[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze - odezwałam się w końcu. - Będę jezdzić, ale naprawdę będę potrzebowała
wsparcia moralnego.
Niemal zobaczyłam uśmiech zadowolenia Karen.
- Fantastycznie! Wszystko będzie dobrze! Tylko poczekaj!
ROZDZIAA 7
Dwa następne tygodnie minęły jak we śnie. Chodziłam do szkoły, pośpiesznie
odrabiałam lekcje i biegałam na lodowisko. Każdą wolną chwilę zabierały mi zajęcia, próby
Królewny Znieżki i ćwiczenia na własną rękę.
Najtrudniejsze były próby. Nie raz wróciłam do domu z obolałymi nogami i
złamanym sercem, gotowa ze wszystkiego zrezygnować. Karen dotrzymała słowa.
Przychodziła na wszystkie zajęcia, zachęcała mnie i podtrzymywała na duchu, prawie jak
osobisty trener.
Jednak od najtrudniejszego treningu gorsze były próby z Paulem. Kiedy powiedziałam
Karen, że nie zrezygnuję z udziału w przedstawieniu, obiecałam sobie, że spróbuję trzymać
się jak najdalej od Paula. Tylko w ten sposób mogłam się skupić na jezdzie i zapomnieć o
bólu, jaki mi sprawił. Unikałam patrzenia na niego. Odjeżdżałam jak najszybciej, gdy się
zbliżał. Starałam się przekonać siebie, że bez trudu pozbędę się uczucia, jakie wzbudzał we
mnie Paul. Niestety, myliłam się. Mimo iż byłam pewna, że zależy mu wyłącznie na Becky.
Nie potrafiłam się powstrzymać od podglądania ich, gdy razem ćwiczyli. Trzymał ją
delikatnie w ramionach. Jak na nią patrzył! Nie mogłam konkurować z Becky. Była tak ładna,
jezdziła tak dobrze. Miała wszystko, czego mnie brakowało. Próbowałam nie zwracać uwagi
na fakt, że często razem przyjeżdżali i razem wychodzili. Tworzyli idealną parę na lodzie i... i
nie tylko na lodzie.
- W porządku, kochani. To wszystko na dzisiaj - rozległ się na lodowisku głos
Shawna. Był piątkowy wieczór. - Czy mogę na chwilę poprosić krasnoludki?
Ktoś wyłączył magnetofon i na lodowisku zapanowała cisza. Było słychać jedynie
szum łyżew sunących po lodzie, gdy siedmiu krasnoludków pośpiesznie podjechało do
Shawna.
Skierowałam się do wyjścia, gdzie jak zwykle czekała na mnie Karen.
- Byłaś wspaniała, Lin! - zawołała z zachwytem.
- Naprawdę zrobiłaś na mnie wrażenie! Poszłyśmy do szatni. Próbowałam rozetrzeć
zesztywniały bark.
- Nie było to zbyt wielkie osiągnięcie. Nie zrobiłam dzisiaj nic szczególnego. -
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. - Ale i tak dziękuję.
Wycierałam łyżwy do sucha, gdy usłyszałam zbliżające się kroki. Karen usiadła
okrakiem na ławce i szepnęła do mnie:
- Nie oglądaj się teraz, ale... - Umilkła, lecz po jej minie domyśliłam się, że to Paul.
Szybko założyłam kilka mokrych kosmyków za ucho i próbowałam uspokoić bijące
serce. Jak z nim rozmawiać? Co chce mi powiedzieć?
- Cześć, Lindsey. Odwróciłam się i spojrzałam na niego z nadzieją, że udało mi się
przybrać zdziwioną minę.
- Och, cześć, Paul. Uśmiechnął się do mnie.
- Chciałem, żebyś wiedziała, że wspaniale dajesz sobie radę z rolą. Rozmawiałem z
Shawnem i obaj stwierdziliśmy, że twój występ zrobił na nas ogromne wrażenie. Z każdym
dniem coraz lepiej jezdzisz.
- Dzięki. - Próbowałam zachować obojętność. - Włożyłam w to dużo wysiłku.
- Opłaciło się. Naprawdę wspaniale wyglądasz na lodzie.
Gorączkowo wymyślałam jakąś błyskotliwą odpowiedz, ale miałam kompletną pustkę
w głowie. Karen nie próbowała mi pomóc. Udawała, że czegoś szuka w mojej szafce.
Siedziałam więc, uśmiechając się do Paula i czując się jak potworna idiotka.
- Chyba już sobie pójdę - powiedział w końcu, przerywając niezręczną ciszę. - Jeśli
będzie ci potrzebny transport, bez wahania mi o tym powiedz.
- Dzięki. Ale nie potrzebuję. To znaczy nie potrzebuję transportu - odparłam. - Sama
już jeżdżę. Rodzice dopisali mnie do polisy ubezpieczeniowej. - Po raz pierwszy żałowałam,
że to zrobili.
- Zwietnie. - Paul nie ruszył się z miejsca. Zastanawiałam się, czy chce mi jeszcze coś
powiedzieć.
- Paul? Ach, tu jesteś! - zawołała Becky wchodząc do szatni. Miała policzki
zaróżowione od wysiłku, ale każde złote pasmo włosów leżało na swoim miejscu. - Wszędzie
cię szukałam! Tak się cieszę, że złapałam cię przed wyjściem. Czy twoja propozycja jest
nadal aktualna? Jeśli tak, to dobrze, bo okazało się, że nie ma mnie kto odwiezć do domu.
Nagle poczułam się tak, jakbym dostała silny cios w żołądek. Wszystko wskazywało
na to, że Paul zaproponował mi podwiezienie tylko dlatego, że Becky zrezygnowała. Byłam
na siebie zła, że uwierzyłam choć na krótko, iż Paul chce spędzić ze mną trochę czasu.
Becky odwróciła się do mnie z uśmiechem.
- Cześć, Lindsey! Jesteś naprawdę wspaniałą królową! - stwierdziła z entuzjazmem. -
Szkoda, że nie mamy więcej wspólnych scen. Chciałabym częściej z tobą jezdzić.
Jasne, pomyślałam sobie. Nie mogłam jej uwierzyć.
Miała przecież cudowną romantyczną scenę z Paulem. Po co miałaby chcieć jezdzić z
kimś innym?
- Dzięki - wymamrotałam i włożyłam łyżwy do torby.
- Do zobaczenia, Lindsey, cześć, Karen. - Paul pomachał nam ręką, a ja zazdrośnie
patrzyłam, jak Becky wychodzi za nim z szatni.
- Nic nie mów - powiedziała Karen i podała mi kurtkę. - Dobrze wiem, co myślisz.
- Co? - spytałam z niewinną minką.
- Wiesz, co. Włożyłaś maskę  okrutnej królowej , Lindsey. Wez się w garść i nie
pozwól, żeby ta sytuacja z Paulem i Becky cię przygnębiła. Tak dobrze dawałaś sobie radę.
Narzuciłam kurtkę.
- Wszystko przez to, że przez ułamek sekundy myślałam... wydawało mi się...
- Tak, wiem - przerwała mi łagodnie Karen. - Spróbuj o tym zapomnieć, Lin. Jeśli
Paul naprawdę cię lubi, znajdzie sposób, żeby ci o tym powiedzieć. Natomiast jeśli cię nie
lubi, zostają ci jeszcze łyżwy.
Pośpiesznie wyszłyśmy na mrozne powietrze. Usiadłam za kierownicą samochodu
rodziców, a Karen usadowiła się na siedzeniu obok.
Zapięłyśmy pasy. Włączyłam się do ruchu. Bardzo ostrożnie wyprzedzałam. Była
właśnie godzina szczytu i na ulicach panował tłok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony