę z seledynowego aksamitu.
Słoneczne światło dnia wdarło się do środka i ukazało
świetność materiałów, sprzętów i zwykłych detali.
- Słyszałam, że ten aksamit moi dziadkowie przywiezli
z Wenecji, gdzie spędzili miesiąc miodowy.
- Tak, wiem - potwierdził Guard stłumionym głosem.
Mogła się mylić, lecz wydało się jej, że usłyszała w jego
głosie nutę współczucia. Tak jakby żałował jej, iż znalazła
siÄ™ w tak trudnym poÅ‚ożeniu i musi robić rzeczy, przeciw­
ko którym wewnętrznie się buntuje.
- Rosy, wiem, że to nie jest łatwe dla ciebie...
Postąpił krok w jej stronę, ona zaś tak się zlękła, że za
chwilÄ™ jÄ… dotknie, pogÅ‚adzi, obejmie, czy też wrÄ™cz przy­
tuli, iż wyciągnęła przed siebie ręce w obronnym geście.
- Trzeba pomyśleć o obleczeniu świeżej pościeli. Mam
nadzieję, że znajdzie się prześcieradło, które zakryje ten
ogromny materac.
- Tak, łóżko naprawdÄ™ jest gigantyczne. Nie tylko wy­
starczy tu miejsca na jedną małżeńską parę, lecz jeszcze
na kilka pluszowych wałków.
- Wałków? O jakich wałkach mówisz? - zapytała
w bezmiernym zdumieniu.
- Chyba widziaÅ‚aÅ› w życiu taki waÅ‚ek? Bardzo pożyte­
czna rzecz. Zazwyczaj służy za coś w rodzaju walcowatej
tapicerskiej poduszki, ale można też nim rozdzielić łóżko,
by uzyskać w ten sposób dwie oddzielne kwatery. Wałek
poza tym to wypróbowany rekwizyt w romantycznych po­
wieściach.
Obdarzyła go bladym uśmiechem.
- Nawet gdyby w tym domu były jakieś wałki, nie mo-
O%7Å‚EC SI ZE MN
112
glibyśmy ich użyć. Czy zapomniałeś o Edwardzie? Już
przecież zajrzał do mojego pokoju, może też wścibić nos
i tutaj. - Nagle jej głos załamał się, a w oczach zabłysły
łzy. - Szczerze wyznaję, iż nie przewidziałam, że dojdzie
do czegoÅ› takiego. ChciaÅ‚am tylko uratować ten dom. - Sa­
ma była zdumiona przejmującą żałością, jaka zabrzmiała
w jej głosie.
- Rosy, widzę twój ból i twoje z nim zmagania. Ale
pozwól popÅ‚ynąć Å‚zom. WypÅ‚acz siÄ™, a na pewno przynie­
sie ci to ulgÄ™.
Podszedł do niej, objął i przytulił z delikatnością, której
w ogóle u niego nie podejrzewała. Ona zaś, na przekór
tamtemu wyciągnięciu rąk w obronnym geście, przyjęła
jego bliskość niczym dobroczynny dar losu. Złożyła głowę
na jego ramieniu i faktycznie pozwoliła popłynąć łzom.
Szlochała, czując równocześnie, że jest w tej chwili jakby
mniej samotna i opuszczona, bo ktoś wreszcie zaofiarował
się chronić ją i wspierać, tak jak chronili ją i wspierali
ojciec i dziadek, dopóki nie zabrała ich bezlitosna śmierć.
- To miaÅ‚o być zupeÅ‚nie inaczej - powiedziaÅ‚a pochli­
pujÄ…c. - Guard, tak siÄ™ bojÄ™. I co my teraz zrobimy?
- Jest tylko jeden sposób, który pozwoli nam raz na
zawsze pozbyć się Edwarda.
Rosy uniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚a na Guarda z niedowie­
rzaniem w oczach.
- Chyba nie chcesz powiedzieć mu prawdy? Nie zamie­
rzasz przyznać się przed nim do oszustwa?
Guard skrzywił się, wypuścił ją z ramion i odwrócił się
do niej plecami. I znów wszystko było po staremu. Ona
była samotna, a Guard był tylko wspólnikiem w pewnym
przedsięwzięciu.
O%7Å‚EC SI ZE MN 113
- Oczywiście, że nie. Nie po to przyjąłem rolę
w tej sztuce, aby w Å›rodku drugiego aktu zejść ze sce­
ny i pójść sobie do pobliskiego pubu na piwo. Tak czy
inaczej, na jakiś czas rozstajemy się, gdyż muszę jeszcze
wpaść do biura. Przy odrobinie szczęścia będziesz miała
z głowy również Edwarda, gdyż zajęty przeprowadzką,
pewnie odłoży sobie dręczenie cię na nieco pózniejsze
godziny.
Powiedziawszy to, skinął jej głową i wyszedł.
Co siÄ™ staÅ‚o z tÄ… atmosferÄ… ciepÅ‚a i bliskoÅ›ci, która jesz­
cze minutÄ™ temu wydawaÅ‚a siÄ™ czymÅ› tak realnym? Dlacze­
go musiała tak szybko się ulotnić? Bo jednego Rosy była
pewna: Guard w pewnym momencie szczerze chciał ją
pocieszyć, podtrzymać na duchu, nawiązać z nią bardziej
intymny, bardziej ludzki kontakt. Ale byÅ‚a też pewna rze­
czy wręcz przeciwnej: Guard przeklinał chwilę, w której
wyraziÅ‚ zgodÄ™ na to małżeÅ„stwo. Gra okazaÅ‚a siÄ™ zbyt ry­
zykowna i zaczęła przypominać chodzenie po linie nad
przepaścią.
- Mam nadzieję, że doceniasz, co dla ciebie robimy
- szepnęła, zwracając się do ścian starego domostwa
i wsłuchując się w zalegającą po kątach ciszę stuleci.
Pani Frinton przyklepaÅ‚a poduszki, raz jeszcze naciÄ…g­
nęła przeÅ›cieradÅ‚o, wygÅ‚adziÅ‚a koÅ‚drÄ™ i cofnÄ…wszy siÄ™ o kil­
ka kroków dla uzyskania krytycznego dystansu, spojrzała
na swoje dzieło z wyrazem satysfakcji w oczach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony