[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobiegła do radiotelefonu, żeby zadzwonić do męża.
Mężczyzni spali; trwało wieki, zanim ktokolwiek odebrał telefon. Matka
kompletnie się załamała; kiedy wreszcie usłyszała głos męża, zanosiła się
takim szlochem, że ledwo była w stanie mówić. Jake'owi serce pękało z
rozpaczy. Próbował przytulić matkę; pytał, co się stało i jak może jej pomóc.
W końcu przestała płakać i zimną dłonią pogładziła syna po twarzy.
Musisz być dzielny, kochanie. Wkrótce przyleci pan doktor. Zapal w
domu wszystkie światła i czekaj na niego na werandzie.
Dobrze, mamusiu szepnął, chociaż nie chciał matki zostawiać samej.
A potem przyprowadz go do mnie.
Z cichym jękiem odwróciła się i przyciskając rękę do ust, jakby bała się,
że zaraz zwymiotuje, chwiejnym krokiem oddaliła się do sypialni. Przez
otwarte drzwi chłopiec zobaczył, jak matka osuwa się na łóżko i leży
kompletnie bez ruchu. Ignorując polecenie matki, aby czekać na werandzie,
pognał za nią do sypialni. Potrząsnął ją delikatnie za ramię. Po chwili,
zanosząc się płaczem, potrząsnął ją mocniej; błagał, by się obudziła. Nie
reagowała na jego prośby.
I wtem dostrzegł dziwne zawiniątko.
89
R
L
T
Obszedł na palcach łóżko. Zobaczył malutką twarzyczkę; owinięte
szalem niemowlę leżało tak blisko krawędzi, że bez trudu mogło spaść. Oczy
miało zamknięte. Jake podniósł maleństwo i dotknął jego twarzy. Była zimna.
Strach chwycił go za gardło.
Niech zjawi się lekarz! Albo ojciec z Royem!
Nie mogąc powstrzymać łez, Jake ostrożnie ułożył niemowlę w kołysce
stojącej w rogu sypialni, następnie przykrył matkę kocem i wyszedł na
werandę, by czekać na przylot lekarza.
Dość skutecznie zepchnął te obrazy w najdalszy kąt pamięci. Czasem
pojawiały się w koszmarach nocnych, ale rzadko. Dziś jednak, kiedy zobaczył
brzuch Mattie, zalała go fala wspomnień.
Tamtej nocy wiele razy wracał do sypialni rodziców, modląc się o to,
aby mama się obudziła. Ani ona, ani dziecko nie dawali znaku życia.
Dopiero po kilku godzinach Jake usłyszał tętent koni, jednocześnie
ujrzał światła lądującej awionetki. Ojciec z Royem przybył w tym samym
czasie co lekarz.
Lekarz wbiegł do domu, ojciec za nim. Zamknęli za sobą drzwi. Jake
znalazł pocieszenie w ramionach Roya. To Roy mu powiedział, że mama
wyzdrowieje,ale braciszek niestety nie żyje. To Roy nie odstępował go na
krok przez cały następny dzień. To Roy wyjaśnił mu, co oznacza
przedwczesny martwy poród. To Roy zapewnił chłopca, że nie ponosi żadnej
winy. Nic nie można było zrobić.
Wydawszy z siebie ochrypły jęk, Jake oparł się o kierownicę. Siedział
tak, wpatrując się w ulewny deszcz.
Dziś jako dorosły, trzezwo myślący człowiek wiedział, że to, co spotkało
jego matkę, to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Mieszkała na odludziu,
lekarz nie zdążył dotrzeć w porę. W Sydney taka sytuacja nie miała prawa się
90
R
L
T
wydarzyć. Mimo to bał się. Sama myśl o ciąży i narodzinach przepełniała go
trwogą. Nigdy więcej nie chciał przeżyć czegoś podobnego.
Dzięki Bogu, że miał na tyle rozumu, aby wyjść z mieszkania Mattie.
Nie rozumiał, dlaczego rozsądna młoda kobieta postępuje tak
nieodpowiedzialnie. Dlaczego naraża własne życie.
Dlatego, że Mattie nie jest typową dziewczyną, odpowiedział sam sobie.
Jest kimś wyjątkowym. Fantastycznie wygląda w koronkowej bieliznie. Ma
wielkie serce, emanuje ciepłem, serdecznością...
Nie! Jeśli zacznie myśleć o jej zaletach, trudniej mu będzie się od niej
uwolnić. A przecież już zdecydował: nie chce się angażować, nie chce się o
nią martwić, czuć się za nią odpowiedzialny.
Przekręcił klucz w stacyjce. Musi trzymać się od niej jak najdalej. Kiedy
jednak stanął na czerwonym świetle, przewinęło mu się przed oczami kilka
najbliższych miesięcy z życia Mattie. Blizniacza ciąża odciśnie na niej
ogromne piętno. Mattie będzie sama, zdana wyłącznie na siebie... Czy
naprawdę sądzi, że ze wszystkim sobie poradzi? Dlaczego jest taka uparta?
Towarzystwo kogoś bliskiego bardzo by jej pomogło.
Ruszył, kiedy światło się zmieniło. Nie potrafił odzyskać spokoju. Na
myśl o Mattie rodzącej bliznięta walnął pięścią w kierownicę. Surogatka...
Psiakrew, za daleko się posunęła! To było jak jazda jednokierunkową
ulicą bez możliwości zawrócenia. Zresztą teraz już i tak jest za pózno. Czuł
się równie bezradny jak wtedy, gdy miał dziewięć lat.
Nie chciał się angażować. Ale czy ma wybór?
Mattie potrzebuje pomocy. Nie podjął świadomie decyzji, po prostu
zaczął jezdzić w kółko, aż znów znalazł się przed jej domem. Zatrzymał auto,
wysiadł i ruszył biegiem do drzwi, tym razem bez kurtki.
Zastukał. Brutus ponownie zaczął jazgotać.
91
R
L
T
Znów czekał nieskończenie długo, aby Mattie otworzyła. Kiedy ją
zobaczył, poczuł się koszmarnie. Oczy miała spuchnięte i załzawione, nos
czerwony. Trzymała w ręce garść mokrych chusteczek. Na jego widok
zaniosła się gwałtownym szlochem.
Mattie, ja...
Potrząsnęła głową i przytknęła dłoń z chustkami do ust. Poczuł ucisk w
gardle. Nie mógł znieść myśli, że to przez niego Mattie płacze! Gdyby
ktokolwiek wyrządził jej krzywdę, on bez wahania porachowałby mu kości.
Chciałem sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku
powiedział. Widzę, że nie jest.
Nie zaprosiła go do środka. Stojąc w drzwiach, wierzchem dłoni otarła
mokre policzki.
Już ci mówiłam, Jake. Czuję się dobrze. Nie musisz się o mnie
martwić.
Kto się tobą opiekuje?
Nie potrzebuję żadnej opieki. Wytarła głośno nos, resztki łez wytarła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 135 MiĹoĹÄ na sprzedaĹź
- 07. McMahon Barbara Spotkanie na pustyni
- D310. Boswell Barbara Sekret i zdrada
- 174.Barbara KrzysztoĹ Karolino, nie przeszkadzaj
- McMahon Barbara Ĺťona na tysiÄ c nocy
- Cartland Barbara Znak miĹoĹci(1)
- McMahon Barbara Druga miĹoĹÄ(1)
- Cartland Barbara Tajemnica doliny
- Cartland Barbara Drzewo miĹoĹci
- D181. Boswell Barbara ZĹamane zasady
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jungheinrich.pev.pl